TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 03 Sierpnia 2025, 04:40
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Wyniszczyć się dla Niepokalanej - Japonia

Wyniszczyć się dla Niepokalanej

srodek

Pisałem już o fascynującej historii Kakure Kirishitan, czyli chrześcijan ukrytych, ale nadszedł czas na chrześcijanina, który nie tylko się nie ukrywał (wtedy już nie było takiej potrzeby), wręcz przeciwnie. Czynił wszystko, co możliwe, aby o chrześcijaństwie, o Chrystusie i o Niepokalanej, było jak najgłośniej.

Mowa oczywiście o św. Maksymilianie Marii Kolbe. Człowieku, do którego jak ulał pasują modne dzisiaj słowa: „The sky’s the limit”, czyli „Granicą jest niebo”, a tak naprawdę nie ma żadnych granic. W powiedzeniu chodzi o błękitne niebo nad nami, w życiu Maksymiliana chodziło o Niebo, do którego chciał prowadzić innych pod opieką Niepokalanej. I nie było ono oczywiście limitem, ale celem.

Franciszkanie w Japonii
Kiedy udawałem się do wspomnianego ostatnio historycznego kościoła Oura w Nagasaki, pierwszego wybudowanego po zaprzestaniu dyskryminacji chrześcijan, w pewnym momencie po prawej stronie drogi zobaczyłem jakieś strzałki i figurę Matki Bożej. Zatrzymałem moich japońskich przyjaciół i powiedziałem, że musimy zobaczyć, co tam jest. W ten sposób przypadkiem trafiłem na pierwsze mieszkanie św. Maksymiliana, gdzie zatrzymał się po swoim przybyciu do Nagasaki. Po co on tam w ogóle pojechał? Franciszkanie, jako drudzy po jezuitach i jak pamiętamy nie bez pewnych trudności pomiędzy tymi zgromadzeniami, rozpoczęli oficjalną działalność w Japonii w 1593 roku, na cztery lata przed eskalacją wielkich prześladowań chrześcijan. 5 lutego 1597 roku w Nagasaki śmiercią męczeńską przez ukrzyżowanie zginęło m. in. sześciu hiszpańskich franciszkanów, siedemnastu japońskich neofitów, którzy byli tercjarzami franciszkańskimi. Ale wracamy do Maksymiliana Kolbe. Mamy lata 20. XX wieku. Ojciec Kolbe właśnie utworzył placówkę maryjną w Niepokalanowie i postanowił zakładać podobne klasztory dedykowane Niepokalanej w „zaniedbanych religijnie” krajach Dalekiego Wschodu. Japonia od zaledwie pięćdziesięciu lat przywróciła wolność religijną dla katolików. Był to więc z pewnością kraj religijnie zaniedbany. 26 lutego 1930 roku w podróż na Daleki Wschód wyruszyło z Niepokalanowa pięciu misjonarzy: o. Maksymilian Kolbe oraz bracia: Zenon Żebrowski, Hilary Łysakowski, Seweryn Dagis i Zygmunt Król. Od tej chwili o. Maksymilian zaczął zapuszczać brodę. W Szanghaju wysiadło dwóch braci zakonnych, którzy mieli zdobyć informacje o rynku wydawniczym, zaś o. Kolbe i dwaj pozostali bracia odpłynęli do Nagasaki, gdzie dotarli 24 kwietnia 1930 roku. Tamtejszy biskup Yanuario Hayasaka, pomógł mu wynająć skromne mieszkanie i nawiązać kontakty z katolickim klerem. Rzecz niesamowita, już miesiąc później, w maju (miesiąc Maryi) rozpoczęła się wysyłka pierwszego numeru japońskiego „Rycerza Niepokalanej”, czyli w języku japońskim „Seibo no Kishi”! I to od razu w nakładzie dziesięciu tysięcy! Właśnie do tego mieszkania, zamienionego dzisiaj na małe muzeum trafiłem. W ten sposób mogłem odbyć pielgrzymkę chronologiczną śladami o. Maksymiliana, ponieważ na kolejne dni miałem zaplanowaną wizytę w głównym ośrodku franciszkańskim założonym przez św. Maksymiliana w Nagasaki, działającym do dziś.

