TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 23 Sierpnia 2025, 11:02
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Sam do wysokiej wieży | dzień 4

Sam do wysokiej wieży | dzień 4

W wędrówce, jak w życiu, codziennie trzeba dokonywać wyborów, nie można mieć wszystkiego, nie wszystko da się „zaliczyć”, czasami trzeba odpuścić.

Z Santarem wychodzę w bardzo dobrym humorze. W hostelu w wieloosobowej sali oprócz mnie nocowało jeszcze dwóch mężczyzn, z których jeden Portugalczyk Riccardo, też jest na Camino, a drugi to raczej turysta. W każdym razie Riccardo wieczorem powiedział mi, że o 6.00 chce już być na szlaku, tymczasem kiedy ja wychodziłem o 7.30 Portugalczyk jeszcze chrapał w najlepsze ;) Tak czy inaczej w drogę wyruszam sam. 

Dylematy w mojej głowie

Warto pamiętać, że od dzisiaj nieco zbaczam z głównego szlaku Camino de Santiago, ponieważ najpierw chcę nawiedzić sanktuarium Matki Bożej w Fatimie. I to właśnie jest powodem mojego dobrego humoru, chociaż od samego rana mam też poważny dylemat, jak rozłożyć trasę na dwa najbliższe dni. Już tłumaczę o co chodzi. Na mniej więcej 22 kilometrze dzisiejszej drogi w miejscowości Arneiro das Milharicas jest albergue dla pielgrzymów usytuowane w budowli pochodzącej z 1585 roku! Szesnasty wiek! We wszystkich przewodnikach piszą, że absolutnie nie można ominąć tego miejsca, bo to jedno z najciekawszych schronisk dla pielgrzymów. Jednak jeśli tam się zatrzymam, to jutro będę miał do Fatimy 35 kilometrów i to w trudnym górzystym terenie, więc nie ma szans, żeby tam dotrzeć przed 17.00. A przecież to będzie sobota, dzień Matki Bożej! Tak to pięknie się złożyło, bo ja wcale tego nie zaplanowałem. Fajnie byłoby mieć do dyspozycji w Fatimie całe popołudnie... Ale to oznacza, że „nie zaliczę” kultowego albergue z XVI wieku... Myślę o tym od samego rana i nawet nie mogę porządnie się pomodlić aż do momentu kiedy postanawiam iść na spontan: dojdę do Arneiro, zobaczę jak samopoczucie i wtedy zdecyduję, co dalej. W końcu jestem pielgrzymem, który powinien choć trochę zdać się na Pana Boga i to co On dla mnie zaplanował. Ta konstatacja pozwala mi pokonywać kolejne kilometry z lekką głową.

MOP dla pielgrzymów

Przy autostradach czy trasach szybkiego ruchu mamy miejsca obsługi podróżnych (MOP), gdzie można zaparkować samochód, skorzystać z toalety, czy ze stacji benzynowej, znacie to, prawda? Otóż musicie wiedzieć, że na trasie Camino też takie MOPy się zdarzają. Mogą być one bardzo skromne, jak na przykład wczorajsza huśtawka pielgrzyma (z której z hukiem spadłem) albo ławeczka, ale też czasami są znacznie lepiej wyposażone. Właśnie dzisiaj natrafiłem na takie Miejsce Obsługi Pielgrzyma, które wygląda wręcz jak małe sanktuarium! Jest to wiata, gdzie są krzesła, a nawet wygodny fotel, zapas wody w dużych pięciolitrowych galonach, a poza tym mnóstwo pamiątek, figurek, obrazków, koszulek i szalików, które pielgrzymi tutaj zostawiają. Ile tam różnych życiowych historii jest „zapisanych”! Aż szkoda, że nie mogę dłużej pokontemplować tych pamiątek, zwłaszcza że to nie czas na mój dłuższy odpoczynek, więc tylko uzupełniam zapas wody do picia i idę dalej.

