Szczęśliwy „lejek”
Bóg czyni z nas swoich wspólników w misteriach życia i wiary: kobiety uczynił niezbędnymi, by wzrastało życie, a bez kapłanów nie stanie się obecny w Eucharystii i konfesjonale. Kimże jesteśmy?
Mam wielki szacunek dla płci pięknej, a tym, czego szczególnie zazdroszczę i za co podziwiam panie jest fakt, że Bóg dał im przywilej rodzenia dzieci. Uczestniczyć w sposób tak istotny w dziele stworzenia nowego życia musi być zaiste fascynujące i mężczyznom nie jest to dane, zapewne całkiem słusznie.
Ale nas też Bóg angażuje w sprawy niesamowite. Już wyjaśniam. W ostatnich dniach przed Świętami Zmartwychwstania Pańskiego, jak to zwykle bywa, bardzo wielu poranionych, a czasami po prostu pogubionych ludzi, szuka pomocy u kratek konfesjonału. W takim okresie, jak to się mówi, wszystkie ręce na pokład, więc również i ja, choć na co dzień nie jestem zaangażowany bezpośrednio w duszpasterstwie, pomagałem, ile mogłem. I chciałbym u progu Święta Miłosierdzia podzielić się z moimi Czytelnikami osobistym świadectwem. Wy sobie nie wyobrażacie, jaka to jest niesamowita sprawa być narzędziem w ręku Miłosiernego Boga! Za każdym razem, kiedy widzę, jak jakaś osoba z takim wielkim trudem klęka przy konfesjonale i jak ciężko przychodzą jej właściwe słowa na określenie tego wszystkiego, co ją przygniata i zniewala, a później jak energicznie wstaje czując zapewne, jak to Boże Miłosierdzie rozlewa się po całym ciele i udręczonej duszy i jak nadaje im lekkość, to ja się nie mogę nacieszyć i nadziwić, że Pan Bóg chce się posłużyć mną, biednym grzesznikiem. Przecież mógł wybrać jakikolwiek inny sposób na jednanie z Sobą ludzi, a wybrał właśnie ten. I pośród innych kapłanów wybrał również mnie. I to, co Pan Bóg wyrabia w konfesjonale przeze mnie to jest coś fantastycznego. Pewnie, że są też bóle, jak przy rodzeniu, bo jest przecież i własny grzech, a nieraz i historie, które penitenci przez nas powierzają Bogu wydają się przygniatać ogromem nawet nas spowiedników. Ale są one i tak nieporównywalne z tą radością, jaką przynosi Boże przebaczenie, które miłosierny Bóg postanowił przelewać przez tak nędzny i niewyszukany lejek jak ja. I czy muszę jeszcze tłumaczyć, jak szczęśliwy ten lejek się przez to czuje?
Ostatnie zdanie pragnę poświęcić kolejnej rocznicy Tragedii Smoleńskiej: mijają lata, a my w dalszym ciągu nie wiemy, co tak naprawdę wydarzyło się owego 10 kwietnia: w imię pamięci tych, którzy wówczas odeszli, nie przestaniemy domagać się prawdy.
ks. Andrzej Antoni Klimek
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!