TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 20 Kwietnia 2024, 02:21
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Z ziemi polskiej do włoskiej

Z ziemi polskiej do włoskiej

historia

Na Monte Cassino wielu Polaków modli się za żołnierzy 2. Korpusu  Polskiego

Znaki polskiej obecności we włoskim Loreto i na Monte Cassino można znaleźć na każdym kroku. Ich historia jest zadziwiająca i trudna zarazem, bo naznaczona zwycięstwem pod Wiedniem i nad bolszewikami, krzyżami na cmentarzach wojennych, aż po ratowanie Świętego Domku Maryi z Nazaretu. Nic dziwnego, że Jan Paweł II widział tu jakby cząstkę naszej Ojczyzny.

Biało-czerwona flaga powiewa w Loreto i na Monte Cassino niezmiennie od wielu lat, od momentu kiedy w tych miejscach spoczęli najwaleczniejsi z walecznych. Zostali na zawsze w ziemi włoskiej, walcząc w obronie najważniejszych wartości.

W cieniu białych krzyży

Kiedy z naszą grupą pielgrzymkową wjeżdżamy na strome Monte Cassino niektórzy mimo pięknych widoków zamykają oczy, bo droga prowadzi pod górę ostrymi zakrętami. Jak wielu Polaków, udając się tam, zabieramy z sobą kwiaty, by złożyć je na grobach żołnierzy 2. Korpusu Polskiego. Lila wiezie z Polski znicz, wraz z modlitwą zapali go na Monte Cassino. Prosiła ją o to koleżanka, której dziadek zginął właśnie w czasie zdobywania wzgórza. Był żołnierzem 2. Korpusu Polskiego utworzonego na rozkaz generała Władysława Sikorskiego z jednostek Armii Polskiej na Wschodzie. Wstępowali do niej przede wszystkim ci, którzy ocaleli w ZSRR. Dowództwo Korpusu objął generał Władysław Anders.

Jak wspominał potem jeden z jego żołnierzy: „Gdy w lutym 1943 roku na statku Batory wyruszyliśmy z Afryki do Italii, walki o Monte Cassino już trwały”. Walki trwały, ale nie były skuteczne. O godzinie 23. 11 maja 1944 roku alianci rozpoczęli artyleryjskie przygotowanie natarcia. Dwie godziny później ruszyły dwie polskie dywizje piechoty, ale walka zakończyła się niepowodzeniem. Wieczorem 16 maja polskie oddziały podjęły drugą próbę zdobycia klasztoru. Dwa dni później opanowały kluczowe pozycje obronne Niemców, w tym wzgórze klasztorne. Polacy nie mieli przy sobie narodowego sztandaru, dlatego na ruinach zatknęli flagę 12. Pułku Ułanów Podolskich. Łopocząc na wietrze mówiła wszystkim, że żołnierze polscy wkroczyli tam, gdzie do tej pory nie mogli wejść sprzymierzeni. Linia Gustawa została przełamana. Tak na marginesie - w czasie zdobywania Monte Cassino żołnierzom pomagał niedźwiedź zwany Wojtkiem. Nosił ciężkie skrzynie z amunicją, dlatego został uwieczniony na emblemacie 22. Kompanii Zaopatrywania Artylerii. 

Dziś o tamtych wydarzeniach przypomina cmentarz u podnóża klasztoru. Jego bramę wieńczą dwa husarskie orły i niektórzy podpowiadają, że są jak dwa skrzydła 2. Korpusu – 3. Dywizja Strzelców Karpackich i 5. Dywizja Kresowa Piechoty. Każdy z wchodzących na cmentarz czyta napis na wzór tego z Termopil: „Przechodniu, powiedz Polsce, żeśmy polegli wierni w jej służbie”. Na Monte Cassino pochowanych jest 1070 żołnierzy, a także zmarły w Londynie gen. Anders i jego żona.

Z cmentarza na górze, jak na dłoni widać „biały” klasztor benedyktynów i wydaje się, że jego historia liczy wiele wieków, przecież tu, na Monte Cassino są ślady stóp samego św. Benedykta. Ale prawda jest inna. Jeszcze zanim na wzgórze dotarł 2. Korpus Polski nie pozostał z niego kamień na kamieniu. Wcześniej klasztor zbombardowały samoloty aliantów, chociaż nie było tam Niemców. Pierwsze bomby dosięgły opactwo już 15 lutego. Budynek zrównano z ziemią, zabijając ponad 100 cywilów chroniących się w zabudowaniach. Nie ocalało nic, za wyjątkiem posągów św. Benedykta i św. Scholastyki oraz relikwiarza ze szczątkami Świętego. Alianci w czasie trzygodzinnego nalotu zbombardowali także miasteczko Cassino u podnóża góry. Potem okazało się, że zburzenie klasztoru nie było skuteczną taktyką. Ruiny stały się dobrym stanowiskiem dla broniących się Niemców. Teraz podziwiamy odbudowany po II wojnie światowej klasztor na wzór tego zburzonego. 

