TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 28 Marca 2024, 14:09
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Wybieram życie - o młodych

Wybieram życie

dlon

I’m pro-choice. I choose life. Paradoks? Jak się nad tym dobrze zastanowić, to niekoniecznie. Określenia, które mają klasyfikować jednych do grona pro-life, a innych do grona pro-choice, wprowadzają moim zdaniem zakłamane postrzeganie rzeczywistości.

Jeżeli mamy mówić o ludziach, którzy stoją po dwóch przeciwnych stronach barykady, powinniśmy powiedzieć, że jedni optują za prawem do wyboru, a drudzy bezwzględnie nie chcą się zgodzić, aby człowiek (konkretnie kobieta) mógł wyborów dokonywać. Albo, że skoro jedni są za życiem, to drudzy są za śmiercią (zwolennicy eufemizmów powiedzą - za aborcją). No, cóż. Nazewnictwo nazewnictwem, ale jak jest w istocie? Czy obrońcy życia - utożsamiani najczęściej tylko z katolikami, choć przecież nie tylko oni walczą o prawa najmniejszych - rzeczywiście są wrogami prawa do wyboru? Po pierwsze, człowiek wybiera nieustannie i nawet jeśli jego wybór jest czymś warunkowany, to nadal jest to wybór. Po drugie, z prawa naturalnego zapisanego w sercu człowieka wypływa przynaglenie, aby zawsze wybierać dobro. Po trzecie wreszcie, jeśli już ograniczymy się do wiary chrześcijańskiej, to jako podstawowy musimy przyjąć fakt, że Pan Bóg obdarzył ludzi wolną wolą, czyli możliwością i prawem do dokonywania wyborów.
Odpowiedź na pytanie: „Który wybór jest dobry - zabicie dziecka, czy nie zabicie go?”, wydaje mi się oczywista. Każda decyzja niesie za sobą konkretne skutki. Jeśli wybieram zło, to grzeszę, a grzech zawsze rodzi cierpienie. Tak zwani zwolennicy wyboru mają jednak skłonność do tego, aby zarzucać obrońcom życia, że skoro wybierają tak, a nie inaczej, to nie wybierają w ogóle, a jedynie ulegają nakazom, dajmy na to - opresyjnego Kościoła i zacofanej moralności.
Z drugiej strony, o jaki wybór walczą jego zwolennicy? Gdyby chodziło im rzeczywiście o możliwość wybrania pomiędzy „abortowaniem” własnego dziecka a urodzeniem go, to musieliby robić coś więcej, niż robią. Tymczasem podczas marszów, manifestacji i protestów w różnej formie zwolennicy „wyboru” mówią o tym, że płód to nie człowiek, że chore dzieci można zabijać (czytaj: że ich życie ma mniejszą wartość, niż życie tych zdrowych), że Kościół jest zły, bo każe kobietom rodzić dzieci upośledzone, poczęte z gwałtu, czy że w ogóle (skandal!) każe im rodzić. Oczywiście koronnym argumentem jest ten, że mój brzuch to mój wybór. I ja osobiście: kobieta, mężatka, wierząca katoliczka, przyszła matka - nigdy nie wiadomo - być może chorego dziecka, zastanawiam się, jakie wsparcie oferują mi te osoby? Od początku zamykają usta mojemu mężowi, który jeśli chciałby chronić nasze wspólne (!) dziecko, to będzie uznany za agresywnego samca. Wrzeszczą, że nasze dziecko (przepraszam - mój płód…) jest gorsze, i że wartości, w które wierzę, są skandaliczne i nieludzkie. Hmm, mnie ta cała narracja wyboru nie ułatwiłaby. Jedynie odebrałaby nadzieję. Wybierając, że jednak urodzę, MUSIAŁABYM czuć się zła. Podobnie jak czuła się Rebecca Kiessling reprezentująca tych ludzi, których większość Amerykanów, skazałaby na śmierć z powodu tego, w jaki sposób się poczęli.
Kiedyś oglądając jakiś film, zauważyłam, że nie po raz pierwszy (przynajmniej w polskim tłumaczeniu) ma miejsce taka sytuacja: Bohaterka zachodzi w nieplanowaną ciążę i na pytanie, co zamierza zrobić, odpowiada „Urodzę to dziecko”. I wszyscy się cieszą, hurra! Ale co właściwie oznacza ta odpowiedź? Mogłaby równie dobrze powiedzieć, że nie urodzi. Mogłaby. Tylko, że nie mogłaby tak po prostu NIE URODZIĆ, bo aby nie urodzić poczętego już dziecka, to trzeba ciążę zakończyć w inny sposób. I to jest właśnie odpowiedź na pytanie, między czym a czym wybieramy. Kiedy dziecko się pocznie, to nie ma już mowy o tym, czy chcę, czy nie chcę go mieć, albo czy chcę je urodzić czy nie chcę go urodzić. Wtedy wybór dotyczy tego, czy je zabiję, czy też pozwolę mu żyć. Takiej władzy nad cudzym istnieniem domagają się „obrońcy wyboru”.
Napisałam, że obrońcy życia znajdują się nie tylko wśród katolików. Niestety, druga strona medalu jest taka, że wśród katolików, jest wielu domagających się prawa do zabijania dzieci. Jest to bardzo przykre. Ja nie umiem sobie tego wytłumaczyć. Mam jednak nadzieję, że ci, którzy bronią najmniejszych, nie pozwolą sobie wmówić, że komukolwiek odbierają jakieś prawo. Człowiek wierzący w Pana Boga nie jest przecież przeciwnikiem wyboru. Wręcz przeciwnie! Ale wie, że tylko wybieranie dobra daje prawdziwą wolność i głębokie szczęście. Nie pozwólmy, aby o nas kłamano. My również wybieramy. Wybieramy życie.

Tekst Małgorzata Młotek

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!