TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 20 Lipca 2025, 15:19
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Śladami biblijnych tajemnic

Śladami biblijnych tajemnic

ks. Kowalik

Rozmowa z ks. Krzysztofem P. Kowalikiem, autorem książki ,,Śladami Jezusa, wędrówki po Ziemi Świętej”, przewodnikiem pielgrzymek po Ziemi Świętej i wykładowcą Wyższego Seminarium Duchownego w Kaliszu.

Anika Djoniziak: W niedzielę, 4 października 2009 roku do rąk czytelników ,,Opiekuna” trafił numer, w którym ukazał się pierwszy artykuł Księdza w nowym, choć nie pierwszym publikowanym na naszych łamach, cyklu. Po serii artykułów związanych z miejscami św. Pawła, tym razem miały to być wędrówki po ścieżkach ojczyzny Jezusa. Po niespełna pięciu latach ukazała się książka ,,Śladami Jezusa – wędrówki po Ziemi Świętej” zbierająca kilkadziesiąt artykułów w całość. Wróćmy jednak do początków. Czy pamięta Ksiądz swoją pierwszą pielgrzymkę do Ziemi Świętej? Kiedy to było?

Ks. Krzysztof P. Kowalik: To są rzeczy, których się nie zapomina, szczególnie, jeśli przychodzą w sposób, którego by się człowiek nie spodziewał. Zanim była pierwsza pielgrzymka, w zupełnie inny sposób spotkałem się z Ziemią Świętą. Kiedy byłem na drugim roku seminarium, około roku 1986, wyjazd za granicę dla nas, jako studentów był czymś abstrakcyjnym, jednak pojechali do Ziemi Świętej nasi księża profesorowie. Dostaliśmy wtedy od nich prezenty – pocztówki (dziś kupuje się takie na Górze Oliwnej u sprzedawcy, który ma zawsze żelazny repertuar – trzydzieści kartek za tzw. one dolara). Do dzisiaj ta pocztówka mi się zachowała, to było zdjęcie Ściany Płaczu i modlącego się przy niej człowieka – to moje pierwsze spotkanie z tą ziemią, czymś, co dla mnie wydawało się nieosiągalne. Jednak okazało się, że nie do końca, bo niedługo potem, jeszcze w czasie studiów, od mojego promotora ja i kilka osób dostaliśmy propozycję wyjazdu do Ziemi Świętej i to było pierwsze wyruszenie w strony, które do tej pory znałem tylko z opowieści, albo z kart Biblii, czy ze zdjęć. Tak, jak Biblia jest Księgą Obietnicy, tak ta ziemia jest takim miejscem, którego chciałoby się zobaczyć, doświadczyć, przeżyć. Trudno więc zapomnieć chwilę, kiedy ta tęsknota zaczęła się realizować.

AD: Jak wypadła ta pierwsza konfrontacja marzeń, tęsknot i wyobrażeń z rzeczywistością?
Tej pierwszej konfrontacji zawsze towarzyszy wielkie drżenie serca. Odwołam się tutaj do mojego pierwszego w dzieciństwie wyjazdu nad morze. Podczas jazdy ciągle myślałem: jak ono wygląda, jakie ono jest, czy da się ogarnąć jakoś, zobaczyć? I nagle ukazuje się pewien bezmiar, który wydaje się niewyczerpany. Pierwsze spotkanie z Ziemią Świętą też jest takim bezmiarem, jakby niewyczerpanym: dotyka się tych miejsc z myślami – aha, to jest miejsce narodzenia Jezusa, to są te ścieżki, po których chodził z apostołami, ale z drugiej strony trzeba przyzwyczaić się, że to wszystko stało się w pewien sposób współczesne. Trzeba było czasami niektóre miejsca pozostawić w wyobraźni i szukać choćby najmniejszych śladów miejsc, w których wydarzyła się Ewangelia. A do tego wchodziło się, poza miejscami biblijnymi, w kraj, który (dzisiaj tej różnicy już nie ma) od strony technicznej był zupełnie inny, bardziej rozwinięty. Na początku, przy tym pierwszym spotkaniu, chłonie się wszystko jak gąbka. Wszystko wydaje się rozmiarów o wiele większych, niż jest w rzeczywistości. Przy tym nie spodziewałem się wtedy, że kiedykolwiek pojadę jeszcze do Ziemi Świętej.

