Słowo Boże na każdy dzień
V Niedziela Wielkiego Postu 13 marca
Iz 43, 16-21; Ps 126; Flp 3, 8-14; J 8, 1-11;
Poniedziałek, 14 marca
Dn 13, 41-62; Ps 23; J 8, 1-11 lub J 8, 12-20;
Wtorek, 15 marca
Lb 21, 4-9; Ps 102; J 8, 21-30;
Środa, 16 marca
Dn 3, 14-20. 91-92. 95; Dn 3, 52. 53-54. 55-56; J 8, 31-42;
Czwartek, 17 marca
Rdz 17, 3-9; Ps 105; J 8, 51-59;
Piątek, 18 marca
Jr 20, 10-13; Ps 18; J 10, 31-42;
Sobota, 19 marca
2 Sm 7, 4-5a. 12-14a. 16; Ps 89; Mt 1, 16. 18-21. 24a lub Łk 2, 41-51a;
Z Księgi proroka Izajasza
Tak mówi Pan, który otworzył drogę przez morze i ścieżkę przez potężne wody; który wiódł na wyprawę wozy i konie, także i potężne wojsko; upadli, już nie powstaną, zgaśli, jak knotek zostali zdmuchnięci.
«Nie wspominajcie wydarzeń minionych, nie roztrząsajcie w myśli dawnych rzeczy. Oto Ja dokonuję rzeczy nowej: pojawia się właśnie. Czyż jej nie poznajecie? Otworzę też drogę na pustyni, ścieżyny na pustkowiu. Sławić Mnie będą zwierzęta polne, szakale i strusie, gdyż na pustyni dostarczę wody i rzek na pustkowiu, aby napoić mój lud wybrany. Lud ten, który sobie utworzyłem, opowiadać będzie moją chwałę».
Z Listu Świętego Pawła Apostoła do Filipian
Bracia: Wszystko uznaję za stratę ze względu na najwyższą wartość poznania Chrystusa Jezusa, Pana mojego. Dla Niego wyzułem się ze wszystkiego i uznaję to za śmieci, bylebym pozyskał Chrystusa i znalazł się w Nim, nie mając mojej sprawiedliwości, pochodzącej z Prawa, lecz Bożą sprawiedliwość, otrzymaną przez wiarę w Chrystusa, sprawiedliwość pochodzącą od Boga, opartą na wierze - przez poznanie Chrystusa: zarówno mocy Jego zmartwychwstania, jak i udziału w Jego cierpieniach, w nadziei, że upodabniając się do Jego śmierci, dojdę jakoś do pełnego powstania z martwych.
Nie mówię, że już to osiągnąłem i już się stałem doskonałym, lecz pędzę, abym też pochwycił, bo i sam zostałem pochwycony przez Chrystusa Jezusa.
Bracia, ja nie sądzę o sobie samym, że już pochwyciłem, ale to jedno czynię: zapominając o tym, co za mną, a wytężając siły ku temu, co przede mną, pędzę ku wyznaczonej mecie, ku nagrodzie, do jakiej Bóg wzywa w górę w Chrystusie Jezusie.
Z Ewangelii według Świętego Jana
Od tej chwili już nie grzesz
Jezus udał się na Górę Oliwną, ale o brzasku zjawił się znów w świątyni. Wszystek lud schodził się do Niego, a On, usiadłszy, nauczał. Wówczas uczeni w Piśmie i faryzeusze przyprowadzili do Niego kobietę, którą pochwycono na cudzołóstwie, a postawiwszy ją na środku, powiedzieli do Niego: «Nauczycielu, kobietę tę dopiero pochwycono na cudzołóstwie. W Prawie Mojżesz nakazał nam takie kamienować. A Ty co mówisz?». Mówili to wystawiając Go na próbę, aby mieli o co Go oskarżyć. Lecz Jezus, nachyliwszy się, pisał palcem po ziemi. A kiedy w dalszym ciągu Go pytali, podniósł się i rzekł do nich: «Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci na nią kamień». I powtórnie nachyliwszy się, pisał na ziemi. Kiedy to usłyszeli, wszyscy jeden po drugim zaczęli odchodzić, poczynając od starszych. Pozostał tylko Jezus i kobieta, stojąca na środku. Wówczas Jezus, podniósłszy się, rzekł do niej: «Niewiasto, gdzież oni są? Nikt cię nie potępił?». A ona odrzekła: «Nikt, Panie!». Rzekł do niej Jezus: «I Ja ciebie nie potępiam. - Idź, a od tej chwili już nie grzesz».
