Taaatooo!
Czas mija szybko i mała Helenka, która niedawno się urodziła, ma już dwa tygodnie. To niewiele, ale dla jej rodziców to jak kamień milowy. Musi minąć znacznie więcej czasu, żeby wszystko się poukładało, żeby młoda mama i młody tata „nauczyli się” swojego dziecka. Jednak te pierwsze dwa tygodnie to jak chrzest bojowy albo skok do głębokiej wody. Przecież nie ma jakiejś szkoły, uczelni, w której ludzie uczą się jak być rodzicami. Tak naprawdę uczymy się tego przez całe życie obserwując swoich rodziców i dziadków. Tata małej Helenki już nie raz dzwonił do swojego bardziej doświadczonego kolegi, by zapytać o różne ważne sprawy. Ilekroć dzwonił Agatka i Hubuś nasłuchiwali, czy może wreszcie będą mogli odwiedzić dzidziusia. Mama zapewniała, że ciocia sama powie, kiedy będzie najlepszy czas i rzeczywiście miała rację. Ciocia Martyna zadzwoniła w czwartek rano i zaprosiła przyjaciółkę do siebie.
- Nareszcie! - cieszyła się pani Monika. - Tak bardzo chcę ją uściskać, przytulić! A malutkiej obgryzę wszystkie paluszki, wycałuję piętki i będę ją trzymać na rękach przez cały czas!
- Mamooo! - powiedział Hubuś. - Nie przesadzasz trochę? Przecież to nie twoje dziecko.
- A co? Zazdrosny jesteś? - pani Monika w doskonałym nastroju zaczęła wyjmować z szafy upominki, które wcześniej kupiła dla Helenki.
- Nie jestem – powiedział, ale czym prędzej przytulił się do mamy.
- Plan jest taki – tata dołączył do rozmowy. - Przywitamy się, wypijemy herbatkę i zostawiamy przyjaciółki same. To znaczy z Helenką.
- Jak to? - zdziwiła się Agatka.
- Tak to. Mama i ciocia Martyna na pewno będą chciały się nagadać, a my, to znaczy ja, wujek Damian i wy pójdziemy na spacer i na lody, może być?
Pomysł bardzo spodobał się paniom, a Agatka i Hubuś też świetnie bawili się z tatą i wujkiem. Zauważyli, że wujek Damian obserwuje ich tatę. Pewnie wyobrażał sobie, jak to będzie, gdy Helenka podrośnie. Wtedy na lody pójdzie razem z nią.
- Tato – zagadnął Hubuś. - A ty chciałeś być tatą?
- A jak myślisz? Oczywiście, że chciałem.
- A bałeś się trochę?
- A co masz na myśli? - zapytał tata i zaraz sam odpowiedział. - Na początku byłem pełen obaw, jak to będzie i czy sobie dam radę - dodał.
- A teraz? - zapytał Hubuś.
- A teraz wiem, że choć to niełatwa rola to nie chciałbym z niej zrezygnować. Każdy dzień przynosi nowe wyzwania, czasem jest trudno, sami dobrze wiecie – tata pogroził dzieciom palcem. - Ale jestem waszym tatą i bardzo się z tego cieszę!
- A jak ktoś już nie ma taty?
- Bywa i tak. Tata nie żyje albo nie mieszka z mamą, albo pracuje za granicą i dzieci nie widzą go na co dzień to jest im trudno, na pewno.
- A Pan Bóg? Przecież mówimy „Ojcze nasz” – zauważyła Agatka.
- Masz rację. Do Boga możemy mówić Ojcze i wtedy jest bardzo blisko, tak jak ja jestem teraz przy was – powiedział pan Piotr i mocno przytulił swoje dzieci.
Dzień Ojca. Tata, tatuś, tatulek (mój starszy brat, gdy nauczył się wypowiadać głoskę „r”, mówił nawet „taturek”!) Niełatwo być ojcem, bo ojciec ma prowadzić, dawać przykład, uczyć, wychowywać. Dajecie się prowadzić swoim ojcom, czy mają „pod górkę”? Nie ma ojców idealnych, dlatego módlcie się za nich, by Bóg Ojciec dawał im wszelkie łaski i siłę do tej trudnej i pięknej roli. A na Dzień Taty zaskoczcie swoich tatusiów. Jak? No ja nie wiem:) To wy wiecie najlepiej!
Ewa Makowska
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!