Rysio, Róża i Tusia o spóźnieniach
Wszystko co dobre, szybko się kończy. Dwa tygodnie minęły tak szybko! Róża i Rysio nie mogli uwierzyć, że znów muszą nastawiać budzik. Kto to widział, żeby wstawać przed siódmą! Przecież wtedy śnią się najlepsze sny, człowiek naciąga na siebie cieplutką kołdrę i ani myśli wstać. A jednak… Budzik bezlitośnie każe zerwać się na równe nogi, a dzwoni tak, że obudziłby się największy śpioch.
- Po co kupiliśmy ten okropny budzik? - marudziła Róża w pierwszy poranek po feriach.
- No właśnie! - poparł ją Rysio. - Ten dźwięk jest taki denerwujący!
- A wolelibyście, żeby budził was zegar z kukułką, taki, jak u babci Hani? - zapytała mama.
- On jeszcze działa? - zdziwiła się Róża.
- Myślę, że tak.
- Mniejsza o dźwięk budzika - zdecydował Rysio. - Lekcje powinny się zaczynać najwcześniej o dziewiątej.
- Moje sówki kochane! - zaśmiała się mama. - Koniec dobrego! No! Teraz pora zamienić się w ranne ptaszki, inaczej spóźnicie się do szkoły, a ja do pracy!
Róża i Rysio wcale nie mieli ochoty zmieniać się w ranne ptaszki. No cóż… Budzik będzie towarzyszył im aż do końca roku szkolnego. Tusia, choć zawsze pierwsza otwierała oczy, dziś też nie mogła podnieść się z łóżka. Musiała jednak wstać jeszcze wcześniej, bo do przedszkola odprowadził ją tata. Pani Paulina chciała zdążyć przed pracą zapisać się do lekarza, widząc tempo, w jakim jej starsze dzieci szykują się do szkoły, naprawdę traciła cierpliwość.
- Już, już mamo - powiedziała szybko Róża. - Jestem gotowa.
- Poczekajcie! - zawołał Rysio. Chłopiec wrócił do pokoju i otworzył szufladę. Po chwili na dywanie zaczęły lądować różne rzeczy, których w szufladzie w ogóle nie powinno być. Papierek od wafelka, różowa kredka Tuśki, urwana rączka od jej lalki, zużyta chusteczka higieniczna, drobne monety i wiele innych dziwnych przedmiotów.
Pani Paulina czuła, że jeszcze chwila i wybuchnie. Zerknęła na zegarek i była prawie pewna, że nie zdąży zrobić tego, co zaplanowała.
- Czego szukasz? - zapytała najspokojniej jak mogła.
- Mamo, przepraszam – tłumaczył się Rysio. - Zapomniałem o Lego Kacpra. Pożyczył mi na ferie, muszę mu je oddać.
- A ja muszę wyjść z domu! - krzyknęła pani Paulina. Rysio aż podskoczył. Mama zwróciła się w kierunku drzwi i chłopiec wiedział, że ludziki muszą poczekać, bo mama już dłużej czekać nie może. Wszyscy wyszli z domu w dość niemiłej atmosferze. Dzieci pobiegły do szkoły, a pani Paulina do pracy. O zapisaniu się do lekarza nie było już mowy. Może w pracy, kiedy będzie miała przerwę, uda jej się dodzwonić do rejestracji. Nigdy nie wiadomo w jak długiej kolejce musiałby stanąć, a do pracy spóźniłaby się na pewno. Bardzo tego nie lubi. Róża i Rysio zdążyli na pierwszą lekcję, ale przez cały dzień chłopiec czuł się jakoś nieswojo. Przeprosił mamę za tą „ludzikową” akcję. Posprzątał w szufladzie, klocki kolegi położył na biurku i poprosił Różę, by nastawiła budzik kwadrans wcześniej.
Czy wypada się spóźniać? Co za pytanie? Oczywiście, że nie. W ciągu dnia dzieje się wiele spraw, spieszymy się, by zdążyć do szkoły, pracy, na umówioną wizytę do lekarza, do kolegi, do dziadków na obiad… Czasem to, że się spóźniamy jest od nas niezależne. Nikt nie jest w stanie przewidzieć, że autobus wypadnie z kursu, w samochodzie zepsuje się silnik. Dobrze jest być na czas wszędzie tam, gdzie ktoś na nas czeka, gdzie zaplanowane jest jakieś wydarzenie, w którym mamy uczestniczyć. I odwrotnie. Pomyślcie o tym, jak bardzo dłuży wam się czas, gdy spóźnia się ktoś, na kogo czekacie. Pomyślcie też o wszystkich „przeszkadzajkach”, które skutecznie czynią z was spóźnialskich i koniecznie przeczytajcie wiersz Juliana Tuwima „Spóźniony słowik”.
E.M
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!