Krzysztof Lewiński: Mówiliśmy o studium Biblii. Czy głębsza znajomość Pisma Świętego pomaga przygotować się do takiej pielgrzymki?
Myślę, że na pewno. Trzeba jednak spojrzeć na to jeszcze w dwóch innych aspektach. Jeden to pewna ilość wiadomości z archeologii, które czasem próbują uściślić, stawiają wiele pytań i stąd pojawiają się czasem wątpliwości. Na ile mogę mieć pewność, czy dane wydarzenie rozegrało się właśnie w tym, a nie innym miejscu. Na samym początku muszę sobie odpowiedzieć na pytanie, co będę chciał w Ziemi Świętej robić. Czy idę szlakiem ściśle archeologicznym, czyli szukam dokładnie faktów, udowodnienia miejsc, czy też trochę pozwalam opaść temu napięciu i chcę zobaczyć pewne tło, po prostu świat Biblii.
Nie wyobrażam sobie bycia w Ziemi Świętej bez tekstu Biblii, by otwierać ją, czytać; by właściwie tekst biblijny oprowadzał. Jeżeli tak, to pamiętajmy, że Biblia jest księgą potężną, ma zasób olbrzymi. Studia w tym momencie dają możliwość wybrania sobie kilku punktów, które potem pozwalają na nowo czytać Biblię w kontekście Ziemi Świętej.

AD: Jak to się stało, że został Ksiądz przewodnikiem po Ziemi Świętej?
Kiedy nas zaproszono na wyjazd do Ziemi Świętej, trafiło nam się to jak przysłowiowej ,,ślepej kurze ziarno”, bo okazało się, że biuro podróżny nam tę podróż funduje. Był jednak pewien ,,haczyk”, bo każdy z nas miał przygotować sobie jedno z miejsc, jedno z sanktuariów i pod czujnym okiem promotora oprowadzić grupę, czyli zrobić coś, czego nigdy nie robił i w miejscu, w którym nigdy w życiu się nie było. Studia dają więc od strony teoretycznej pewną znajomość miejsc, ale trzeba było sobie wziąć jeden, drugi przewodnik. Dla nas punktem odniesienia był wydany wtedy w języku polskim przewodnik Murphy’ego O’Connora, biblisty-karmelity, który pokazuje Ziemię Świętą kamień po kamieniu. Idziemy wtedy od jednego fundamentu do drugiego i rozróżniamy ich warstwy, które po jakimś czasie zaczynają nam się zlewać, mylić i zaczyna się ,,parowanie” w grupie. Trzeba pamiętać, że nie oprowadza się archeologów, ale chce się umożliwić ludziom pielgrzymowanie, które ma to do siebie, że ma prowadzić do spotkania człowieka z Bogiem. W związku z tym trzeba też pomyśleć o tej perspektywie duchowej – o tym, w jaki sposób to miejsce może pomóc człowiekowi słuchać słowa Bożego, dać mu możliwość modlitwy.
Każdy z nas taki chrzest bojowy przechodził, mnie przypadło w udziale Kafarnaum. Na szczęście tutaj Pan Bóg posłał mi Anioła Stróża w postaci kolegi, który studiował i w czasie, kiedy były kupowane bilety, on błyskawicznie oprowadził mnie pokazując, gdzie, co jest (znałem to tylko z planu). Sprawdza się więc to, co Biblia mówi, że Pan Bóg pośle Anioła przed tobą. Wierzę, że to się realizuje w sposób bardzo konkretny, a Bóg posługuje się do tego człowiekiem. Oprowadzanie musiało wypaść nie najgorzej, skoro tego samego dnia dostałem propozycję ruszenia z grupą. Oczywiście potem zacząłem zdobywać doświadczenie, ucząc się na błędach.