Przez Loreto i Anconę

Polski cmentarz wojenny znajduje się także w Loreto. Niestety przez pielgrzymów jest chyba trochę zapomniany. Kiedy z redakcyjną koleżanką schodzimy w dół z bazyliki, by znaleźć się na cmentarzu, jesteśmy tam same, oczywiście poza starszym panem czuwającym przy wejściu. A przecież tu, w Loreto na trzech tarasach w 1080 grobach pochowano naszych żołnierzy poległych w bitwie o Loreto, Anconę i Metauro, na tzw. „linii Gotów”. Tu nad prostymi, białymi krzyżami góruje łuk triumfalny z postacią Zbawiciela dźwigającego krzyż, to kopia z kościoła Świętego Krzyża w Warszawie. Teraz cmentarzem opiekują się polskie nazaretanki.

O Loreto pewnie wszyscy wcześniej słyszeli, więc dodam, że Ancona to miasto portowe nad Adriatykiem w środkowych Włoszech, które zostało zdobyte 18 lipca 1944 r. przez 2. Korpus Polski. Wcześniej 1 lipca forpoczty 3. Dywizji Strzelców Karpackich i 2. Brygady Pancernej rozpoczęły bój pod Loreto. Ofensywa na Loreto i Anconę była jedyną operacją przeprowadzoną samodzielnie przez żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych u boku aliantów podczas kampanii włoskiej. Zajęcie portu zaopatrzeniowego ułatwiło aliantom przełamanie kolejnego systemu niemieckich umocnień „linii Gotów” w pobliżu rzeki Metauro.

Lekcja historii

Z cmentarza w Loreto przenosimy się w mury znanego wielu sanktuarium Matki Bożej, bo w jego wnętrzu kryje się niewielki domek Maryi z Nazaretu. Idziemy też do kaplicy polskiej w loretańskiej bazylice, która mogłaby zastąpić niejedną lekcję historii naszej Ojczyzny. Tam możemy zobaczyć fresk ukazujący zwycięstwo Jana III Sobieskiego pod Wiedniem, który przypisywał je szczególnej opiece Matki Bożej Loretańskiej. W 1684 roku jeden ze sztandarów tureckich zdobytych przez polskiego króla został złożony w sanktuarium jako wotum wdzięczności. W dokumentach jest także zapis, że król ofiarował do bazyliki zdobyty podczas bitwy namiot Kary Mustafy. Zresztą najstarszą pamiątką polską w Loreto jest tablica marmurowa upamiętniająca zwycięstwo Jana III Sobieskiego wmurowana w ścianę bazyliki.

Na przeciwległej ścianie kaplicy polskiej żołnierze ruszają do walki z armią bolszewików. A napis w języku łacińskim przypomina „Polacy wsparci pomocą Najświętszej Maryi Dziewicy odpierają Rosjan nad Wisłą w roku Pańskim 1920”. Na pierwszym planie uwieczniony został żołnierz 30. Regimentu Piechoty. Ma rysy uczestnika bitwy, jedynaka, który poległ w walce, nie pozostawiając po sobie żadnego zdjęcia. Odtąd jego mama często pielgrzymowała do Loreto, by przypomnieć sobie twarz syna, którą artyście opisali jego towarzysze. 

W centrum fresku uwieczniona została Matka Boża Częstochowska, dlaczego, chyba nie muszę tłumaczyć. A dalej ważne osoby z dziejów Polski m.in. nuncjusz apostolski Achilles Ratti, kard. Edmund Dalbor, ks. Ignacy Skorupko, marszałek Józef Piłsudski oraz święci i błogosławieni. W ołtarzu głównym widzimy obraz Serca Jezusowego nawiązujący do objawień św. Faustynie Kowalskiej. 

Natomiast witraż w kaplicy upamiętnia gaszenie pożaru bazyliki loretańskiej przez żołnierzy 2. Korpusu Polskiego 6 lipca 1944 roku. Kiedy kopuła sanktuarium w czasie bombardowania zapaliła się i groziła zawaleniem i zniszczeniem Świętego Domku, nie zastanawiając się wyszli na dach i ugasili ogień. Później wydarzenie wspominali jako cudowne, bo w czasie akcji, mimo ataku niemieckich samolotów, żaden z nich nie zginął i nie został ranny. Gdyby nie oni, pewnie nie byłoby już Świętego Domku.

***

To tylko niektóre polskie ślady we Włoszech. Jest oczywiście jeszcze Rzym, czy Florencja z portretami polskich władców. Na dodatek we Florencji spotkali się Tadeusz Kościuszko, Julian Ursyn Niemcewicz i Stanisław Małachowski. Pamiętajmy o nich, gdy kiedyś w przyszłości wyruszymy w miejsca „polskie” na ziemi włoskiej.

Renata Jurowicz


Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!