TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 26 Sierpnia 2025, 19:11
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Słowo Redaktora - Tak mu dopomóż Bóg!

Tak mu dopomóż Bóg!

Właściwie nigdy nie byłem zainteresowany tzw. „bywaniem”. Kiedy ktoś mnie przekonuje, że na jakimś wydarzeniu nie wypada nie być (co często jest eufemizmem, bo tak naprawdę chodzi o przekonanie, „że wszyscy, którzy się liczą i są kimś, na pewno tam będą”) to zupełnie przechodzi mi ochota, aby się tam pojawić. Mówimy oczywiście o sytuacjach oficjalnych. 

Są też i takie sytuacje, kiedy jestem zapraszany jako ksiądz i w pewnym sensie reprezentuję Kościół. W takich przypadkach (z wyjątkiem sytuacji moralnie wątpliwych) raczej nie pozwalam sobie na prywatne odczucia, czy niechęci, bo Kościół trzeba reprezentować. A jak się odmawia, to nie trzeba się później dziwić, że nas nie zapraszają. 

Jeśli chodzi o bywanie prywatne, sytuacja jest nieco inna, a dylemat jest przeciwny i dotyczy chwil, kiedy bardzo by się chciało być, ale się nie może. Na szczęście większość z bliskich mi ludzi jest wyrozumiała w tych sytuacjach i choć z żalem, to jednak akceptują moją obecność jedynie sercem i duchem. Jak moja przyjaciółka Rosarita, dla której przez długie lata modliłem się o dobrego męża, a kiedy go już znalazła, nie mogłem być na ślubie... 

I są wreszcie sytuacje, w których miesza się to, co oficjalne i to co prywatne. Wielkie wydarzenia, w które jestem uczuciowo zaangażowany. I wówczas żałuje się, że ominęło nas coś wielkiego. Pan Bóg jest dla mnie bardzo łaskawy i w większości przypadków mogłem być we właściwym miejscu, we właściwym czasie. Pozwolę sobie dla przykładu wymienić trzy wydarzenia związane ze św. Janem Pawłem II: nie wyobrażałem sobie, aby nie być obecnym na jego pogrzebie, beatyfikacji i kanonizacji. Nie ukrywam, że bycie księdzem w tych sytuacjach okazało się być nader pomocne. Nie było mnie natomiast w kraju, i było to dla mnie prawdziwą katorgą, kiedy przeżywaliśmy tragedię smoleńską, a wybuch wulkanu i zakaz lotów trzymał mnie dłużej, niż to było planowane, bardzo daleko od kraju, pośród ludzi, kochanych z innych przyczyn, ale dla których Polska, jej Prezydent i elita polityczna, to były bardzo odległe i mało znane miejsca na mapie i w historii. 

Kilka dni temu został zaprzysiężony nowy Prezydent RP. Pamiętam, jak podczas debaty prezydenckiej w jednej z telewizji, próbowano go „pochwycić na słowie”. Dziennikarka zapytała: „Jak pan śpiewa „Rotę” to śpiewa: Ojczyznę wolną racz nam wrócić, czy pobłogosław Panie?” Andrzej Duda odpowiedział: „To nie „Rota” to „Boże coś Polskę” - i dodał: „Modlę się tak, jak chcę. Każdy modli się tak, jak chce. Chciałbym Polski wolnej od korupcji, szemranych interesów, patologicznych zjawisk, wolnej od tego, żeby wymiar sprawiedliwości wypuszczał ewidentnych mafiosów, bo nie jest w stanie doprowadzić do ich skazania. Chciałbym, żeby Polska była od nich wolna”. 

Dobrze powiedziane. A teraz czekamy na czyny. Kto wie, czy kiedyś nie będę żałował, że nie było mnie w Polsce, kiedy nowy Prezydent złożył ślubowanie? To by oznaczało, że właśnie zaczęło się coś wielkiego. 

ks. Andrzej Antoni Klimek

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!