Rysio, Róża i Tusia o samotności
Gdy w niedzielę rano Rysio, jeszcze trochę zaspany, wszedł do pokoju rodziców, od razu szeroko otworzył oczy. Sen odpłynął na dobre, a chłopiec z zaciekawieniem patrzył na torbę podróżną. Bardzo pojemną, na kółeczkach, z wyciąganą rączką, by wygodnie można było ją ciągnąć, nie męcząc się przy tym.
O co chodzi? Czyżby rodzice planowali jakiś wyjazd? Teraz? W listopadzie? Niemożliwe! A może jednak… Rysio pobiegł do Róży. Miał nadzieję, że siostra pomoże mu rozwiązać zagadkę. I tak się stało, chociaż odpowiedź dziewczynki rozczarowała Rysia. Myślał, że rodzice naprawdę szykują jakąś super, ekstra, odlotową wycieczkę, ale Róża szybko sprowadziła go na ziemię.
- A co? Chciałeś pojechać w góry? - zapytała tonem wszystkowiedzącej. - Nic z tego. - Mama wyciągnęła torbę, bo chce ją pożyczyć pani Broni.
- Naszej sąsiadce? - zdziwił się Rysio.
- A ty skąd wiesz?
- No tak, pani Broni. Słyszałam, jak pytała mamę o tę walizkę. Jutro rano jedzie do sanatorium właśnie w góry, więc chociaż nasza torba trochę zmieni otoczenie - zaśmiała się Róża.
- Kiepski żart – odpowiedział Rysio i wychodząc z pokoju natknął się na mamę.
- A kto tu, zamiast pospać dłużej w niedzielę, opowiada żarty i to w dodatku kiepskie? - zapytała mama, choć domyślała się o czym rozmawiały jej dzieci.
Po chwili dołączył do nich tata i Tusia. Wszystko stało się jasne. Pani Paulina zaraz po śniadaniu, tak jak obiecała sąsiadce poszła zanieść jej torbę. Wróciła z blaszką ciasta.
- Pani Bronia wszystkich was pozdrawia i prosi, byśmy choć parę razy zajrzeli do pana Mietka – powiedziała mama, kładą ciasto na stole. - Ale pachnie! Chyba się skuszę na wcześniejszą kawkę!
- Rozmawiałem wczoraj z panem Mietkiem - powiedział tata. - Dla niego te trzy tygodnie bez żony to cała wieczność. Najpierw się śmiał, że trochę od niej odpocznie, ale po chwili zamyślił się i widać było, że nie na rękę mu jest to całe sanatorium.
- Tato – odezwała się Róża. - Przecież trzy tygodnie to wcale nie tak długo – dziewczynka zupełnie inaczej rozumiała tę sytuację.
- A ty byś chciała zostać w domu sama tak długo? – zapytał tata.
- Ja jestem dzieckiem. Nie mogłabym zostać sama – odpowiedziała Róża, ale widać było, że zaczyna rozumieć, co tata miał na myśli.
Pani Bronia martwiła się o męża. Czy odpowiednio o siebie zadba? Czy będzie pamiętał o przyjmowaniu leków? Czy da radę spokojnie dotrzeć na wizytę u lekarza, która wypada akurat w czasie jej nieobecności? Pan Mietek potrafił i lubił co nieco ugotować, więc mogła być pewna, że jej mąż nie będzie głodny. To o jedno zmartwienie mniej. Pan Mietek natomiast najbardziej obawiał się samotności. Zastanawiał się, co będzie robił w tym czasie i zapewniał, że zmarnieje z tęsknoty za żoną. W głowie pani Pauliny już zrodził się plan działania, a jak się później okazało, nie tylko ona poczuła, że trzeba okazać sąsiadowi zainteresowanie i troskę. Pan Mietek niczego się nie spodziewał, ale po powrocie żony miał jej do powiedzenia! Tęsknił bardzo, ale wcale nie zmarniał. Zadbali o to jego sąsiedzi. Dobrze, że tak naprawdę nie został zupełnie sam.
Samotność jest okropna. Samotność boli, przytłacza, odbiera siły i chęci do życia. Jeśli macie kogoś, o kim wiecie, że jest samotny… Ktoś z rodziny, czy właśnie sąsiad, sąsiadka albo kolega z klasy, z którym nikt nie chce się bawić. Czasem wystarczy dobre słowo, uśmiech. Czasem trzeba zrobić coś więcej. Kiedy czujecie się samotni, o czym wtedy myślicie? Czy czegoś się boicie? Nigdy nie jesteśmy zupełnie sami. Zawsze jest przy nas Pan Bóg, ale wiecie dobrze, że bez drugiego, bliskiego nam człowieka jest nam smutno i źle.
E.M
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!