Wyrywamy się z więzów
Pamiętam, jak kiedyś śp. ks. Piotr Pawlukiewicz opowiadał, że ma kilku takich znajomych mężczyzn, może nawet przyjaciół, którzy na co dzień pracują na wysokich stanowiskach menedżerskich w korporacjach w stolicy, czyli wiadomo, garnitur, koszula, krawat, sushi na lunch i kawa z mlekiem sojowym i takie tam standardy.
Ale raz w miesiącu, ci panowie umawiali się na grilla na działce i tam spędzali wieczór smażąc najtłustsze mięso, jedząc je rękami bez użycia sztućców i wycierając dłonie w koszulę, czy co tam mieli na sobie. A najpewniej siedzieli tam w dresach ;) I ten tłuszcz im spływał po brodach, a jeśli coś tam sobie jeszcze popijali, to na pewno nie było to cappuccino sojowe. I ten jeden męski, czy może nawet dziki wieczór, dawał im siłę, żeby potem przez miesiąc wytrzymać w tej korporacyjnej klatce ze złotymi klamkami i ciasno zawiązanym krawatem.
John Eldredge napisał, że „tryb życia, jaki prowadzi współczesny mężczyzna, jest sprzeczny z tym, co podpowiada mu serce i z tajnikami jego duszy. Niekończące się godziny przed ekranem komputera, sprzedawanie butów w pasażu, spotkania, notatki, telefony. Świat biznesu - w którym większość Amerykanów żyje i umiera - wymaga od mężczyzny, żeby był efektywny i punktualny. Polityka przedsiębiorstw nastawiona jest na jeden cel: aby zaprząc mężczyznę do pługa i sprawić, by produkował. Jednak dusza nie chce być zaprzężona! Ona nic nie wie o zegarach odmierzających dniówki, ostatecznych terminach czy wykazach zysków i strat. Tęskni za pasją, za wolnością, za życiem”. Myślę, że analogiczną notkę moglibyśmy skreślić odnośnie codzienności kobiet, gdzie praca zawodowa goni się z obowiązkami domowymi, sprzątaniem, gotowaniem, prasowaniem (pranie i zmywanie robi się prawie samo, ale prasować trzeba ręcznie), odrabianiem lekcji z dziećmi, a przecież jeszcze media społecznościowe, bo przecież jeśli mnie tam nie ma to nie istnieję... A pewnie i kobieca dusza tęskni za pasją, za wolnością, za życiem.
Eldredge twierdzi, że mężczyzna, żeby uwolnić swoją duszę musi stoczyć bitwę, uratować piękną i przeżyć przygodę. To ja dzisiaj nadam swoje znaczenie tym trzem wyzwaniom, które uważam trzeba sobie teraz na początku lata postawić. Najpierw bitwa i tu proponuję zadać sobie pytanie, czy są jakieś tereny, które oddałem wrogowi, może po jakiejś zażartej walce, a może nawet poddałem je bez walki. Może już przywykłem, że wróg mi je zabrał. Oswoiłem się z tą myślą. No więc trzeba tę myśl porzucić. I pobić się o te tereny. To może być coś tak banalnego, jak naprawienie wreszcie kranu, który przecieka od wielu lat, albo coś tak monumentalnego jak powalczenie o swoją sylwetkę, formę fizyczną i zrzucenie zbędnych kilogramów. Wyznacz pole i stocz walkę. Uratuj piękną. Hmmm, to może być twoja żona, z którą wegetujecie od lat, albo córka, z którą nie masz żadnych relacji, bo wybrała inny styl życia, niż się tobie podoba, albo – jeśli jesteś chłopcem młodym i samotnym – dziewczyna, w której od lat się durzysz i nigdy jej o tym nie powiedziałeś. Dla kapłana to może być Najświętsza Panienka, do której kiedyś pieszo chodziłeś setki kilometrów, a dzisiaj nie stać cię nawet na litanię, a na jej ołtarzu stoją sztuczne kwiatki. Każdy ma swoją piękną do uratowania, która liczy że ma obok mężczyznę, a nie kalesony. No i wreszcie przeżyj przygodę. Każdy ma coś co lubi, co go ożywia, daje siłę, radość. Muzyka, ryby, grzyby, góry, książka, kino, natura, sport, motocykl... I tutaj polecę znowu Eldredgem: nie pytaj siebie, co potrzeba światu. Zapytaj się, co ożywia ciebie, i idź, zrób to, ponieważ światu potrzeba ludzi żywych. Przepraszam panie, że te rady takie prosto do mężczyzn: my, faceci potrzebujemy mieć wszystko dokładnie wyjaśnione, a wy przecież doskonale sobie to przełożycie na kobiecą duszę.
Ks. Andrzej Antoni Klimek
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!