Spotkania synodalne
Tekst ten, moi drodzy, musiałem napisać na długo przed jego publikacją. Nie mam daru jasnowidzenia, więc nie wiem, cóż takiego w tym czasie się wydarzyło. Jednego jestem jednak pewien – Chrystus
zmartwychwstał!
Zastanawiając się, czym mógłbym was uraczyć wobec tych logistycznych trudności pomyślałem, że napiszę coś specjalnego… Miałem okazję uczestniczyć w spotkaniu synodalnym w parafii pw. św. Jana Chrzciciela w Krotoszynie. Usłyszałem kilka rzeczy, które mnie ucieszyły i kilka takich, które wprawiły mnie w zadumę. Chciałbym się z wami podzielić moją refleksją na temat Synodu o Synodalności i roli, jaką mają w nim do odegrania klerycy.
Papież Franciszek uznał (w wielkim, lakonicznym skrócie), że po wiekach „gadania” przyszedł czas „słuchania”. Postanowił więc podjąć przedsięwzięcie bezprecedensowe w historii Kościoła – zaprosić do zabrania głosu każdego. Dosłownie. Bez haczyków. Generuje to pewne trudności i oczywiste wątpliwości: jak dotrzeć do tych „wszystkich” i czy na pewno ich głos zostanie wysłuchany. W naszej diecezji z tymi problemami boryka się Rada Synodalna pod przewodnictwem ks. Witolda Kałmuckiego. Do każdej parafii trafiły materiały, które mają pomóc duszpasterzom w organizacji specjalnych spotkań – połączeniu modlitwy i dysputy nad specjalnie przygotowanymi pytaniami.
Z chęcią do dyskusji i frekwencją na spotkaniach synodalnych w naszych parafiach jest… różnie. Często zbiera się garstka osób i tworzy się tylko jedna grupa dyskusyjna, zrzeszająca przedstawicieli różnych grup duszpasterskich w parafii. Nawet, jeżeli frekwencja dopisuje, jest to dość niewielki odsetek ludzi chodzących do kościoła. W seminarium wygląda to nieco inaczej…
O Synodzie i wydarzeniach z nim związanych opowiadali nam ks. abp Stanisław Gądecki i ks. Mirosław Tykfer, odpowiedzialny za procesy synodalne w archidiecezji poznańskiej. Opowiedzieli oni, z czym taki synod się wiąże. Nasi przełożeni podjęli decyzję, że również nasza wspólnota włączy się w Synod aktywnie – w końcu zaproszeni są wszyscy, a seminarium to nie takie znowu peryferia… Podzielono nas więc na grupy – rocznikami. Nasz kurs spotkał się w jeden z marcowych poniedziałków. Wybraliśmy wcześniej przewodniczącego, który razem z przedstawicielami innych kursów uczestniczył w specjalnym szkoleniu, przygotowującym do poprowadzenia spotkania synodalnego. Razem z nami obradował ks. Waldemar Graczyk, wicerektor i zarazem nasz kursowy opiekun. Kl. Jakub wprowadził nas w logistyczne tajniki: przedstawił ogólne zasady organizacyjne i konkretne pytania, nad którymi mieliśmy wspólnie podumać.
Zastanawialiśmy się, czym dla nas jest Kościół. Odpowiedzi były różne – mogę wam jednak powiedzieć, że obok smutnych refleksji, mówiących o braku jedności, problemach z rozeznaniem ścieżki, jaką Kościół powinien kroczyć dzisiaj wśród licznych zawirowań, pojawiły się także refleksje pokrzepiające: praktycznie każdy z nas doświadczył radości z przebywania ze swoją parafialną wspólnotą.
Osobiście wiążę wielkie nadzieje z Synodem (chociaż na początku miałem wątpliwości co do sensu tego przedsięwzięcia). Mam pewne obawy, które jednak nie przeważają nad wielkim potencjałem tego wydarzenia. O jakim potencjale mowa? Cóż takiego Synod o Synodalności może wnieść w życie Kościoła? Otóż może nic nie zmienić – może być tak, że dowiemy się tego, co w sumie wiadomo od dawna: że są problemy i że nie mamy pojęcia jak sobie z nimi poradzić. Z drugiej strony możemy uzyskać niespodziewany efekt: już sama rozmowa z innymi ludźmi, nieraz o zupełnie innych poglądach może nas wiele nauczyć: przede wszystkim właśnie tego, jak rozmawiać. Boimy się dialogu ze „światem”, który kojarzy nam się z grzechem. Jak jednak skutecznie wypełniać misję ewangelizacji, jeśli nie wyjdziemy właśnie do tego „świata”? Tak więc wychodzimy i pierwsze, czego musimy się nauczyć, to jak z nim rozmawiać.
Poza tym nieco socjologicznym aspektem jest też aspekt wiary, który ostatecznie jest tym najważniejszym. Papieżowi zależy na tym, aby usłyszeć głos Ducha Świętego, mówiącego przez wiernych (i niewiernych) Kościoła. Wielu się oburza, że to przecież działa w drugą stronę i Duch Święty mówi z wnętrza Kościoła do tych, którzy są na zewnątrz, więc zapraszanie protestantów, ateistów, czy ludzi z LGBT+ to jakaś paranoja. No cóż… Uwierzcie mi, że za sterami Kościoła w przeszłości zasiadali ludzie gorsi od tych, którzy dzisiaj wydają nam się źli – Bóg pozwolił nam wyciągnąć z tego naukę. Może pozwala więc i tym razem?
Kl. Krzysztof Bogusławski
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!