W godzinie odstępstwa
W obliczu wroga, któremu nie można było się przeciwstawić Juda zwany Machabeuszem wraz niewielką grupą ludzi liczącą dziesięć osób uciekł na pustynię. Tam szukali schronienia i czekali na dalszy rozwój wypadków.
Żyli oni w surowych warunkach. Jedynymi ich towarzyszami były zwierzęta. Trudno powiedzieć, jakie mieli zamiary i plany. Swoją przyszłość powierzali Bogu. Podkreślała to ich liczba, gdyż dziesięciu ludzi - to tylu, ilu potrzeba do obrzędowej modlitwy. Dziesięciu sprawiedliwych to również liczba, która mogła ocalić Sodomę i Gomorę przed zniszczeniem. Wtedy w obrębie owych miast tylu sprawiedliwych się nie znalazło. Teraz ci, którzy opuścili Jerozolimę i udali się na pustynię, mieli nadzieję, iż dadzą podwaliny dla ocalenia narodu i ojczyzny. Zaczęli zatem od troski o wierność Bożym prawom. Wyrazem tego był sposób, w jaki się odżywiali. Jedli bowiem jedynie rośliny. Czynili tak dlatego, gdyż co do nich mieli pewność, iż stanowią one pokarm nie naruszający nakazów Prawa. Inne rodzaje rytualnie czystej żywności nie były przecież w tych warunkach możliwe do zdobycia.
Zarządzenie króla
Tymczasem król Antioch wydał kolejną decyzję zmierzającą do całkowitej przemiany świata. Był to rozkaz ujednolicenia obyczajów poszczególnych narodów zamieszkujących jego królestwo. Tak chciał utworzyć naród podlegający tylko jego władzy. To zarządzenie spotkało się z pozytywnym odzewem pogan. Dla nich nie stanowiło przeszkody wprowadzenie na ołtarze nowych bóstw. Nie mieli też oporu, by własnych bogów nazywać greckimi imionami i tak wskazywać, iż wszystkie nacje czciły te same bóstwa, choć inaczej je nazywały.
Taki pomysł spotkał się także z przychylnością licznych Izraelitów. Oni szybko odeszli od przestrzegania szabatu. Bez oporów zaczęli również składać ofiary pogańskim bożkom. To odstępstwo nasiliło kolejne polecenie królewskie. Nakazywało ono Hebrajczykom porzucenie ojczystych obyczajów oraz zaprzestania sprawowania w świątyni kultu według nakazów Prawa Mojżeszowego. Co więcej, zlecił on ustawienie na jej terenie pogańskich posągów i tworzenie gajów ku czci tychże bóstw. Na ołtarzach zaś miano składać świńskie mięso. Nakazał również zaniechanie zwyczaju obrzezania. Tak Izrael miał porzucić, a następnie zapomnieć wszystkie nakazy Przymierza Synajskiego, zapomnieć o swej historii i tożsamości. Temu zaś kto sprzeciwiałby się królewskiemu nakazowi groziła kara śmierci.
Dla realizacji podjętego zamiaru Antioch delegował pewnego nieznanego z imienia człowieka. Druga Księga Machabejska wspomina jedynie, iż był on starcem, pochodził z Aten i miał zmuszać Żydów do odstępstwa od wiary. Jednym z jego pierwszych czynów było sprofanowanie świątyni w Jerozolimie. Nakazał bowiem jej przemianowanie na świątynię Zeusa Olimpijskiego, głównego bóstwa panteonu greckiego. Podobną decyzję wydał odnośnie sanktuarium na górze Garizim. Tam także miano czcić Zeusa, przy czym był on określany jako Ksenios, czyli gościnny. Ta rzecz miała się dokonać na prośbę Samarytan. Być może chodziło o to, iż owych ludzi uważano za gościnnych i z tej racji mogli prosić, by tak też określano greckie bóstwo, jakie miało być czczone w ich sanktuarium.
Zmiany nie skończyły się tylko na nazwach. To, co stało się dalej doprowadziło wielu Żydów do osłupienia i oburzenia. Oto miejsce święte przeznaczone dla czci Boga stało się domem rozpusty. Tak bowiem poganie pojmowali swój kult. Przy świątyni zaczęto wyprawiać wyuzdane uczty, podczas których nie zabrakło heter. Nierządnice, nawet jeśli zajmowały się tylko prostytucją sakralną, zaczęły odgrywać zasadniczą rolę. Co gorzej, nierządowi oddawano się na dziedzińcach świątyni, a do jej wnętrza wnoszono rzeczy, których autor księgi nie chciał nazywać, a określił je jedynie jako niegodziwe. W efekcie takiego postępowania na ołtarzach składano nieczyste mięso. Lekceważono szabat. Rezygnowano z obchodzenia poszczególnych świąt, wielu zaś Hebrajczyków przestało przyznawać się do tego, iż są Żydami. Woleli mówić o sobie jako o poddanych Antiocha, obywatelach nowego imperium czy też wspólnego państwa.
Procesje na cześć Dionizosa
Sytuacja zaostrzała się każdego miesiąca w dniu, w którym wspominano narodziny władcy. Wtedy na ołtarzach wymuszano składanie pogańskich ofiar. Ale problem nie polegał tylko na tym, że przymuszano do uczestnictwa w tym procederze. Otóż zakończeniem ofiary była uczta, w której brali udział zgromadzeni. Ona miała również bałwochwalczy charakter. Do tego dochodziło jeszcze i to, że w ofierze składano wieprzowinę, a Prawo zabraniało Żydom spożywać tego mięsa. Miarę zła przelewały procesje urządzane na cześć Dionizosa. Były one związane ze świętem dedykowanym temu bóstwu, a zwanym Djonizjami. Jedne zwane wielkimi przypadały na przełomie marca i kwietnia. Wnoszono wtedy do teatrów posąg bóstwa wina. Recytowano poezje, wystawiano sztuki. Natomiast inne, czyli Djonizje Małe obchodzono pomiędzy grudniem a styczniem. Świętowano jeszcze Dionizje pomiędzy styczniem a lutym oraz lutym i marcem. Wpierw pochody ku czci tego bóstwa przybierały charakter orgii. Z czasem ten akcent łagodzono, a uczestnicy zakładali maski udając bóstwa ziemi i płodności. W orszakach nie brakowało też przedstawień satyrów. To właśnie w tych orszakach miały swe korzenie wystawiane wtedy przedstawienia: komedie, tragedie, dramaty satyrowe. Dla pobożnego Żyda udział w czymś takim był nie do pomyślenia. Jednak nowe władze zmuszały Hebrajczyków, by zakładali wieńce wite z bluszczu i dołączali się do wspomnianych pochodów dedykowanych pogańskim bóstwom.
Opisana sytuacja miała miejsce nie tylko w Jerozolimie i miastach judzkich. Niejaki Ptolemeusz (lub – jak twierdzili niektórzy – mieszkańcy Ptolemaidy, jak niegdyś nazywano miejscowość Akko) przyczynił się do wydania dekretu wzywającego, by mieszkańcy wszystkich miast greckich zmuszali zamieszkujących pośród nich Żydów do udziału w pogańskich obrzędach i zabawach. Tym zaś z nich, którzy nie chcieli przyjmować greckich obyczajów grożono śmiercią. Tym samym sytuacja stawała się coraz groźniejsza. Nie było mowy o zachowaniu jakiejkolwiek niezależności czy wolności religijnej dla Żydów. Ucisk narastał z godziny na godzinę. ■
Tekst i zdjęcie ks. Krzysztof P. Kowalik
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!