Studnia Jakubowa
Opuszczamy ruiny Samarii. Schodzimy krętą droga, mijając pięknie wkomponowany w zbocze wzgórza amfiteatr. Towarzyszy mu wieża z czasów hellenistycznych, wyznaczająca obręb miejskich murów. Dalszą drogę wskazują kolumny bizantyjskiej ulicy. Pozostawiamy za sobą ruiny dumnego miasta. Udajemy się w kierunku Nablus. Witają nas białe mury domów miejscowości odbudowanej po wielkim trzęsieniu ziemi z 1927 roku, które zniszczyło wszystkie budowle. Nazwa tego miejsca wywodzi się od określenia rzymskiej koloni, utworzonej przez weteranów walk z lat siedemdziesiątych.
Legioniści Tytusa nowo utworzonej osadzie nadali nazwę Flawia Neapolis. Tutaj przyszedł na świat św. Justyn, Męczennik. Urodził się ok. 100 r. po Chr. Zasłynął z pism broniących chrześcijaństwa. Ale historia tego miejsca jest znacznie starsza niż czasy I w. po Chrystusie.
W okolice tej miejscowości, położonej około 10 km na południowy wschód od Samarii, przywędrował przed wiekami Abraham. Nazwa Sychem pojawia się jako pierwsza nazwa w historii opisującej jego wędrówkę do Ziemi Obiecanej. To w tej okolicy rozbił swój obóz. Gdy odpoczywał w cieniu dębów, Bóg obiecał mu dać tę ziemie jako nową ojczyznę. Nieopodal Abraham zbudował ołtarz, by uczcić Boga. Do tej okolicy dotarł również Patriarcha Jakub, który wcześniej musiał szukać schronienia przed gniewem swego brata Ezawa w Charanie. Po powrocie, nieopodal Sychem, nabył ziemię i zbudował studnię, by zagwarantować sobie dostęp do wody. Dziś miejsce tej rozmowy upamiętnia kościół zbudowany na ruinach bizantyjskiego sanktuarium. Zniszczyły je kolejne prześladowania. Próbowali temu zaradzić krzyżowcy. Ich świątynię również zburzono. W XIX w. mnisi greccy zrekonstruowali kryptę. Prace nad odbudowaniem krzyżowców przerwane w 1914 r. zostały podjęte na nowo w latach 90. Być może, gdyby nie to, że Dawid zadecydował inaczej, Sychem mogłoby się stać stolicą przyszłego państwa. Znajdowała się bowiem na skrzyżowaniu dróg prowadzących ze wschodu na zachód oraz z południa na północ. Ukształtowanie terenu tworzyło również swoistą bramę wyznaczoną dwoma wzgórzami: Ebal i Garizim. Nic dziwnego, że dawniej miejscowość tę nazywano Maborta - „wąskie przejście”. To na wspomnianych wzgórzach mieli zgromadzić się Izraelici, którzy wkroczyli do Ziemi Obiecanej. Takie polecenie wydał im Mojżesz jeszcze na równinach Moabu, na wschód od Jordanu. Sześć pokoleń miało stanąć na górze Garizim i błogosławić lud. Drugie sześć miało wypowiedzieć przekleństwa dla tych, którzy naruszają prawa Boże. Wydarzenie to zapowiadała Księga Powtórzonego Prawa, zaś o jego realizacji opowiada Księga Jozuego. Choć nic nie pozostało ze zbudowanych tam ołtarzy, to oba wzgórza wydają się jeszcze nieść echo gromkiego „amen”, wypowiadanego przez lud Izraela podczas odczytywania słów księgi Prawa.
Do tych tradycji odwoływali się Samarytanie, wznosząc sanktuarium na wzgórzu Garizim. Tego dzieła dokonali na przełomie IV i V w. przed Chr. Niedługo cieszyli się swą świątynią, gdyż w II w. przed Chr. została ona zniszczona przez Żydów. Mimo to nie zaprzestali gromadzić się na świętym dla nich wzgórzu. Tutaj składali Bogu krwawe ofiary. W czasach rzymskich dwukrotnie zapłacili za to własną krwią. Góra Garizim stała się świadkiem prześladowań Samarytan za czasów Poncjusza Piłata (o czym wspomina Ewangelia) oraz cesarza Hadriana. Mimo to do dnia dzisiejszego potomkowie dawnych Samarytan gromadzą się na tym wzniesieniu, by celebrować ofiarę Paschy składaną według przepisów zawartych w Pięcioksięgu. W nocy, przy ognisku zabijają baranki paschalne i spożywają ucztę upamiętniającą Noc wyzwolenia z Egiptu. Mówiąc o Samarytanach trzeba wspomnieć o przechowywanym przez nich zwoju Pięcioksięgu. Jego odpis nazywany jest Samarytańskim. Pochodzi najprawdopodobniej z XI w. po Chr. Dlaczego tylko Pięcioksiąg? Samarytanie tylko tę część Biblii uznali za księgę zawierającą słowo Boga.
