TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 20 Sierpnia 2025, 07:46
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Święci - Madagaskar

Święci

Zdjęcie przy grobie Błogosławionego, gdzie sprawowaliśmy Mszę Świętą

Czy możemy od ludzi innych kultur nauczyć się czegoś o trudnym darze prawdziwej wolności i nie wybieraniu „wolności”, kiedy się już z kimś zwiążemy? Możemy!

Każda pielgrzymka, a taką są zawsze nasze kapłańskie wyjazdy do placówek, w które posyła naszego przyjaciela, dzisiaj arcybiskupa Tomasza, Ojciec Święty w ramach watykańskiej służby dyplomatycznej, prowadzi przez miejsca święte, a przynajmniej uświęcone obecnością ludzi, których Kościół, jak się potocznie mówi, wyniósł na ołtarze. Czasami, kiedy trafiamy do krajów bez większej tradycji chrześcijańskiej, gdzie Kościół jest młody, takich miejsc jest niewiele, ale zawsze fascynujące jest odkrywanie różnych ścieżek do świętości. Z naszej ostatniej wyprawy chciałbym przytoczyć dwie takie ścieżki i dwie osobowości, od których my też możemy się czegoś nauczyć.

Litania z mapy

Zaczniemy chronologicznie, czyli od wyspy Reunion, gdzie rozpoczęliśmy naszą wizytę w tych stronach. Jak zauważył nasz gospodarz, ks. Tomasz, mapa tej wyspy jest niczym Litania do Wszystkich Świętych, bo większość miejscowości ma tutaj nazwy rozpoczynające się od słowa Święty: Sainte-Marie, Saint-Denis, Saint-Leu, Saint-Philippe itd. Wystarczy po każdej nazwie dodać „módl się za nami” i litania gotowa. Ale tak to właśnie wygląda, kiedy odkrywanie nowych terytoriów i ich zasiedlanie odbywa się w obecności katolickich misjonarzy: bardzo chętnie dedykuje się nowe osady świętym patronom. Podobną sytuację mamy choćby w Kalifornii, gdzie szereg miast ewangelizowanych przez franciszkanów ma świętych w nazwie, a koniec tego szlaku misyjnego jest w mieście Santa Fe (czyli Święta Wiara - pełna nazwa brzmi Święta Wiara ojca Franciszka). Ale wróćmy na Reunion. 

Pierwszą Mszę na tej wyspie sprawowaliśmy przy grobie bł. Skubiliona Rousseau. Zanim opowiem o tym pierwszym i jak na razie jedynym świętym tego terytorium, które jak pamiętacie należy do Francji, a nawet do Unii Europejskiej, słówko o sanktuarium, które możecie też zobaczyć na zdjęciach. Oczywiście obok jest „normalny” kościół, ale grób naszego Błogosławionego znajduje się pod swoistą wiatą, czyli de facto na świeżym powietrzu, dostęp do niego jest zawsze otwarty. Widać tutaj wpływy oceaniczne, struktury większości kościołów i kaplic, które odwiedzimy, będą lekkie, zwłaszcza konstrukcje dachów.

Katecheta niewolników

I właśnie pod tą wiatą celebrowaliśmy Eucharystię, a ks. Tomasz przybliżył nam w homilii sylwetkę br. Skubiliona, przy grobie którego się modliliśmy. Jean Bernardo Rousseau urodził się we Francji w 1797 i był katechetą. Kiedy w sąsiedniej miejscowości pojawia się Zgromadzenie Braci Szkół Chrześcijańskich katecheta Jean postanawia wstąpić do ich nowicjatu w Paryżu. Po ukończeniu formacji przez dziesięć lat pracuje w różnych szkołach prowadzonych przez zgromadzenie na terenie Francji, a w 1833 trafia na Wyspę Reunion, gdzie ponad 30 lat swego życia poświęci pracy katechetycznej wśród tamtejszej ludności. Była to praca szczególnie trudna, gdyż jego uczniami byli w większości niewolnicy, rzeczywiście brat Skubilion zyska miano „katechety niewolników”. Większość z nich ciężko pracuje, więc zajęcia organizowane są w godzinach nocnych i cieszą się wielkim powodzeniem. Jest też brat Skubilion prekursorem adaptacji programów nauczania do potrzeb i możliwości swoich słuchaczy, tworzy specjalne techniki, które czynią zajęcia przystępnymi i atrakcyjnymi. Przygotowanie do sakramentów jest dla niego okazją do przekazania nauczania Kościoła i chrześcijańskiej moralności. Ale jednym z największych wyzwań, któremu z sukcesem sprostał brat Skubilion, było wprowadzenie niewolników w nową rzeczywistość wolności, po zniesieniu niewolnictwa we Francji w roku 1848 i podjęcia odpowiedzialności za swoje życie. 