KL: Na czym polega różnica w przygotowaniu do takiego wyjazdu zwykłego pielgrzyma i przewodnika po Ziemi Świętej?
Pielgrzym ma ten komfort, że jest oprowadzany i ma prawo oczekiwać, że przewodnik go odbierze z lotniska. Ma prawo wziąć plan trasy i odhaczać punkt po punkcie, czy program jest zrealizowany. Zdarza się tak, że ludzie nie zdają sobie sprawy, że Ziemia Święta jest mała, sanktuaria są niewielkie i nie ma możliwości, tak jak w Polsce, żeby z trasy zadzwonić, że chcielibyśmy dzisiaj odprawić Mszę św. Sanktuaria w Ziemi Świętej funkcjonują, jak szwajcarski zegarek - to dotyczy czasu otwarcia, zamknięcia, jak i odprawiania Mszy św., której czas trzeba sobie zarezerwować, dostaje się bilet, którego nie można zgubić (ja go sobie od razu kseruję). Jeśli spóźniam się dziesięć minut bez uprzedzenia, to znaczy, że inna grupa ma prawo wejść w moje miejsce i choć gospodarze starają się jednak poczekać, to i tak muszę skończyć Mszę św. o godzinie, którą mam wypisaną na bilecie. Muszę więc zadbać o tę stronę ducha, jak i ciała, i logistyki. Wsłuchać się w to, co mówi kierowca, bo przyjeżdżam do kraju, po którym nie poruszam się samochodem, a czasami warto go posłuchać, bo będąc któryś raz w Ziemi Świętej on wie na przykład, gdzie o danej godzinie będzie korek. Śmieję się, że trzeba zabrać trzydzieści siedem i pół rzeczy i jeszcze piętnaście dodatkowych. Jakąś rezerwę medykamentów dla siebie i dla grupy, czy zapas strojów. Więc myśli się o piętnastu tysiącach drobiazgów i jeszcze o tym, żeby nie zapomnieć paszportu i legitymacji uprawniającej do oprowadzania.

AD: Jednym słowem przewodnik musi być wszechstronny...
KL: Bo przecież zdarzają się różne nieprzewidziane sytuacje...
Z sytuacji najbardziej osobliwych przypominam sobie na przykład tę, kiedy pewna osoba przyjechała do Ziemi Świętej bez paszportu i niewinnie zapytała, czy nie mogłaby przejść bez paszportu, a jutro rodzina go przyśle. Co było pomysłem absurdalnym oczywiście. Pamiętam też pana, który kiedy byliśmy w szlifierni diamentów, bo czasem coś takiego też się zwiedza, koniecznie chciał kupić koło do szlifierni (interesował się tym tematem). Zdarzają się różne sytuacje nietypowe, jak choćby ta, gdy przy bardzo surowej kontroli przeszedł pan, który miał nieważny paszport. Jednak to nie znaczy, że wszystko się udało, bo on dotarł na teren tego kraju, ja go musiałem odwieźć z powrotem, a wcale nie było powiedziane, że to się uda drugi raz. Musiałem więc z ambasadą zorganizować dla niego jakiś dokument podróży.
Innym razem, gdy już byliśmy w tzw. strefie bezcłowej, po odprawie paszportowej (zwykle odprawiam się ostatni) podchodzi do mnie pani i mówi, że poprosiła koleżankę, żeby przed odprawą zaczekała z jej torbami, a ona zrobi zakupy w strefie bezcłowej i po nią wróci. Nie ma jednak takiej możliwości, Izrael ma inne standardy bezpieczeństwa, więc musielibyśmy przechodzić jeszcze raz odprawę (co oznacza kilka dodatkowych godzin). Na szczęście ochrona zgodziła się, ponieważ mieliśmy zdjęcie grupowe, daliśmy je policjantce, która miała znaleźć ją i skierować do odprawy, bo nazwisko tej wystraszonej kobiety było przez megafon w komunikacie po angielsku, jak i po hebrajsku wymawiane w taki sposób, że nie było szans, żeby zorientowała się, że to o nią chodzi. Na szczęście wszystkie te sytuacje zakończyły się szczęśliwie i spokojnie.

