Zaczyna być wesoło | dzień 12
Kiedy już się godzisz na samotność, nagle robi się wokół ciebie gwarno. I też pięknie.
Po raz kolejny wychodzę na trasę sam. W sumie to chyba tylko raz mi się zdarzyło, pamiętacie, to było z Francuzem Remim, że miałem od rana jakiegoś kompana, a poza tym idę niemal cały czas sam. I szczerze powiem, nie do końca tak to sobie wyobrażałem, bo jednak liczyłem na więcej towarzystwa. Nie żebym się skarżył, bo tak też jest fantastycznie, już wam mówiłem, że chyba nigdy w życiu się tyle nie modliłem, co teraz na szlaku. No i mam bardzo dużo czasu, żeby myśleć o moich przyjaciołach, o tych których kocham i których mam spakowanych w moim plecaczku. Pogoda jest fantastyczna dla pielgrzyma, słońce za chmurami, więc idę jak przeciąg.
Patrycja i jej dylematy
Wygląda na to, że Pan Bóg wychodzi naprzeciw moim porannym rozterkom, bo już po około godzinie spotykam Jima z Waszyngtonu, który jest na swoim piątym camino. Jim zatrzymuje się w barze na śniadanie, więc za długo nie pogadamy, bo ja po kawie ruszam dalej.
Po kolejnych dwóch godzinach doganiam Patrycję, która jest Argentynką, a mieszka w Turynie. Mam okazję porozmawiać trochę po włosku i Patrycja opowiada mi swoje życie. Przez jakiś czas mieszkała w Boliwii i tam wypracowała sobie niezłą emeryturę, ale państwo włoskie chce jej zabrać aż 30 %. Natomiast w Portugalii polityka fiskalna jest inna i więcej by jej zostało w kieszeni, dlatego poważnie myśli o tym, aby się tutaj przeprowadzić. Razem z synem, który w tym roku ma iść na uniwersytet. Więc oczywiście myślą o Coimbrze. Patrycja bardzo cierpi na drodze, mówi, że jeden dzień idzie, a jeden odpoczywa, a urlopu ma na tyle, żeby dojść do Porto, ale nie wie, czy da radę. Okazało się, że w Mealhadzie spała w tym samym schronisku co ja, a dzisiaj wyszła na drogę dwie godziny przede mną i dogoniłem ją po trzech godzinach, a przecież wcale szybko nie maszeruję. Rzeczywiście kiedy idziemy razem wleczemy się niemiłosiernie i w pewnym momencie Patrycja mówi, żebym się nią nie przejmował, tylko szedł dalej swoim rytmem, a ona swoim. Więc żegnamy się i mówię, że pewnie się jeszcze spotkamy, a Patrycja przecząco kręci głową z miną, która mówi: „No co ty? Przecież widzisz, że wlokę się jak ślimak”.
Domy widma i ludzie z krwi i kości
Przyspieszam kroku i przechodzę przez miasteczko Arcos. I mijam tam całe ulice pięknych niegdyś domów, dzisiaj opustoszałych i zniszczonych, straszących powybijanymi oknami. Naprawdę przygnębiający widok, bo kiedyś to były wspaniałe budowle. Może to dobra okazja, aby zaznaczyć, że w Portugalii jest bardzo wiele opuszczonych domów, zwłaszcza w małych wioskach, co można jakoś zrozumieć, natomiast widok takich apokaliptycznych ulic w dość sporym mieście, jakim jest Arcos, jest niesłychanie dołujący.
Humor poprawia mi się kiedy spotykam kolejnych ludzi na szlaku: Patryka z Niemiec, który idzie sam, a potem parę z Norwegii, która pielgrzymuje do Porto. Da Aguedy, gdzie mam zamiar przenocować, docieram razem z Kalifornijczykiem chińskiego pochodzenia Mackiem, którego też zdążyliście już poznać. Bardzo nam się podoba to miasteczko z wiszącymi nad ulicami kolorowymi parasolkami i cieszę się, że z Mackiem pójdziemy coś razem zjeść, ale kiedy ja robię zdjęcia amerykański Chińczyk zapadł się jak pod ziemię.
