Rysio, Róża i Tusia o zauważaniu
Jesień da się lubić. Naprawdę. Oczywiście pod warunkiem, że raczy nas ciepłem i bezchmurnym niebem. Jeśli możemy wybrać się na spacer zostawiając w domu parasol to znaczy, że pogoda już jest całkiem przyzwoita. Jeśli zimny wiatr nie dmucha nam w oczy, a liście wesoło tańczą spadając z drzew, to jesień wydaje się być całkiem znośną porą roku. Nikt przecież nie lubi błota i liści klejących się do podeszwy buta. Niestety nie zawsze jesienna aura sprzyja dłuższym spacerom.
Częściej każe nam ubierać się „na cebulkę”, a na głowę zakładać czapkę. Jeśli chodzi o cebulkę, a właściwie cebulę, to syrop z niej, choć paskudny, jesienią z pewnością się przyda. Jednym słowem warto „łapać” każdy piękny jesienny dzień i zwyczajnie cieszyć się, gdy temperatura gra z nami w „piłkę – zmyłkę” i tylko kolorowe liście przypominają o tym, że zima tuż, tuż. Taki właśnie dzień, a dokładnie jego początek, odkryła pani Paulina odsłaniając rolety. Od razu uśmiechnęła się, bo miała nadzieję, że nic nie pokrzyżuje jej planów. A plany były takie: porządne śniadanie, kanapki, herbata w termosie i w drogę. Gdzie? Do lasu. A! Jeszcze brat i bratowa z dziećmi. Oni też mieli ochotę na leśną przygodę.
- Co? - jęknęła Róża. - Do lasu?
- No tak – potwierdziła mama. - Wstawaj, wstawaj!
Róża najwyraźniej nie podzielała entuzjazmu mamy, bo spokojnie nakryła się kołdrą i udawała, że śpi dalej.
- No dobrze, to zostań – zaśmiała się pani Paulina. - Może zostawimy ci jakiś malutki kawałeczek babki cytrynowej.
- Babka cytrynowa? - zawołały razem dzieci. Rysio i Tusia już dawno nie spali.
Nie ma to jak dobrze wystrzelić z argumentem. Oczywiście piękno przyrody, cisza (choć piątka dzieci taj ciszy wcale nie gwarantuje), czyste powietrze… Jednak to właśnie rozpływające się w ustach ciasto cioci Agi zmobilizowało całą trójkę do wstania z łóżek. Po godzinie wszyscy jechali już pod dom brata pani Pauliny, a zaraz potem całe towarzystwo zmierzało w kierunku lasu.
- To my przyjechaliśmy na grzyby? - zdziwił się Rysio, widząc jak tata wyciąga z bagażnika wiklinowy koszyk.
- Niezupełnie – powiedział pan Mariusz. - Ale wiesz, trzeba być uważnym. Podejrzewam, że znajdziemy niejednego grzybka.
- Zawsze tak jest – wtrącił wujek Paweł. - Przyjeżdżamy i okazuje się, że grzyby są, a my nie mamy ich w co włożyć, więc ja też – tu wujek Paweł uniósł wysoko swój koszyk – jestem przygotowany.
Spacer rzeczywiście zmienił się w małe grzybobranie. Dzieci prześcigały się, kto znajdzie najwięcej brązowych kapeluszy, ale Wiktor był zajęty zupełnie czymś innym. Rozglądał się uważnie, ale patrzył w zupełnie przeciwnym kierunku niż reszta rodziny, czyli nie w dół, a w górę.
- Czego tak wypatrujesz? - zagadnęła kuzyna Róża.
- Ciii! - uciszył ją Wiktor. - Słyszysz?
Nagle wszyscy przystanęli. Odłożyli koszyki i spojrzeli wysoko na korony drzew. Stuk! Stuk! Stuk!
- To dzięcioł – szepnęła Tusia.
- Ale piękny! - zachwycił się Filip.
A potem wszyscy, i dzieci i dorośli stali dłuższą chwilę, by popatrzeć na ptaka i posłuchać jego leśnej piosenki.
Można patrzeć, a nie widzieć. Można się rozglądać, a nie zauważyć. Można się przyglądać, ale nie dostrzec. Jeśli z uwagą obserwujemy to, co się dzieje wokół nas nie zatrzymamy się na czubku własnego nosa, dostrzeżemy wiele ciekawych zjawisk, sytuacji, a przede wszystkim ludzi. Bądźmy uważni, bo możemy przegapić to, co ważne albo to, co najważniejsze.
EM
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!