Ulituj się nade mną (Bartymeusz)
W tym odcinku o pierwszeństwie Boga w miłości (por. 1J 4, 19) świadczyć będzie Bartymeusz, ślepiec z Jerycha. Znamy go z imienia dzięki Ewangelii Marka (por. 10, 47-52), anonimowo wspomina o nim również Łukasz (por. 18, 35-43).
Jerycho – miasto księżyca - przeklęte niegdyś przez Jozuego, leżące nieopodal Morza Martwego w głębokiej depresji (270 metrów poniżej poziomu morza) i otoczone bezkresem Pustyni Judzkiej bardzo sugestywnie symbolizuje egzystencjalną sytuację Bartymeusza, którego imię - jak na ironię - oznacza: syn wielkiego.
Kairos
Bartymeusz jako wytrawny żebrak siadywał zwykle na odcinku drogi łączącej nowe i stare Jerycho, gdzie przechodziło najwięcej ludzi. Ewangeliści są zgodni, że spotkanie z Bartymeuszem miało miejsce w ostatnim okresie działalności Jezusa: z Jerycha uda się do Betanii, by – schodząc w uroczystym orszaku z Góry Oliwnej – wkroczyć do Jerozolimy i wypełnić swoją misję. Niewidomy z Jerycha z pewnością słyszał o Rabbim z Nazaretu i jego mocy uzdrawiania. Wykorzystał zatem ostatni moment, chwilę - która w języku biblijnym nazywa się kairos - aby zatrzymać przechodzącego Chrystusa i odzyskać wzrok. Odzyskać, bo z zachowania i użytej przez niego formy (abym znowu widział – Mk 10, 51) wynika, że syn Tymeusza nie urodził się ślepy, ale przestał widzieć w określonym momencie swojego życia. A zatem miał świadomość, jak drogocenną sprawność utracił. To podpowiada, dlaczego tak uparcie i niezmordowanie – pomimo zniechęcających go protestów - wołał: Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną! (47).
Płaszcz
Czy Jezus zatrzymał się, bo ten krzyk był rozdzierający i nieustępliwy? Czy też dlatego, że usłyszał w nim to, czego zawsze szukał u ludzi: wiarę, że jest dla nich Kimś więcej niż to, co może im dać? W każdym razie „Jezus przystanął i rzekł: Zawołajcie go” (49). Nie podszedł do niego Sam i raczej nie dlatego, że nie chciał się trudzić, ale z tego samego powodu, dla którego Ojciec z przypowieści nie szuka swego marnotrawnego syna, ale czeka, aby ten sam podjął decyzję o powrocie (por. Łk 15, 20). Ślepi i zagubieni synowie muszą bowiem zostawić coś małego, aby móc przyjąć coś niepomiernie większego. Niewidomy żebrak „zrzucił z siebie płaszcz, zerwał się na nogi i przyszedł do Jezusa” (Mk 10, 50). Pozostawienie jedynego okrycia, które chroni w nocy przed zimnem, a dniem przed upałem, jest dla niewidomego bardzo ryzykowną decyzją: może go już nie znaleźć ... chyba, że nie będzie już ślepy. Hebrajskie słowo płaszcz ma ten sam rdzeń, co słowo chwała. Tego potrzebował Jezus od Bartymeusza: aby przyszedł do Niego pokorny i wyzuty ze swoich zabezpieczeń. W zamian otrzymał nieskończenie więcej niż prosił: dar, który po grecku określa się jako uratowanie (sesoken).
Ty jesteś Bartymeuszem
Ślepota w Ewangeliach jest nie tylko fizyczną chorobą, ale także opisem stanu duchowego. Być niewidomym oznacza nie widzieć sensu takich życiowych doświadczeń jak: cierpienie, niesprawiedliwość, wojna, samotność, choroba, starość, śmierć, itp. Inaczej mówiąc, człowiek ślepy duchowo w takich wydarzeniach nie widzi troskliwej miłości Boga. W tym znaczeniu niewidomy to egoista, który nie dostrzega potrzeb otaczających go ludzi, jest skoncentrowany na własnych odczuciach i pragnieniach. Jeśli stać nas na szczerość wobec siebie, to musimy przyznać, że taki opis ślepoty dotyczy w jakimś stopniu każdego z nas. Bartymeusz jest w tobie i we mnie: siedzę w życiu na dogodnym miejscu z wyciągniętą ręką i żebram o trochę uznania, szacunku, zrozumienia, aby przeżyć kolejny dzień. Niewidomy z Jerycha uczy mnie, że właśnie dziś jest ta chwila – kairos – gdy w mojej ślepocie mogę krzyczeć do Jezusa, aby się zatrzymał i zawołał do Siebie. Ja również mam jakiś płaszcz, który mnie zabezpiecza i ukrywa prawdę o mojej marności. Jak Bartymeusz mogę się obnażyć przed Jezusem i pobiec do Niego, aby mnie uratował, abym zobaczył, że naprawdę jestem synem Wielkiego, który kocha mnie w każdej sytuacji życia i uzdalnia do kochania innych.
Ks. Robert Pisula
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!