Zrezygnowany ruszam w kierunku uliczki z licznymi barami i zgadnijcie kogo widzę przy stoliku na zewnątrz jednego z nich? Francuz Remi i Niemka Daniela delektują się miejscowym smakołykiem leitao, czyli pieczonym prosiakiem. Oczywiście dosiadam się do nich i podczas posiłku dowiaduję się, że Daniela będzie nocować w tym samym albergue co ja, natomiast Remi znowu musi iść dalej, żeby dotrzeć do Porto, a potem zdążyć na pogrzeb wujka. Natomiast Daniela jest totalnie zmasakrowana, a właściwie ma zmasakrowane stopy, a to przecież dopiero drugi dzień jej pielgrzymowania. Kiedy potem idziemy do leżącego za miastem albergue St. Antonio, droga jest ciągle pod górę, co i mnie daje popalić, Daniela nie może się doczekać, kiedy wreszcie będzie mogła opatrzyć swoje rany. Przed albergue żegnamy się z Remim i zajmujemy miejsca w zbiorowych pokojach, ale nie ma nas tam za wielu, więc prawie każdy ma „swój” pokój.
Włoska kolacja
Okazuje się, że w albergue jest już Patrick z Niemiec, a potem dociera również Amerykanin Jim, Guido z Holandii, a na koniec Włoch Giuseppe. Patrick proponuje żebyśmy coś sobie razem przygotowali na kolację, więc korzystając z obecności Włocha decydujemy się na makaron. Patrick idzie na zakupy i około 19.00 rozpoczyna się gotowanie. To znaczy Giuseppe gotuje, a my kibicujemy. Fajnie się złożyło, że Giuseppe akurat tutaj rozpoczyna swoje camino. Rok temu doszedł z Lizbony do Águedy właśnie, a dzisiaj tutaj rozpoczyna swoją drogę do Santiago. Fettucine są znakomite i nikt się nie broni przed dokładką. Smakują nam nawet bardziej niż leitao, które z Danielą mieliśmy na obiad. I jest dużo czasu na rozmowy. Daniela niedawno straciła mamę, a także pracę z powodu załamania nerwowego. Giuseppe jest po rozwodzie, a z byłą żoną (Peruwianką) ma czwórkę dzieci.
Tak sobie myślę, że wszystkie te osoby, z którymi dzisiaj się spotkałem mają jakieś problemy, trudności, cierpienia. Remi jedzie na pogrzeb wujka. I nikt z nich (oprócz Niemca Patricka) nie ma aż tyle co ja czasu wolnego na Camino. I mnie absolutnie nic nie boli. Więc kiedy dostajecie ode mnie maila i tam na dole jest napisane To blessed to be stressed (zbyt błogosławiony, żeby się stresować), to nie jest jakiś tam slogan. To dokładne odzwierciedlenie mojego życia.
Maelhada -> Águeda 26 km.
W Águedzie zatrzymywali się w drodze do Santiago słynni pielgrzymi m.in. św. Izabella Aragońska i nieświęty Andrzej Klimek.
Tekst i zdjęcia ks. Andrzej Antoni Klimek
Film z drogi | dzień 12
Zdjęcia: Arcos – miejscowość widmo z przygnębiającymi ruinami pięknych niegdyś budowli; Asulejo z obrazem św. Jakuba i życzeniami od miasta Guim dobrego pielgrzymowania;
Águeda – miasteczko pełne kwiatów i parasolek nad ulicami (pozostałość po festiwalu sztuki z 2012 r.), w którym św. Izabela zatrzymała się w drodze do Santiago; spotkanie na szlaku z Argentynką Patrycją żyjącą w Turynie
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!