Wszyscy pamiętamy choćby książkę ks. Tischnera „Nieszczęsny dar wolności”, a może jeszcze bardziej homilię św. Jana Pawła II, kiedy podczas pielgrzymki do Polski w roku 1994, zachłyśniętym wolnością rodakom przypominał Dziesięć Przykazań Bożych. Przejście do wolności jest piękne, ale nigdy nie jest łatwe, a co dopiero z osobistego niewolnictwa. Br. Skubilion nie tylko walczył o abolicję niewolnictwa, ale także przygotowywał swoich podopiecznych do udźwignięcia wolności. W ostatnich latach swego życia podupadł na zdrowiu, ale nadal współpracował z klerem i przyczyniał się do odkrywania powołań przez miejscowych. Odwiedzał też chorych, wśród których zdarzały się uzdrowienia uważane za cuda dokonane za jego przyczyną. Zmarł 13 kwietnia 1867 roku w powszechnej opinii świętości. Św. Jan Paweł II, który odwiedził Reunion w 1989, wprowadził go do grona błogosławionych 2 maja tego roku.

Jak ślub to nie rozwód

Przenosimy się na Madagaskar. Od razu powiem, że również tutaj mamy do czynienia ze świętą dzięki naszemu polskiemu papieżowi. O ile jednak w przypadku bł. Skubiliona możemy szukać inspiracji i pomocy w przechodzeniu do nowej rzeczywistości (przychodzi mi w tym momencie na myśl choćby przejście z rzeczywistości realnej do wirtualnej, w której coraz więcej czasu spędzają nie tylko młodzi ludzie, czy nie powinniśmy ich do tego przygotować, nauczyć ich korzystać z tej wolności, jaką daje „wioska globalna”, którą stał się świat, bo myślę, że chyba już pożegnaliśmy się z mrzonkami, że da się tej rzeczywistości uniknąć) to tym razem rzecz dotyczyć będzie małżeństwa. Na bł. Wiktorię Rasoamanarivo trafiamy trochę przypadkiem, bo tak naprawdę chcieliśmy zobaczyć katedrę katolicką w stolicy Madagaskaru, czyli w Antananarivo. Tymczasem przed katedrą dostrzegliśmy małą kaplicę, z której wychodzili i wchodzili miejscowi, podczas gdy do katedry już niekoniecznie. Postanowiliśmy tam wejść. Kaplica jest niewielka, było tam kilka osób i aura modlitwy i skupienia wręcz wisząca w przestrzeni. Jeszcze nie wiedząc o kogo chodzi człowiek czuje się „wciągnięty” w rzeczywistość modlitwy. Pewnie to samo czuł papież Franciszek, który modlił się tutaj podczas swojej wizyty w 2019 roku. A znajduje się tam grób bł. Wiktorii. Kilka słów o niej.

Urodziła się w 1848 roku w jednej z najznakomitszych rodzin Madagaskaru. W rodowodzie ze strony mamy ma długoletnich premierów Madagaskaru, a ojciec był bliskim krewnym dowódcy wojskowego. Wychowana była w duchu najlepszych tradycji malgaskich i wyznawała animistyczne wierzenia przodków. Chrystusa poznaje dzięki jezuitom, uczy się w szkole prowadzonej przez siostry zakonie józefitki z Cluny. W dzień Wszystkich Świętych w 1863 roku przyjęła chrzest. Pragnęła wstąpić do zakonu, ale rodzice naciskali na ślub, a i misjonarze sugerowali, aby zrezygnowała z wyboru życia zakonnego i realizowała apostolstwo w swojej rodzinie i środowisku dworskim. Rodzina wydała ją za mąż za syna premiera, który był alkoholikiem i człowiekiem tak gwałtownym i niemoralnym, że nawet teściowie (!) namawiali ją do rozwodu. Tymczasem ona sama pozostała wierną, gdyż poważnie traktowała swoją wiarę i nierozerwalność sakramentalnego małżeństwa, a także zdawała sobie sprawę ze zgorszenia, jakim byłby rozwód katolickiej księżniczki. Jej niezłomna wytrwałość doprowadziła do tego, że mąż został ochrzczony przed śmiercią w 1887 roku. Bł. Wiktoria przyczyniła się również do przetrwania Kościoła, kiedy misjonarze musieli opuścić wyspę w 1883 roku i obroniła przed zamknięciem szkoły katolickie, demonstrując nie tylko wielką siłę ducha, ale również talent organizacyjny. To również dzięki niej, kiedy misjonarze powrócili na Madagaskar zastali Kościół bardzo dobrze się rozwijający. Wiktoria zmarła po długiej chorobie w 1894 roku i beatyfikował ją papież Jan Paweł II 30 kwietnia 1989 roku (dwa dni przed br. Skubilionem), podczas tej samej podróży apostolskiej.

