TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 24 Sierpnia 2025, 08:42
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Ucieczka proroka

Ucieczka proroka

Czy to, co uczynił Eliasz odnowiło wiarę Achaba? Czy poprowadziło go w kierunku nawrócenia? Niestety nie. Jedyną reakcją króla było to, że opowiedział o wszystkich wydarzeniach swej żonie. Ona słuchając jego słów wpadła w gniew.

Doskonale zdawała sobie sprawę z możliwych konsekwencji tego, co zaszło. Wcale nie była dla niej najważniejsza kwestia religii, choć Eliasz zdyskredytował fenickie bóstwa i ich proroków. Dla Izebel liczyło się to, że były to jej bóstwa i jej prorocy. Tym samym te działania godziły w nią, jej pozycję, tron i przyszłą dynastię. Jest przecież poganką, a zrodzeni z niej synowi i córki, choć są również dziećmi Achaba, nigdy nie zostaną przez Żydów uznani za potomków Izraela. Tym samym może zostać im odmówione prawo do korony. Tak będzie, jeśli Hebrajczycy powrócą do wiary swych ojców.


Lęk Eliasza
Izebel nie mogła zatem pozwolić, by Eliasz zawładnął ich duszami i umysłami, by zwrócił je ku Bogu Izraela i Jego Prawu. Nie odda zdobytej władzy. Bardziej niż prawda interesował ją własny los i przyszłość jej dzieci. Dla nich gotowa była na wszystko. Dlatego postanowiła wystąpić przeciw prorokowi. Ogłosiła, że pomści zabitych proroków Baala. Użyje wszystkich możliwości, by zabić Eliasza. Zgładzi go jak on zgładził fałszywych proroków. Poświęci ku temu wszystkie swe siły. Użyje wszelkich możliwości. Nie kryła tych zamiarów. Wypowiadała je wprost. Była pewna swego. Odwoływała się do sił ludzkich i boskich. Natomiast król Achab milczał. Zachowywał się tak, jak gdyby nie miał żadnej władzy. Całkowicie przyzwalał Izebel na realizację jej planów.
Jako że królowa nie kryła się ze swymi zamiarami, szybko usłyszał o nich sam Eliasz. Może wręcz celowo nadano sprawie rozgłos, a może ktoś, kto chciał ratować życie proroka przekazał mu dramatyczną wiadomość. Wobec tych słów uląkł się. Ten, który bohatersko walczył z prorokami Baala, który dokonywał mocą Boga niezwykłych znaków teraz pozwolił, by jego serce opanował strach. Zwątpił w sens swej misji. Po cóż sprowadził suszę, w jakim celu zanosił modlitwy na wzgórzach Karmelu, jeśli nie odmieniło to serca władcy? Czy warto było wchodzić w spór? Narażać samego siebie? Myślał tak, jak gdyby zapomniał o Bogu i został sam. Myślał też o jeszcze jednej rzeczy. Pamiętał, że miał krew na rękach. Zabił nad potokiem Kerit wielu ludzi. Lękał się, że teraz nadszedł czas zemsty. Już wcześniej stawiał sobie pytanie, czy w swym działaniu nie poszedł za daleko; czy to, co tam zrobił było zgodne z zamiarami Boga? Przecież obowiązywała zasada życie za życie, śmierć za śmierć. Wtedy, po zstąpieniu ognia z nieba był pewien, że musi zniszczyć wszelkie zło. Wypalić jego korzenia. W mieczu widział narzędzie do spełnienia tych zamiarów. Teraz zaczął wątpić. To, co uczynił nie przyniosło skutki, a jedynie otworzyło drogę do zemsty. Zabójstwem otworzył drzwi, za którymi stał anioł śmierci. Dziś jego miecz zdawał się kierować przeciw niemu rękami królowej. Nie liczył na jakiekolwiek miłosierdzie. Był pewien, że Izbel nie spocznie póki nie zrealizuje swych planów. Nie cofnie się przed niczym, by go zabić. Była jak rozszalała lwica walcząca o młode.


