TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 21 Sierpnia 2025, 17:35
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Szczęśliwi i spokojni

Szczęśliwi i spokojni

Światowe Dni Młodzieży w Krakowie. Przyznam się, że ciężko mi pisać o tym niesamowitym wydarzeniu, bo nawet biorąc pod uwagę fakt, że do Związku Socjalistycznej MŁODZIEŻY Polskiej w czasach komuny przyjmowano do 35. roku życia, to ja nawet wtedy z moimi 47. wiosnami na karku, na kategorię „młodzież” bym się już nie załapał. Wspomnienia z poprzedniego spotkania w Polsce w Częstochowie coraz bardziej blakną, a dzisiaj nawet w parafii musiałem przekazać pałeczkę wikariuszowi, gdy chodzi o wyjazd z młodzieżą do Krakowa. Zazdroszczę. Ale, choć z daleka, przeżywam te dni jeszcze bardziej intensywnie, niż wówczas. 

W 1991 roku w Częstochowie ŚDM były dla mnie zaledwie uzupełnieniem fantastycznego przeżycia, jakim zawsze była piesza pielgrzymka na Jasną Górę. No i ta obecność tak wielu obcokrajowców, ludzi młodych z całego świata, która wtedy dziwiła mnie niepomiernie. Wiecie, chodzi mi o ten typ myślenia, który niestety niektórym pozostał do dzisiaj (mnie na szczęście przeszedł wraz z innymi głupotami lat młodzieńczych): po co oni przyjechali z tych swoich fantastycznych krajów do naszej biednej i siermiężnej Polski? A dzisiaj, kiedy mam również doświadczenia wielu lat spędzonych w tych fantastycznych krajach, mam głębokie przekonanie, że ci młodzi, którzy zjechali z całego świata do Polski, mają wielką szansę zabrać od nas coś, co może odwrócić staczanie się ku zapaści ich własnych kultur i narodów. Nie tylko w sferze religijnej. O jednym z innych wymiarów doskonale napisał Krzysztof Osiejuk, opisując swoje doświadczenie z Katowic podczas Dni Młodzieży w Diecezjach. Nie mógłbym tego oddać lepiej. Proszę bardzo:   „Wracaliśmy ze spaceru do domu, kiedy parę kroków stąd natknęliśmy się na rozbawioną grupkę chłopców i dziewcząt. Ponieważ mój pies to labrador, a labradory mają w sobie to coś, co ludzi raczej przyciąga, niż odpycha, zostaliśmy natychmiast zaczepieni i wywiązała się rozmowa. Okazało się, że te dzieci przyjechały do nas aż z Francji, no i właśnie wracają z uroczystości na katowickim lotnisku. Jeden z chłopców najpierw spytał „is hi danżeres?”, a kiedy się dowiedział, że absolutnie nie, to już tylko koniecznie chciał wiedzieć, jak się po polsku zwraca do psa, by usiadł, a ja ich nauczyłem słowa „siad”. No i się zaczęło. Wszyscy ci Francuzi zaczęli do mojego psa krzyczeć „siad”, niestety ponieważ okazało się, że on nie toleruje obcych akcentów, nic z tego nie wyszło. No ale było bardzo przyjemnie, pogadaliśmy troszeczkę, na koniec się uściskaliśmy, pomachaliśmy do siebie i tak się owo spotkanie zakończyło. A ja, przepraszam bardzo, ale nie mogłem nie pomyśleć sobie, że to jest coś absolutnie niezwykłego spotkać niemal pod domem, tu w Katowicach grupę młodych katolików z Francji i widzieć, jacy oni są szczęśliwi i spokojni, bo wiedzą, że jedyne „danżeres”, jakie dziś mogą sobie wyobrazić, zostawili daleko za sobą, gdzieś w Paryżu, Lyonie, czy w Lille”.

ks. Andrzej Antoni Klimek


Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!