Uświęć siebie potem innych

Podczas Mszy beatyfikacyjnej św. Jan Paweł II powiedział: „Jej zobowiązanie zostało przypieczętowane wobec Boga i dlatego nie zgodziła się na jego zakwestionowanie. Wspierana łaską, wbrew wszystkiemu szanowała swego małżonka i zachowała doń miłość, gorąco pragnąc, aby się nawrócił do Pana. I wreszcie doczekała się tej radości, że mąż przyjął chrzest (…) Wielu świadków opisywało jej cierpliwość: nie rezygnację, czy ucieczkę przed trudnościami, ale postawę głębokiego spokoju wobec wszystkiego co smuci lub rani, nawet wobec zła, które się potępia. Jej nie cierpliwość umacniała ją w chrześcijańskim postanowieniu dochowania wierności nienaruszalnym więzom małżeńskim, mimo upokorzeń i cierpień, które przyszło jej znosić. Tych, którzy się z nią spotykali, uderzała jej wewnętrzna radość. Zawsze, nawet w najgorszych sytuacjach, zachowywała pełen ufności optymizm”.
Dewizą życia bł. Wiktorii były słowa: „Uświęćmy się najpierw sami, a potem zajmiemy się uświęcaniem innych”. Teraz napiszę coś, czym pewnie się narażę nie tylko feministkom. Dlaczego dzisiaj tak łatwo rezygnuje się z małżeństwa, pomimo że istnieje święty węzeł sakramentalny? Czy czasami nie jest tak, że najpierw brakuje wiary, potem uświęcenia samego siebie a dopiero na końcu miłości? A ilu małżonków dba o uświęcenie (po uświęceniu samego siebie) swojego małżonka? Dlaczego tak łatwo rezygnujemy z uświęcania kogokolwiek (od siebie poczynając)? Żeby było jasne, nie krytykuję nikogo, a tym bardziej nie potępiam, nie zmuszam nikogo, aby żył „z potworem”, a jedynie zachęcam do refleksji, czy zobowiązanie przed Bogiem jeszcze cokolwiek znaczy (również w przypadku księży). Bł. Wiktoria nie była „ofiarą” losu zmuszoną do wierności tyranowi, ona dochowała wierności z wyboru i odpowiedzialności, zachowując radość. Teraz ktoś powie, że udawała, że nosiła maskę, że patriarchat (tu trzeba uważać bo na Madagaskarze były głównie królowe :) itd. Oczywiście zawsze możemy nadać swoją interpretację historii, ale ja zapraszam tylko do refleksji i do… uczenia się od świętych. Nawet tych z innych kultur.

Na koniec jeszcze dwa słowa o Matce Bożej. Na zdjęciu widzicie olbrzymią statuę Matki Bożej, którą wzniesiono w pobliżu katedry (która znajduje się na wzniesieniu), aby czuwała nad całą stolicą. Może nie jest zbyt gustowna z bliska, ale z daleka nie widać :) a każdy może czuć się zaopiekowany. Natomiast Malgasze świetnie pracują w drewnie i rzeźbią prześliczne Madonny z długim warkoczem, przywiozłem sobie taką do Polski. Ale o drewnie, a właściwie o drzewach, przeczytacie w kolejnym numerze. ■

Tekst i zdjęcia ks. Andrzej Antoni Klimek

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!