Ucieczka proroka
Czuł się bezradny. Uznał, że jedynym wyjściem będzie ucieczka. Porzucił Królestwo Izraela. Przekroczył granicę Judy i udał się na południe w kierunku Beer-Szeby. Tam pozostawił swego sługę. Sam udał się w kierunku pustyni. Czuł się jak wygnaniec czy przestępca. Oni w tym miejscu szukali schronienia. Nie widział jednak sensu takiego życia. Bał się wracać do swej ojczyzny. Nie mógł przebywać w Judzie. Nigdy nie był posłany przez Boga do jej mieszkańców. Nie chciał przekroczyć pustyni i zamieszkać w Egipcie, Moabie lub Edomie. Po krótkiej wędrówce siadł nieopodal krzewu janowca. Był zmęczony. Utrudził go nie tyle marsz, ile ciężar życia. Powoli do głosu dochodziły wyrzuty sumienia. Zwątpił. Nie pytał Boga o to, co ma czynić. Zapomniał o Jego obecności. Ciągle słyszał w uszach krzyk zabijanych proroków oraz głos człowieka oznajmiającego mu o mściwych zamiarach królowej. Czuł się przegrany. Nie wytrwał. Uciekł z miejsca, które wyznaczył mu Bóg. Teraz zrozumiał miarę swego czynu. Do tej pory wydawało mu się, że jest inny niż reszta ludu pogrążonego w bałwochwalstwie. Lepszy, wolny od grzechu. Oszukiwał samego siebie. Łudził się, iż kilka spotkań z Bogiem uczyniło go niezwyciężonym i silnym. Dziś zobaczył swój błąd. Jest taki sam jak jego przodkowie. W niczym ich nie przewyższa. Jak oni niesie w swym sercu ranę niewierności. Teraz ona otworzyła się w całej pełni, napełniając jego wnętrze bólem. Nie mógł tego znieść. Śmierć wydawała mu się jedynym wyjściem. Prosił o nią Boga. Uważał, że tylko na tyle zasługuje. Chciał, by Bóg zabrał go z ziemi żyjących, by nie siał swym zwątpieniem zgorszenia. Nie chciał żyć jak zdrajca.


Głos anioła
Gorycz przeżyć i dramatyczna modlitwa połączone z trudem marszu przez pustynię napełniły go zmęczeniem. Położył się w cieniu krzewu i zasnął. Liczył, że sen przyniesie ulgę i zapomnienie. Może zamknie na zawsze jego oczy. Ale sen został nagle przerwany. Odczuł silne uderzenie przywracające go do rzeczywistości. Potem usłyszał głos. Ktoś nakazywał mu wstać i jeść. Budząca go osoba nie była człowiekiem. Widział kontury postaci, ale gdy próbował dokładniej się jej przyjrzeć obraz zdawał się wymykać spojrzeniu. Miał wrażenie, był przekonany prawie pewny, że wołający go jest aniołem. Oderwał od jego postaci wzrok i skierował go ku ziemi. Zobaczył dzban z wodą i podpłomyk. Wpierw pomyślał, że śni lub majaczy, ale gdy sięgnął po posiłek chłód wody i smak chleba rozwiały jego wątpliwości. To działo się naprawdę. Zaraz po posiłku zasnął. Był jeszcze bardzo słaby. I z tego snu został wybudzony. I raz jeszcze usłyszał wezwanie, by jadł. Tym razem poleceniu towarzyszyła zapowiedź czekającej go długiej drogi. Eliasz zrozumiał, że tym, kto doń mówi jest anioł posłany przez Boga. Mimo zwątpienia proroka Bóg nie opuścił go. Nie pozwolił mu umrzeć. Zatroszczył się o jego życie. Wyrwał ze szponów śmierci i przygotował do odbycia wędrówki prowadzącej do spotkania, które przemieni jego życie.

Tekst i zdjęcie ks. Krzysztof P. Kowalik

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!