Święty Józef i problemy wychowawcze
W relacji Józefa z Jezusem niewątpliwie jedną z najbardziej fascynujących jest kwestia zależności. Jak dać dziecku, i to takiemu dziecku, właściwą autonomię a jednocześnie wymagać posłuszeństwa?
Właśnie rozpoczyna się kolejny rok szkolny. Nie tylko dzieci przeżywają ten czas z podekscytowaniem a czasem z lękiem. Być może jeszcze większe rozterki ten okres prowokuje w rodzicach, którzy po doświadczeniach najpierw długotrwałych strajków nauczycielskich, następnie zdalnego nauczania w dobie pandemii, a i teraz przerażeni perspektywami kolejnych problemów ze szkołą związanych tym razem z kosztami energii, z trudem radzą sobie z towarzyszeniem i wspieraniem swoich dzieci w ich edukacyjnych perypetiach. To nigdy nie było łatwe, wyobraźmy sobie teraz.
Najlepszym rodzicom się zdarza
Na tych łamach często szukamy ratunku czy choćby wskazówek w osobie Świętego Józefa. Można mieć czasami wrażenie, że robimy z niego jakiegoś biblijnego MacGyvera (fikcyjny bohater amerykańskiego serialu z lat 90., którego scenarzysta obdarzył bogatym asortymentem cech osobowościowych i umiejętności pozwalających mu wyjść z każdej opresji), ale skoro Bóg wybrał go na opiekuna i wychowawcę samego Pana Jezusa w najdelikatniejszych etapach jego dzieciństwa i młodości, to możemy mieć pełne zaufanie do jego nieogarnionych możliwości. Od niego więc chcemy nauczyć się jak reagować w trudnych sytuacjach sprowokowanych przez nastolatków.
Ewangelia przytacza nam jeden taki epizod z udziałem młodego Jezusa: „Rodzice Jego chodzili co roku do Jerozolimy na Święto Paschy. Gdy miał lat 12, udali się tam zwyczajem świątecznym. Kiedy wracali po skończonych uroczystościach, został Jezus w Jerozolimie, a tego nie zauważyli Jego Rodzice. Przypuszczając, że jest w towarzystwie pątników, uszli dzień drogi i szukali Go wśród krewnych i znajomych. Gdy Go nie znaleźli, wrócili do Jerozolimy szukając Go. Dopiero po trzech dniach odnaleźli Go w świątyni, gdzie siedział między nauczycielami, przysłuchiwał się im i zadawał pytania. Wszyscy zaś, którzy Go słuchali, byli zdumieni bystrością Jego umysłu i odpowiedziami. Na ten widok zdziwili się bardzo, a Jego Matka rzekła do Niego: «Synu, czemuś nam to uczynił? Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie». Lecz On im odpowiedział: «Czemuście Mnie szukali? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca?» Oni jednak nie zrozumieli tego, co im powiedział. Potem poszedł z nimi i wrócił do Nazaretu; i był im poddany. A Matka Jego chowała wiernie wszystkie te wspomnienia w swym sercu. Jezus zaś czynił postępy w mądrości, w latach i łasce u Boga i u ludzi”. (Łk 2, 41-52)
Kto zawalił: Józef czy Jezus?
Czego się tutaj dowiadujemy? Otóż rodzice Jezusa co roku chodzili do Jerozolimy. Pascha była jednym z trzech świąt związanych z taką pielgrzymką wraz z Zielonymi Świętami i Świętem Namiotów. Prawo wymagało tylko od mężczyzn, aby święta te spędzać każdego roku właśnie w Jerozolimie, kobiety nie miały takiego zobowiązania. Z pism rabinackich wynika, że w takich pielgrzymkach uczestniczyło wówczas około 12.500 osób, podczas gdy w Jerozolimie mieszkało 55.000 osób. Można więc być pewnym, że zamieszanie było wielkie. Dodajmy jeszcze, że zgodnie z późniejszym nakazem rabinackim do dorocznej pielgrzymki byli zobowiązani chłopcy od trzynastego roku życia i jest prawdopodobne, że taki zwyczaj istniał już w czasach Pana Jezusa. To z kolei pozwala nam założyć, że wzięcie młodszego o rok Jezusa na pielgrzymkę było z jednej strony wyrazem wielkiej pobożności Jego rodziców, miłości do świątyni i nakazów Tory i troską o wprowadzenie Go jak najszybciej w świat zobowiązań religijnych, ale mogło też być nagrodą dla chłopca – nietrudno sobie wyobrazić, że była to wielka przygoda dla każdego nastolatka.