Komentarz do Ewangelii
Bóg - ratownik
Przeżywamy ROK MIŁOSIERDZIA. Papież Franciszek powiedział nawet, że jest to nadzwyczajny jubileusz. Ale szczerze mówiąc każdy rok jest rokiem miłosierdzia, bo bez Boga i Jego miłosierdzia już by nas dawno nie było. A jeżeli każdy rok, to tym bardziej każdy dzień istnienia świata i życia każdego z nas, jest naznaczony BOŻYM MIŁOSIERDZIEM. Bóg przecież sprawia, że „słońce wschodzi nad złymi i nad dobrymi i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych” (por. Mt 5, 45). Już nie mówię o przebaczeniu grzechów, którego Bóg nam udziela. W każdej Mszy Świętej kapłan mówi: „Niech się zmiłuje nad nami Bóg wszechmogący i odpuściwszy nam grzechy doprowadzi nas do życia wiecznego”. A w każdej spowiedzi słyszymy słowa wypowiadane przez kapłana: „Bóg Ojciec miłosierdzia, który pojednał świat ze Sobą przez śmierć i zmartwychwstanie Swojego Syna, i zesłał Ducha Świętego na odpuszczenie grzechów, niech ci udzieli przebaczenia i pokoju przez posługę Kościoła. I ja odpuszczam tobie grzechy. W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego”. To dzieje się nie tylko w ROKU MIŁOSIERDZIA. My się jednak do tego miłosierdzia przyzwyczailiśmy i nie za bardzo nas ono już „rusza”. W modlitwie na ROK MIŁOSIERDZIA są takie słowa: „Twój wzrok pełen miłości uwolnił Zacheusza oraz Mateusza od niewoli pieniądza, a nierządnicę i Magdalenę od szukania szczęścia wyłącznie w rzeczach stworzonych. Wzrok ten sprawił, że Piotr zapłakał po zdradzie, a żałujący Dobry Łotr usłyszał zapewnienie o Raju. Pozwól nam tak wysłuchać słów, które wypowiedziałeś do Samarytanki, jakbyś je wypowiedział do każdego z nas: O, gdybyś znała dar Boży!”. No właśnie…
Czy doświadczenie i otrzymanie BOŻEGO MIŁOSIERDZIA (chociażby w spowiedzi) uwolniło nas od czegoś? Czy zapłakaliśmy nas sobą i nad naszymi grzechami? Czy jak Magdalena rozpowiadamy: „Widziałam (widziałem) Pana i to mi powiedział (J 20, 18)”? Odmawiamy „Koronkę do Bożego miłosierdzia” wypowiadając słowa: „Miej miłosierdzie dla nas i całego świata”. Czy naprawdę chcemy BOŻEGO MIŁOSIERDZIA? Czy zdajemy sobie sprawę z tego, że bez BOŻEGO MIŁOSIERDZIA nas po prostu nie ma? I nie chodzi tu o jakąś przenośnię: bez BOŻEGO MIŁOSIERDZIA nas naprawdę nie ma! Popatrzmy na kobietę z dzisiejszej Ewangelii: uczeni w Piśmie i faryzeusze (ale pewnie nie tylko) chcą ją ukamienować za cudzołóstwo (J 8, 3-5). Chcą ją więc dosłownie zniszczyć, czyli zabić. Nie chodziło tylko o „jakąś” karę, ale o zniszczenie, o zniszczenie grzechu i grzesznika. I kiedy Jezus mówi do niej: „Ja ciebie nie potępiam. Idź i odtąd już nie grzesz” (J 8, 11), to nie tylko przebacza jej grzech; On zachował ją od zniszczenia; On daje jej życie! On ją ratuje! I tak jest z każdym z nas. Grzech prowadzi do śmierci („zapłatą za grzech jest śmierć” - Rz 6, 23), do zniszczenia. I gdyby nie BOŻE MIŁOSIERDZIE, to czeka nas zagłada. Bóg darowuje nam życie, zachowuje nas od zniszczenia. Bóg jest RATOWNIKIEM! BOŻE MIŁOSIERDZIE to naprawdę jedyny ratunek „dla nas i całego świata”.
