TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 03 Sierpnia 2025, 02:51
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

W parafiach praktyk

W parafiach praktyk

Piszę ten artykuł w dniu, w którym wizerunki Jezusa ukrzyżowanego są zasłaniane we wszystkich kościołach. Bo wkrótce nadejdzie tak wyczekiwana Niedziela Zmartwychwstania Pańskiego.

Dzień ten jest także półmetkiem praktyk, odbywanych przez rok IV (a więc także przeze mnie). Sprawiło to, że napisanie kolejnego artykułu stało się wyzwaniem – życie na parafii i katecheza absorbują.

Chciałbym podzielić się z Wami kilkoma refleksjami z mijającego tygodnia. Dla większości z nas parafie, na które zostaliśmy posłani, stanowiły zupełnie nowy ląd, którego odkrywanie stało się naszym pierwszorzędnym zadaniem. Nasza posługa przypomina trochę pracę wikariusza – nie możemy oczywiście odprawiać Mszy Świętej, jednak „tańczymy” w rytm parafialnej muzyki.

Zamieszkaliśmy na naszych parafiach praktyk: w Kaliszu, Ostrowie, Ostrzeszowie, Sycowie, Krotoszynie i Liskowie (tak, jeden z nas wspiera w codziennych parafialnych bojach ks. Andrzeja, redaktora naczelnego „Opiekuna”), etc. Co stało się naszym głównym zadaniem na ten czas? Posługa akolity i katecheza. Jako akolici, a więc nadzwyczajni szafarze Komunii Świętej, mamy przywilej jej udzielania – podczas Mszy lub poza nią ludziom chorym. Mamy również okazję ponownie wejść w skórę katechetów – tym razem mając więcej możliwości poprowadzenia lekcji religii. Uczymy i przyglądamy się pracy pełnoprawnych katechetów w szkołach podstawowych. Doświadczenia zdobytego w tym czasie nie sposób przecenić. Im więcej wyciągniemy teraz, tym mniej nas zaskoczy w przyszłości (a im mniej niespodzianek, tym lepiej).

Czekało nas 26 godzin obserwacji i 10 lekcji do przeprowadzenia. Przyglądałem się lekcjom odbywającym się w niemal wszystkich klasach – od zerówki po klasę VIII (szczerze powiedziawszy trudno jest mi jednoznacznie określić kto jest bardziej wymagającym uczniem – 6-, 7-latek, który swoją uwagę skupi tylko na czymś dostatecznie kolorowo-intrygującym, czy może 13-, 14- latek, który, jak powszechnie wiadomo, jest ekspertem w każdej dziedzinie i wie lepiej od jakiegoś kleryka jak się rzeczy mają). Miałem przyjemność prowadzić katechezę w klasie III (wspaniałe dzieciaki, zainteresowane tym, co ma się do powiedzenia), IV (klasa-armagedon – dzieciaki trzeba było odklejać od sufitu i wyciągać spod ławek; nawet przyspawane do krzesełek znalazłyby sposób na uprzykrzenie życia koledze z trzeciej ławki i katechecie przy okazji), V (wymagający koneserzy mądrości wszelakich), VII (ciekawi świata, chcący wiedzieć więcej), VIII (szczyt łańcucha pokarmowego – do czasu!). Naprawdę miło było usłyszeć jęki zawodu na wieść, że to już ostatnia poprowadzona przeze mnie lekcja, z drugiej strony trzeba było przełknąć teksty typu „kleryk te bajeczki może mojej babci wciskać” lub „wreszcie koniec”. Życie, jak to mówią…

Przygotowanie lekcji to jedno – sporządzenie konspektu, sklejenie jakiejś prezentacji, dobranie odpowiednich metod, czy to pracy grupowej, czy indywidualnej. Przeprowadzenie lekcji – to już inna bajka. W każdej klasie istnieje nieskończona ilość zmiennych – miałem okazję przeprowadzić lekcje wszystkim klasom VII (których były cztery), która powinna za każdym razem wyglądać praktycznie tak samo. Tymczasem każda miała zupełnie inną specyfikę – wszystko ze względu na uczniów. Jedni byli zaciekawieni, inni znudzeni. Jedni chętnie pracowali w grupach, inni reagowali entuzjazmem zmęczonego życiem pracownika kamieniołomu. I tak dalej… W rezultacie z jednej wyszły cztery zupełnie inne lekcje.

Nie wiem jak moi koledzy kursowi (przyznam się szczerze, że po pierwszym tygodniu nie miałem czasu z nimi porozmawiać), ale ja chodziłem do szkoły w sutannie. I przyznam się szczerze, nie spodziewałem się tak pozytywnych reakcji. Dzieciaki, dzięki swojemu katechecie, ks. Wojciechowi, są jednak przyzwyczajone do widoku księdza w sutannie. Podczas wspólnej rozmowy usłyszałem, że to dla nich ważne świadectwo. Mam doświadczenie praktyk w szkole, w której księża po prostu nie uczą – tam dzieciaki na widok księdza reagowały na milion różnych sposobów – głupie tekściki, uśmieszki, zaczepki, chichoty. Słowem – jakby spotkały co najmniej klauna lub kosmitę…

Po tym pierwszym tygodniu praktyk katechetycznych mogę powiedzieć jedno – doświadczenie pracy w szkole i w parafii jest po prostu niezbędne podczas formacji. Gdyby go zabrakło – to tak, jakby szkolić kadrę zawodowych pływaków, nie wpuszczając ich w ogóle do basenu. Bez sensu, prawda? Na szczęście my mamy okazję zanurzyć się w tym naszym basenie po uszy. Pozdrawiamy Was z parafialnego placu boju!

Tekst kl. Krzysztof Bogusławski

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!