Lepiej późno niż wcale?
Podczas ostatnich pięciu lat życia mojej Mamy mieszkałem za granicą. Nie przyjeżdżałem do kraju zbyt często, zwłaszcza pod koniec lat dziewięćdziesiątych, a także na przełomie tysiącleci, kiedy jeszcze nie było tanich linii lotniczych i każda wyprawa do Polski była wielkim przedsięwzięciem. Ale nawet kiedy już przyjechałem do kraju i do mojego rodzinnego miasta, zawsze miałem wyrzuty sumienia, że zbyt mało czasu z nią spędzam i były to wyrzuty sumienia jak najbardziej uzasadnione. Bo spędzałem z nią zbyt mało czasu. Mama jest taką rzeczywistością, że człowiek sobie wyobraża, że ona jest i będzie zawsze, więc trzeba pomyśleć o sprawach do załatwienia, przyjaciołach do odwiedzenia, kolacjach do skonsumowania, a Mama po prostu jest. I będzie. Jeszcze zdążymy się sobą nacieszyć. Kiedy się jej tłumaczyłem i przepraszałem, że znowu muszę gdzieś wyjść, wyjechać, Mama zawsze się uśmiechała, rozgrzeszała i mówiła, że dla niej najważniejsza jest świadomość, że ja tej nocy wrócę do domu i położę się spać. I że jej ta świadomość wystarczy i daje jej radość fakt, że syn jest w domu. A ja, jak ten głupek, jeszcze więcej dni i wieczorów spędzałem poza domem. Potem Mamy zabrakło i okazało się, że już nic nie jest takie samo, że właściwie domu już nie ma, bo rodzeństwo żyje życiem swoich rodzin i słusznie.
Coraz częściej podobne odczucia mam wobec mojej drugiej Matki. Kończy nam się miesiąc sierpień, a ja choćby jednego tekstu nie poświęciłem Matce Jezusa i naszej. Każdego roku, kiedy nie wyruszam na pieszą pielgrzymkę na Jasną Górę, mam wyrzuty sumienia. To był zawsze mój czas z Matką, a teraz już od tylu lat ten czas został wykorzystany inaczej. Nawet sobie nie próbuję wmawiać, że lepiej, bo na pewno nie. Pielgrzymka do Matki była miejscem i czasem gdzie rodziło się moje powołanie kapłańskie i na pewno dobrze by zrobiło i mnie i temu powołaniu, aby zanurzyć się w tę rzeczywistość Matki, która jest i będzie zawsze, owszem, ale chyba jednak nie wystarczy „Panience na dobranoc”, żeby ta istotna dla każdego księdza relacja z Matką Boga, Matką Kościoła i Matką wszystkich kapłanów była owocna i wprowadzała w moje życie ten pierwiastek kobiecości, którego każdy potrzebuje. Nie wystarczy spać pod czujnym okiem Matki...
Właśnie dlatego, ten ostatni sierpniowy wstępniak chciałbym zadedykować, wraz z przeprosinami i synowskim uśmiechem zakłopotania, który One tak dobrze znają, Emilii i Maryi.
ks. Andrzej Antoni Klimek
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!