Trasa jest dość trudna, bo ja naprawdę świetnie sobie radzę, ale kiedy zaczynają się górki, i ciągle jest z góry i pod górę, to nie będę ukrywał, że dostaję w kość. I kiedy docieram do miejscowości Arneiro, w której znajduje się wspomniane „kultowe” albergue w domu z XVI wieku jestem nieźle wymęczony, zwłaszcza że końcówka była „pod górkę”. Ale mam dobry czas, jest dopiero 13.00. Oczywiście albergue jest jeszcze zamknięte, więc nawet nie mogę zaspokoić swojej ciekawości, co tam takiego uroczego w nim jest, bo z zewnątrz widokiem nie powala. I wtedy muszę się zmierzyć z dylematem, który od rana mnie nękał.

FOMO to nie ze mną!

Usiadłem sobie na chwilę pod zamkniętym kościołem nieopodal albergue z jednej strony i baru, w którym zamierzałem coś zjeść – z drugiej i pogrążyłem się w rozmyślaniach. Uświadomiłem sobie, że właśnie dzisiaj w mojej parafii w Liskowie są dwa pogrzeby, w tym jednej dość młodej parafianki i że bardzo chciałbym tam być i dzielić ból z jej rodziną, odprowadzić ją na miejsce oczekiwania na zmartwychwstanie ciał. No ale nie mogę tam być, bo jestem w Portugalii, a nie dało się tego przewidzieć. Poza tym to właśnie dlatego, że wcześniej wybierałem śluby przyjaciół czy też wyjazd z dzieciakami na Boskie Wakacje, aż 14 lat musiałem czekać na swoje kolejne camino. I tym razem wybrałem camino, ale stracę inne rzeczy. A dzisiaj muszę wybrać fajne albergue, albo być bliżej Fatimy i jutro mieć w niej więcej czasu. Nie da się mieć wszystkiego, nie da się wszystkiego zaliczyć, wszystkiego przeżyć. Trzeba wybierać. 

Podobno dzisiaj wielu młodych ludzi cierpi na FOMO - fear of missing out – fobia, lęk, strach, że coś mnie ominie. I dlatego ciągle siedzą w tych mediach społecznościowych, żeby coś ich nie ominęło... Całe szczęście, że to nie jest mój przypadek, bo ja jako chrześcijanin a do tego wielki fan Grechuty wiem, że „ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy” i nie muszę się martwić, że coś mnie ominie, a na pewno wiele rzeczy mnie omija, bo dokonuję wyborów i wiem, że Bóg szykuje dla mnie wspaniałe rzeczy. Wstaję więc dynamicznie ze schodków zdecydowany na dalszą wędrówkę i nucąc przebój Grechuty „wbijam” do baru na obiad. Ale okazuje się, że to bar nierestauracyjny i nie ma tam za bardzo nic treściwego. Panowie pijący piwo wyjaśniają mi, że restauracja jest jakieś 700 metrów stąd, a to oznacza, że - tak, tak - muszę się wrócić w dół, a po obiedzie znowu wejść na tę cholerną górkę...

Mieszkam w wysokiej wieży

Obiad był bardzo dobry, więc poradziłem sobie z tą górką po raz drugi, a potem z wszystkimi kolejnymi, a trochę ich było i po kolejnych 10 kilometrach dotarłem do miejscowości Monsanto. Wymęczony, samotny, ale szczęśliwy. A to szczęście jeszcze się spotęgowało, kiedy zobaczyłem miejscowe albergue. Czy ja wam się kiedyś zwierzyłem, że jednym z moich młodzieńczych marzeń było zamieszkanie w wieży? No więc sobie wyobraźcie, że przez tę jedną noc to marzenie się spełniło i na dodatek miałem całe albergue w wysokiej wieży tylko dla siebie! Nikt inny tu nie przyszedł, bo pewnie jeśli ktokolwiek się tu kręcił to wybrał kultowe miejsce z XVI wieku... A ja wcale nie żałowałem, że tamto miejsce mnie ominęło i nie żałowałem sobie czasu pod prysznicem drąc się na całe gardło; „Mieszkam w wysokiej wieży otoczonej fosą/ mam parasol który chroni mnie przed nocą” itd. ze starego przeboju Sztywnego Pala Azji. A jutro tylko dwadzieścia parę kilometrów do Fatimy! Jutro idę do Mamy! 

Tekst i zdjęcia ks. Andrzej Antoni Klimek
Film z drogi | Dzień 4

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!