TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 29 Marca 2024, 14:48
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

W polskiej Jerozolimie

W polskiej Jerozolimie

w polskiej jerozolimie

Boczna kaplica z cudownym obrazem Pani Kalwaryjskiej

 

Jadąc 30 kilometrów z Krakowa na południowy - zachód trafi się do polskiej Jerozolimy. Na dróżkach w Kalwarii Zebrzydowskiej można spotkać Jezusa, apostołów Piotra i Judasza, Poncjusza Piłata i oczywiście Matkę Bożą, której obecność przyciąga jak magnes tysiące pielgrzymów. Karol Wojtyła przyjeżdżał tutaj od najmłodszych lat jako dziecko, potem ksiądz, biskup i papież. Podobno kiedyś gospodarze sanktuarium podali mu... słoną kawę.

Przybywający do Kalwarii pielgrzymi najpierw zauważają położoną na górze jasną bazylikę i schody. Jest ich sporo, ale to nikogo nie odstrasza. Potem zastanawiają się, gdzie jest cudowny obraz Pani Kalwaryjskiej? Kto przyjeżdża tu pierwszy raz najczęściej szuka wizerunku w głównym ołtarzu. Ale tam go nie znajdzie. Tę zagadkę rozwiążemy później. 

Golgota w Kalwarii

Na początku to miejsce wcale nie miało być sanktuarium maryjnym tylko „mini” jerozolimską Kalwarią dla misterium pasyjnego. Wszystko przez wojewodę krakowskiego Mikołaja Zebrzydowskiego, który ponad 400 lat temu przeczytał o jerozolimskiej Kalwarii w Ziemi Świętej i postanowił wybudować podobną w Polsce. Wprawdzie nigdy nie był w Palestynie, ale wysłał tam swojego dworzanina Hieronima Strzałę. Ten przywiózł plany i gipsowe modele jerozolimskich budowli. Zebrzydowski powierzył budowę architektom włoskim i flamandzkim. I zaczęła powstawać Jerozolima w pomniejszeniu. Rzeka Skawinka stała się potokiem Cedron, góra Żarek Golgotą, a góra Lanckorońska Górą Oliwną. Najpierw na górze Żarek powstała kaplica Świętego Krzyża na wzór modelu jerozolimskiej kaplicy Ukrzyżowania. W końcu, ponieważ teren był duży, powstały nie tylko Dróżki męki Pana Jezusa, ale i Dróżki Maryi. Nad pracami czuwało kilka pokoleń Zebrzydowskich. Jako opiekunów miejsca pierwszy fundator, czyli wspomniany wcześniej Mikołaj, wybrał bernardynów, a oni nie odmówili. Wojewoda chciał, by wszystko było tak, jak w Jerozolimie. Dla ojców wybudował klasztor. Na jego krużganki wchodzi się przez korytarze po prawej stronie głównego wejścia do bazyliki. Idąc dalej można trafić do Domu Pielgrzyma i nie tylko. Na początku wydaje się to trochę zawiłe, ale tylko na początku. 

Zanim ukończono kalwaryjskie dróżki już po nich wędrowali pielgrzymi. Teraz kolejni idą ich śladami. Robią to z miłości do Maryji i jej Syna. Rozmyślają nad męką Jezusa i życiem Matki Bożej.

Płacząca Matka Boża

Zanim pielgrzymi trafią na kalwaryjskie dróżki idą modlić się do bazyliki pw. Matki Bożej Anielskiej, której figurę wojewoda zebrzydowski umieścił w głównym ołtarzu. Jest srebrna, pochodzi z Loretto i została poświęcona przez papieża Sykstusa VI. Po pierwszych 40 latach istnienia sanktuarium kalwaryjskiego pątnicy zaczęli przychodzić też do Matki Bożej Płaczącej. Kiedy spojrzy się na nią przytula do swojego policzka małego Jezusa. Jak trafiła do sanktuarium? Wiąże się z tym pewne cudowne wydarzenie. Obraz namalowany został przez nieznanego włoskiego artystę, który wzorował się na XVI-wiecznym wizerunku Matki Bożej Myślenickiej i znajdował się na dworze Stanisława Paszkowskiego w Kopytówce. Kiedy 3 maja 1641 r. Stanisław spojrzał na obraz, zdumiony zobaczył, że z oczu Matki Bożej płyną krwawe łzy. Oczywiście wiadomość o tym przekazano księdzu proboszczowi z Marcyporęby i krakowskiemu biskupowi. Stanisław Paszkowski miał zanieść wizerunek do kościoła parafialnego. Jednak. jak wyjaśniają ojcowie bernardyni, „na skutek działania niewidzialnej siły kierującej Paszkowskiego w inną niż zamierzał iść stronę, wizerunek Matki Bożej Płaczącej zamiast do Marcyporęby trafił do sanktuarium w Kalwarii Zebrzydowskiej. Uznano w tym wolę samego Boga. 

Według innej wersji, Paszkowski miał przekazać obraz do sanktuarium na prośbę o. Waleriana Kalińskiego, ówczesnego gwardiana konwentu bernardynów w Kalwarii Zebrzydowskiej”. Tak czy inaczej obraz zamiast do Marcyporęby trafił do Kalwarii. Przez piętnaście lat przechowywano go w zakrystii, ale pielgrzymi nawet tam go czcili. W 1656 roku uznano go za łaskami słynący i wybudowano dla niego specjalną kaplicę. Ponad 200 lat później ks. bp Albin Dunajewski założył korony na głowy Maryi i jej Syna. 