Wracamy do faktów. Jeżeli podróż trwała dłużej niż dzień, a Jerozolima znajduje się w odległości czterech lub pięciu dni pieszej wędrówki od Nazaretu, to rodziny często łączyły się razem i pielgrzymowały wspólnie. Po zakończeniu trwającego tydzień świętowania, małe grupy znowu spotykały się poza miastem i wyruszały w drogę powrotną. Mężczyźni szli w jednej grupie, a kobiety w drugiej, natomiast dzieci mogły się przyłączać do jednej z nich i dopiero wieczorny posiłek gromadził wszystkich razem. Warto w tym miejscu jeszcze zauważyć, że młody Jezus musiał mieć dobre kontakty z rówieśnikami, skoro Maryja i Józef podczas drogi byli o niego spokojni i dopiero przy wspólnym wieczornym posiłku zorientowali się, że Go nie ma. Gdyby był samotnikiem i dziwakiem, alarm rozległby się znacznie wcześniej. W każdym razie poszukiwania mogły wystartować dopiero rankiem kolejnego dnia, który upłynął pewnie na wypytywaniu o dziecko wśród krewnych i znajomych. Potem była kolejna noc bez Jezusa, na pewno bezsenna i potem z samego rana droga do Jerozolimy. Wreszcie owego trzeciego dnia wizyta w świątyni przywraca im Syna, którego znajdują w bardzo nietypowej sytuacji, dyskutującego z uczonymi w Piśmie.
Nic bez żony, nic bez męża
Tutaj następuje najbardziej nas interesujący moment. Nie będziemy teraz rozważać wielu innych ważnych aspektów teologicznych tego wydarzenia, skupimy się jedynie na reakcji. Znalezienie Dziecka w takiej sytuacji, po trzech dniach udręki i niepokoju, wywołało w rodzicach całkowicie zrozumiałą reakcję osłupienia, żeby nie powiedzieć zdenerwowania. W takiej sytuacji, jakkolwiek rodzic cieszy się, że dziecku nic się nie stało, to jednak musi denerwować fakt, że ono sobie w najlepsze dyskutuje z uczonymi. Czyli nie jakiś wypadek, choroba, czy nawet czyjaś agresja, ale w pełnej wolności (na ile może ją mieć dziecko) podjęta decyzja, żeby zajmować się tym, co ja chcę, nie martwiąc się, co pomyślą rodzice. Zdajecie sobie sprawę z tej trudności? Z jednej strony radość – nic mu się nie stało! Ale z drugiej nerwy – co on sobie wyobraża? I tutaj uczymy się, uwaga (!), nie tylko od Józefa, ale i od Maryi. Bo pierwsza wskazówka dla rodziców jest właśnie taka: problemy z nastolatkami rozwiązujemy razem. Stąd bolesny wyrzut Maryi pod adresem Syna. Wydaje się, że wybrzmiewa w nim przejrzysta aluzja do przykazania o posłuszeństwie rodzicom. «Synu, czemuś nam to uczynił? Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie» Zauważmy, że Maryja na pierwszym miejscu wymienia Józefa, to on jest głową rodziny. Dlaczego więc Józef sam nie reaguje? Tutaj może być kilka wyjaśnień. Pierwsze, które pcha się na usta: był tak wkurzony, że Małżonka, wolała uspokoić sytuację, aby ochłonął, zanim palnie coś, czego później będzie żałował. Ale bardziej prawdopodobne wydaje się drugie wyjaśnienie. To radość z odnalezienia Syna tak wzruszyła Józefa, że mu odebrało mowę. Co ciekawe, ból serca Józefa mógł ustąpić radości nie tylko z odnalezienia Syna – ale jak pisze o. Ryszard Kempiak – po części także z tego, że wychowanie jakie dał Synowi zaowocowało tak wspaniałą znajomością Prawa, że teraz Jezus dyskutował z uczonymi jak równy. W każdym razie Maryja zabierając głos, ale stawiając na pierwszym miejscu męża, chroni go w momencie słabości i wzruszenia, aby w Synu nie został umniejszony obraz ojca. Tak zachowują się roztropni rodzice. Działają razem, z szacunkiem dla ról, z miłością do siebie najpierw i do dzieci w drugim szeregu i nawet jeśli czegoś nie rozumieją w postawie dziecka, to tego a priori nie odrzucają. Ufają, że przyjdzie moment, kiedy wszystko stanie się jasne. Dobrzy rodzice wiedzą, że nie wiedzą wszystkiego. ■
Tekst i zdjęcie ks. Andrzej Antoni Klimek
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!