Ogród Niepokalanej
Pierwszy pobyt Świętego Franciszkanina w Japonii trwał siedem tygodni po czym powrócił on do Polski, aby wziąć udział w kapitule prowincjalnej we Lwowie, gdzie postanowiono, że będzie on gwardianem w Japonii. I tak, 25 sierpnia 1930 roku Maksymilian powrócił do Nagasaki i rozpoczął zbiórkę środków i starania o budowę nowego ośrodka. Zebrane pieniądze wystarczyły na zakup czterohektarowej działki w dzielnicy Hongochi u stóp góry Hikosan, gdzie stanął klasztor nazwany Mugenzai no Sono, czyli Ogród Niepokalanej. Wielu osobom miejsce nie wydawało się szczególnie odpowiednie, bo zbyt daleko od centrum, ale ojciec Maksymilian odpowiadał zawsze: „Tak chciała Maryja”. Jak się okazało później, było to miejsce idealne, bo kiedy w 1945 roku Amerykanie zrzucili bombę atomową, góra Hikosan osłoniła klasztor. Jedyną szkodą było wypadnięcie szyb z okien. I w tym klasztorze o. Maksymilian kontynuował swoje szaleństwa dla Niepokalanej. Bo jak inaczej nazwać pracę w tak odległym kulturowo kraju, bez znajomości języka z prowadzeniem działalności wydawniczej. Oto jego słowa z jednego z listów pisanych do Polski: „Zadanie tu bardzo proste: zapracować się, zamęczyć, być uważany za niewiele mniej, jak za wariata przez swoich i wyniszczony umrzeć dla Niepokalanej. (...) Potęga nasza w uznaniu swej głupoty, słabości i nędzy, i ufności bezgranicznej w dobroć i potęgę Niepokalanej”.

Z ziemi japońskiej do Polski
Ojciec Maksymilian, który mocno podupadł na zdrowiu, ostatecznie powrócił do Polski wiosną 1936 roku, a w lipcu objął obowiązki gwardiana w Niepokalanowie. Oczywiście z Japonii przywiózł nie tylko wspomnienia. Okazuje się, że spotkał się tam z tzw. małą radiofonią, czyli stacjami nadawczymi małej mocy zainstalowanymi w wielu punktach kraju. Po powrocie do Polski postanowił uruchomić tego typu stację właśnie w Niepokalanowie. Zgodnie z obowiązującym w przedwojennej Polsce prawem nie istniała taka możliwość. Nie tracąc nadziei zapisał się do związku i został krótkofalowcem o znaku SP3RN (jak Radio Niepokalanów). Stacja nadawała na przełomie lat 1937/1938, pokrywając swoim zasięgiem obszar całego kraju.
Oczywiście w Japonii działalność trwała i jej dynamiczny rozwój zatrzymał dopiero wybuch bomby atomowej. Franciszkanie pomagali mieszkańcom miasta. Szczególnie zapisał się w pamięci brat Zenon Żebrowski, który w kilku miastach, m. in. w Nagasaki, Hiroszimie i Tokio, zbudował sierocińce dla dzieci, nazywając je „Miastami Mrówek” (po japońsku „Ari no Machi”). Już za życia nazywano go świętym, a kiedy zmarł po 52 latach bezinteresownej służby, postawiono mu pomnik z wymownym napisem: „Brat Zenon - Miłość bez granic”.

Konrad wolontariusz
W „Ogrodzie Niepokalanej” spędzam pół dnia. Kiedy wspinamy się wąskimi ścieżkami znajdującymi się pośród typowego japońskiego cmentarza rozciągającego się tuż pod klasztorem i całym dzisiejszym kompleksem, w pewnym momencie mija nas starszy mężczyzna na rowerze, który widząc moją europejską twarz krzyczy: „Good morning”. Moi przyjaciele dziwią się, bo Japończycy raczej rzadko „zaczepiają” obcych. Później kiedy już zwiedzamy muzeum poświęcone św. Maksymilianowi, spotykamy owego mężczyznę ponownie. Pani pracująca w muzeum zamiast odpowiedzieć na nasze pytania odsyła nas właśnie do niego. - Czy to jest pracownik muzeum? - pytamy. - Nie. Ale od wielu lat przychodzi tu codziennie i nikt nie wie więcej od niego - odpowiada pani.
I potem przez pół godziny słuchamy opowieści Konrada, który jest katolikiem i pamięta ojca Zeno. Co kilka minut wtrąca zdanie, jak wspaniałym człowiekiem był ojciec Zeno, który zaproponował mu imię Konrad. Dlaczego przyjeżdża tu codziennie na swoim rowerze? - Bo kocham to miejsce, lubię opowiadać ludziom o ojcu Kolbe, o ojcu Zeno, bo z pracowników to już mało kto potrafi opowiedzieć... No i tu mam spokój, a w domu to żona ciągle gada i gada...

Tekst i foto ks. Andrzej Antoni Klimek?

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!