KL: To jeśli chodzi o sprawy organizacyjne, a czy zdarzały się jakieś zabawne sytuacje, jeśli chodzi o biblijny i dzisiejszy świat Ziemi Świętej?
Tak, bo choć wydaje się, że pewne rzeczy są oczywiste, to ciągle trzeba o nich mówić. Kiedyś ze świecką przewodniczką, która tłumaczyła z zaangażowaniem pielgrzymom, czym jest szabat, przejechaliśmy na izraelską stronę Jordanii i padła propozycja, by wybrać się wieczorem na uroczyste zakończenie szabatu, na co z grupy padło pytanie jednego z panów: ,,Pani Aniu, a nie moglibyśmy iść jutro, bo dzisiaj to już jesteśmy zmęczeni?”
Innym razem oprowadzałem pielgrzymów po Jerychu opowiadając o kuszeniu Jezusa na pustyni, a jedna z pań zapytała, czy mógłbym zaprowadzić ich do świątyni. Nie kojarzyłem jednak z Jerycha żadnej świątyni. Na to pani wyciąga album i pokazuje świątynię w Jerozolimie, gdzie Pan Jezus był kuszony i nie zechciała zwrócić uwagi na podpis. Trzeba mieć do ludzi dużo cierpliwości.

KL: A jeśli chodzi o Księdza przeżycia, czy wielokrotne wizyty w Ziemi Świętej ubogacają kapłaństwo w sposób radosny pogłębiając wiarę, czy raczej sprawiają, że zadaje sobie Ksiądz coraz więcej trudnych pytań?
Wielokrotne wizyty w Ziemi Świętej mają to do siebie, że nigdy nie są takie same, dzięki ludziom uczestniczącym w pielgrzymkach. Największą lekcją, jaką otrzymuje się w Ziemi Świętej, poza tymi pierwszymi spotkaniami, jest to, w jaki sposób ludzie przeżywają to spotkanie, w jaki sposób chłoną miejsca święte i Ewangelię; w jaki sposób zaczynają otwierać się na słowo Boże, inaczej przeżywać Eucharystię – to, co dzieje się w liturgii w ciągu roku nagle w Ziemi Świętej jest skupione, jak w soczewce. Teraz niesiemy w pamięci liturgię nie jako pewien ,,teatr”, ale staje się ona wydarzeniem. Sam kiedy całuję ołtarz na początku Mszy św. przypominam sobie chwile, kiedy całuje się miejsce narodzenia Jezusa, miejsce ukrzyżowania, czy płytę grobu Pańskiego. Wtedy człowiek wielokrotnie czuje ten smak kapłaństwa, nawet jeżeli przychodzi moment zmęczenia, czy przesytu, w którym trzeba też zwolnić, żeby nie zamęczyć siebie i bliźnich. Najważniejsza jest więc nie tyle własna radość, co radość tych, których się oprowadza. To jest ziarno, które wpada w ziemię i kiełkuje, wzrasta i trudno to czasem po sobie zauważyć.
Czy pojawiają się pytania trudne? One zawsze są, bo zawsze pozostajemy w sytuacji pewnej niepewności, ta wiedza archeologiczna też pomnaża pytania, które czasem trzeba zostawić w postawie pokornego pielgrzyma. To jest też czasem sytuacja różnych ludzkich problemów, jednak myślę, że dla każdego księdza pobyt w Ziemi Świętej będzie wielkim bogactwem, bo jest u źródeł tego miejsca, które się łączy z Chrystusem, a więc u źródeł swojego powołania.