Teraz obraz znajduje się w bocznej kaplicy, tak że niektórzy pielgrzymi po klęknięciu przed głównym ołtarzem od razu skręcają na lewo, bo tam jest kaplica z cudownym obrazem Maryi. 

Nie ma jak u Mamy

Przed wizerunkiem Maryi Kalwaryjskiej modlił się często Karol Wojtyła. Po raz pierwszy przyprowadził go tu jego tata. Zachowało się nawet zdjęcie – oni razem na kalwaryjskim odpuście. Przychodzili tu z pobliskich Wadowic z miłości do Matki Bożej Kalwaryjskiej i tego wyjątkowego miejsca. Przychodzili na misteria w Wielkim Tygodniu, na odpust w uroczystość Wniebowzięcia Matki Bożej, czy tak po prostu bez okazji, jak do najlepszej mamy. Kiedy było im trudno, o pomoc prosili właśnie kalwaryjską Panienkę. Jako kardynał Karol Wojtyła wspominał w Kalwarii: „Gdy u nas w domu były jakieś zdarzenia rodzinne, gdy były jakieś kłopoty, to szliśmy wtedy do Matki Bożej Kalwaryjskiej i na Dróżki i tak to już u mnie pozostało”. A potem mówił o tym w czasie pielgrzymki w 1979 roku już jako Jan Paweł II: „Kalwaria Zebrzydowska i sanktuarium Matki Bożej i Dróżki. Nawiedzałem je wiele razy, począwszy od moich lat chłopięcych i młodzieńczych. Nawiedzałem jako kapłan. Szczególnie często nawiedzałem sanktuarium kalwaryjskie jako arcybiskup krakowski i kardynał”. Kiedy Karol Wojtyła został krakowskim biskupem przyjeżdżał tu na sierpniowy odpust Wniebowzięcia i na uroczystości archidiecezjalne. Ale, jak przyznają bernardyni, czasami nawet nie wiedzieli o obecności biskupa Wojtyły. Przyjeżdżał prywatnie, incognito, by odprawić dróżki, odwiedzić Maryję i przed nią modlić się nierozpoznany przez nikogo w tłumie.

Kiedyś ks. bp Wojtyła przyjechał do Kalwarii i na zaproszenie kustosza wstąpił do bernardynów na kawę. Nic w tym dziwnego, robił to często. Ale czytałam, że o tej wizycie ojcowie opowiadają anegdotę z błyskiem w oku. Kuchnia klasztorna położona jest na dole, więc kawę wwozi się windą. Dla gości zamawiali ją klerycy, którym w tamtych czasach nie wolno było pić kawy. Wpadli więc na pewien pomysł. Kiedy mieli na nią ochotę dzwonili do sióstr i wyjaśniali: „Przyjechał jakiś biskup. Proszę podać kawę” i siostry nic nie podejrzewając przygotowywały. Kiedy się domyśliły, postanowiły na następny raz dosypać do kleryckiej kawy... soli. Nie spodziewały się jednak, że ks. bp Karol naprawdę tego dnia zjawił się w Kalwarii. Jak zwykle klerycy poprosili o kawę dla biskupa, a siostry wsypały do niej soli. Podobno Ks. Biskup wypił tak „posłodzoną” kawę bez słowa.

W sanktuarium zachował się też jeden z listów ks. kard. Wojtyły: „Kraków 21 II 1976. Pragnę zwrócić się do Ojca Gwardiana ze szczególną prośbą. Ojciec Święty powierzył mi w tym roku przeprowadzenie rekolekcji wielkopostnych w Kurii Rzymskiej w dniach od 7 do 14 marca. Termin stosunkowo bliski i czasu na przygotowanie nie za wiele – otrzymałem bowiem zaproszenie w dniu 14 lutego. W związku z tym zwracam się do Ojca Gwardiana z serdeczną prośbą o modlitwę u stóp Matki Bożej w Kalwarii zarówno w czasie przygotowania, jak i samych rekolekcji w Rzymie. Z góry serdecznie dziękuję za modlitwę w Sanktuarium w Kalwarii i łączę wyrazy kapłańskich pozdrowień. In Christo et Maria. + Karol Kard. Wojtyła”.

Moc Pani z Kalwarii

Znając moc modlitwy przed Matką Bożą Płaczącą także jako papież Wojtyła poprosił, aby tu się za niego modlono, za jego życia i po śmierci. Teraz przypomina o tym obraz zawieszony niedaleko ołtarza z postacią modlącego się tu Jana Pawła II. Nie można go nie zauważyć.

Nawet nie będąc w Kalwarii papież pamiętał o cudownej Maryi. W 1987 roku, w stulecie koronacji wizerunku Matki Bożej z Kalwarii na Błoniach w Krakowie Ojciec Święty ofiarował jej jako wotum Złotą Różę. Złożył wtedy osobiste świadectwo: „Pragnę u stóp Matki Bożej złożyć papieską różę, jako wyraz wdzięczności, za to, czym była i nie przestaje być w moim życiu”. W 2002 roku Ojciec Święty osobiście przybył na jubileusz sanktuarium. Jak powiedział nie mógł ominąć miejsca, które „w przedziwny sposób nastraja serce i umysł do wnikania w tajemnicę tej więzi, jaka łączyła cierpiącego Zbawcę i Jego współcierpiącą Matkę. Każdy, kto tu przychodzi odnajduje siebie, swoje życie, swoją codzienność, swoją słabość i równocześnie moc wiary i nadziei - tę moc, która płynie z przekonania, że Matka nie opuszcza swego dziecka w niedoli, ale prowadzi je do Syna i zawierza Jego miłosierdziu”.

Tekst i foto Renata Jurowicz

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!