ks. Tomasz Kaczmarek
Świętość, która zadziwia
Bł. Marceli Callo (1921-1945)
Od ponad dwustu lat Europa odchodzi od wiary. Odcina się od swych chrześcijańskich korzeni, a nowe ruchy polityczne i ideologie często odrzucają tradycyjne wartości, ingerują w różne dziedziny życia i niszczą człowieka. Jedną z ideologii, która całą swoją duchową nędzą wyniszczała ludzi był narodowy socjalizm.
Wielki eksperyment Hitlera jednak nie powiódł się także dzięki takim ludziom jak Marceli Callo (beatyfikowany w 1987 roku). Był młodym Francuzem z pokolenia polskich „Kolumbów”. Oni walczyli o Polskę, a on o miejsce dla Boga wśród swoich zsekularyzowanych rodaków. Jeszcze przed wybuchem II wojny, w bretońskim Rennes, skauting uczył go wrażliwości na potrzeby drugiego człowieka, a przynależność do Krucjaty Eucharystycznej - wyczulenia na sprawy Kościoła.
Jako młody chłopak pracujący w drukarni, wstąpił do związku Robotniczej Młodzieży Chrześcijańskiej (JOC), kładącego nacisk na rozwój życia duchowego w środowiskach robotniczych. Tuż przed atakiem Niemców na Francję w maju 1940 roku, jako przewodniczący jednej z sekcji związku, jego cel sformułował następująco: „Musimy zwrócić się do Chrystusa, musimy ku Niemu zwrócić cały nasz ruch i przemienić życie klasy robotniczej - ku Chrystusowi”. Już wtedy budził szacunek wśród kolegów i stawał się ich przewodnikiem w poszukiwaniu Chrystusa.
Gdy Niemcy okupujący Rennes zakazali działalności związkowej, prowadził pracę w podziemiu. Jak wielu młodych Francuzów został wysłany na roboty przymusowe do niemieckiej fabryki zbrojeniowej. Prowadził tam spotkania „katakumbowe JOC”, a wraz z Janem Tinturierem, studentem seminarium duchownego, działał w podziemnych strukturach Akcji Katolickiej. Stawał się tym, kim chciał być jadąc do Niemiec: „Misjonarzem w służbie przyjaciół i kolegów”, organizującym życie religijne. Gestapo jednak wpadło na trop rozmodlonych młodych ludzi. Trafili do więzienia w Gotha, a w październiku 1944 roku do obozów koncentracyjnych. Marceli bardzo ciężko pracował w KL Gusen II, przy produkcji samolotów wojskowych. W codzienności obozowej potrafił jednak wśród więźniów tworzyć rzeczywistość, która budziła nadzieję. Gdy zachorował przewieziono Go do obozu w Mauthausen, gdzie zmarł.
Całym swoim życiem opartym na duchowej głębi wiary ojców, poszukiwaniu Chrystusa i całkowitym poświęceniu się bliźnim: „kieruje ku nam - jak powiedział Jan Paweł II - powszechne wezwanie do świętości i młodości ducha, których nasz świat tak bardzo potrzebuje, by nadal głosić Ewangelię”.
ks. Sławomir Kęszka
?
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!