AD: Rzeczywiście, kapłan jest w tej sytuacji uprzywilejowany. Może być bliżej tych wszystkich tajemnic. Ale zwykły pielgrzym najczęściej będący w Ziemi Świętej pierwszy i ostatni raz zmaga się z wieloma trudnościami chcąc znaleźć chwilę na refleksję i modlitwę w ciszy. Od zawsze przecież miejsca związane z wydarzeniami biblijnymi są tłoczne, dzisiaj wypełnione na dodatek wyznawcami wszystkich religii. Czy uda się w takich warunkach znaleźć miejsce na osobistą modlitwę?
Chcieć to móc, ale nie zawsze to jest to możliwe. Wszystko zależy, w jaki czas się trafi. W Betlejem na przykład czasem czekamy w długiej kolejce i mamy chwilę, żeby dojść do Groty Narodzenia, tak też jest w przypadku Grobu Pańskiego. Trzeba sobie wtedy zrobić chwilę takiej osobistej adoracji i rolą przewodnika jest to, by spróbować ludzi do tego przygotować. Mam taki zwyczaj, że kiedy stoimy w kolejce do Grobu Pańskiego i opowiem już kilka słów o tym miejscu, wtedy odmawiamy Różaniec, żeby wejść tam w perspektywie modlitwy. Czasami widać wspaniałą rzecz, że inne grupy dołączają się do tej modlitwy. Poza tym – jeśli tylko wiem, że da się do danego miejsca wrócić jeszcze raz, na przykład Grota Narodzenia w Betlejem czasem jest całkowicie pusta, wtedy trzeba dać ludziom ten czas, skrócić swoje mówienie. Ja ze swej strony mogę tylko spróbować uchwycić taki moment i dać go ludziom. Zadaniem moim jest bowiem wprowadzenie pielgrzymów w rzeczywistość przeżywania. Trzeba tu jednak bardzo uważać, bo istnieje coś takiego, jak syndrom jerozolimski (jest to choroba leczona w Jerozolimie), który polega na tym, że nagle ktoś jest przekonany, że jest jedną z postaci biblijnych. Zdarzają się takie sytuacje, pod wpływem emocji, dlatego podczas oprowadzania trzeba dozować te emocje i informacje.
Zawsze są też wieczory, kiedy można wyjść z hotelu, czy zostać na modlitwie – to wszystko jest Ziemia Święta. Zachęcam też pielgrzymów, żeby zostawić książki, przewodniki, ale zawsze mieć przy sobie Biblię, zaglądać do niej, zaznaczać sobie  fragmenty, przyznam się, że sam mam tak oznaczony brewiarz i potem do tych miejsc wracam.

KL: Księdza książka z pewnością pobudza wyobraźnię i zbliża do biblijnych tajemnic. Może kogoś zachęci do sięgnięcia po Pismo Święte. Jakie Ksiądz chciałby nadać jej przesłanie?
Przede wszystkim chciałbym, aby ta książka dała możliwość tym, którzy jeszcze nie byli w Ziemi Świętej, w jakiś sposób duchowy, w tych miejscach być. Mam na myśli szczególnie ludzi, którzy nigdy nie będą mieli możliwości być w Ziemi Świętej. Dlatego ona jest tak pomyślana, żeby przekazywała wrażenia, oprowadzała, czasem za cenę wielu informacji, bo uważam, że wiele przewodników już zostało napisanych, ale ja nie czuję się jeszcze na tyle ,,dojrzały”, żeby pisać sensu stricto przewodnik turystyczno-pielgrzymkowy, to jest raczej dzielenie się. Także możliwość wspominania, przypomnienia tym, którzy już byli i zachęcenia tych, którzy mogą pojechać. Chciałbym, by ktoś mógł wejść na swoisty pomost łączący ,,dzisiaj” Ziemi Świętej z czasami Jezusa, by mógł stać się uczestnikiem wydarzeń; by później zamykała się książka, a otwierała się Biblia.

Dziękujemy za rozmowę.
rozmawiali Anika Djoniziak, kl. Krzysztof Lewiński
Rozmowa jest fragmentami spotkania
autorskiego , które odbyło się w kaliskim WSD

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!