W czasie naszej wędrówki przez okolice Nablus zatrzymajmy się na chwilę w jego wschodniej części. Na skraju dzisiejszego miasta znajduje się studnia. Jest głęboka na 35 m. Do dziś wodę czerpie się ręcznie, za pomocą kołowrotu. Opuszczenie wiadra umocowanego na linie i podniesienie go trwa chwilę. Nagrodą jest krystalicznie czysta i zawsze chłodna, a wręcz zimna woda. Zanim zaspokoimy nasze pragnienie – w upalny dzień nie ma lepszego napoju – warto wpierw nabrać wody w niewielki dzbanek i wylać do studni. Oczywiście nie chodzi tu o jakikolwiek przesąd. Czynimy tak, by jeszcze raz przekonać się o głębokości studni: trzeba znaczną chwilę odczekać, zanim usłyszymy plusk wody. Przypomnijmy, głębokość studni odpowiada dwunastopiętrowemu wieżowcowi! Badania archeologów wskazują, że studnia była używania nieprzerwanie przez wszystkie epoki, aż do dziś. Najstarsze znalezione w niej przedmioty pochodzą z X w. przed Chr. A i w kolejnych epokach, osoby przychodzące po wodę coś gubiły. Czy starożytni byli tak nieuważni? Niekoniecznie. Przecież wtedy nie korzystano z korby i wału naciągającego linę. Trzeba było mieć linę i czerpak i być zdanym na własne ręce. Gdy coś przy tej czynności wypadło, zerwał się lub spadł metalowy czerpak nie można było go wydobyć.
Do studni przybywali okoliczni mieszkańcy, by zebrać zapas wody potrzebny na dany dzień. Z racji upałów przychodzono rano lub wieczorem. Przynoszenie wody zasadniczo było zajęciem kobiet. Oczywiście trzeba było poczekać na swoją kolej. Czas oczekiwania skracały rozmowy. Najczęściej zapewne poświęcone temu, co wydarzyło się w okolicy lub u sąsiadów. Może czasem zdarzały się poważniejsze tematy. Choć tego, co działo się przy studni Jakuba możemy się tylko domyślać, to jednak pewne spotkanie zostało opisane bardzo dokładnie. Uczynił to św. Jan Ewangelista. Było to spotkanie Jezusa i Samarytanki. W południe Jezus siedział przy studni, zmęczony drogą. Kobieta przyszła zaczerpnąć wody. Pora nietypowa. Zbyt gorąco, by podejmować się tak trudnego zajęcia. Dlaczego przyszła w najgorętszym czasie? Może nikogo nie chciała spotkać. Zaskoczyła ją prośba Jezusa o wodę. Jednocześnie poczuła swą przewagę. Mężczyzna, a do tego Żyd, musi prosić. Jest zdany na jej łaskę. Nie poradzi sobie sam, bo nie ma nawet czerpaka. Ale szybko okazało się, iż ten nieznany Podróżnik ma do zaoferowania coś o wiele ważniejszego – wodę tryskającą ku życiu wiecznemu. Zapragnęła tej wody. Wtedy zapytał o jej życia. Miała pięciu mężów, a obecny nie był jej. Skomplikowane życie. Możliwe, że tak. Ale również pogmatwana wiara Samarytan. Jeden Bóg, ale naleciałości pięciu religii pogańskich. Trzeba to wszystko oczyścić. To może uczynić tylko Mesjasz. Kiedy przyjdzie? Jest nim ten z którym rozmawia: Jezus z Nazaretu. Uwierzyła. A potem przyprowadziła do Niego innych. Wypłynęła dla niej woda dająca życie wieczne. Później w kolejne południe jej strumień rozlał się z przebitego boku Jezusa dla wszystkich ludzi.
ks. Krzysztof P. Kowalik
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!