Rysio, Róża i Tusia mówią o… zazdrości
Wszystko już przygotowane. No, może prawie wszystko, ale każdy, kto zobaczyłby szkolną wyprawkę Róży i Rysia, chyba złapałby się za głowę. Czego tam nie ma! Zeszyty, ołówki, kredki, długopisy, bibuła, teczki, papier kolorowy, farby, kleje i mnóstwo innych NIEZBĘDNYCH DROBIAZGÓW. Według Róży w jej zestawie brakuje zapachowych okładek na książki, brokatowych zakreślaczy i… gumek do mazania zmieniających kolor. Pani Paulina aż nie mogła uwierzyć, że można kupić takie rzeczy. Można, ale nie trzeba. Nie przekonały jej argumenty córki, która ze łzami w oczach zapewniała, że wszystkie koleżanki na pewno mają już i okładki, i zakreślacze, i gumki.
- Dziecko - zaczęła ostrożnie mama. - Naprawdę myślisz, że bez tych „bajerów” będziesz gorszą uczennicą?
- Oj mamo – jęczała Róża. - Przecież wiesz, że nie o to chodzi.
Pani Paulina spojrzała na biurko córki.
- Swoją wyprawką spokojnie mogłabyś podzielić się z jakąś koleżanką lub kolegą. Nawet nie odczułabyś, że czegokolwiek ci brakuje - powiedziała mama.
- Wiem - Róża pokiwała głową. - Mamy w klasie taką dziewczynkę. Dołączyła do nas w zeszłym roku, ma na imię Asia. Nigdy nie widziałam u niej żadnych, jak ty to mówisz, „bajerów”. - Zwykłe zeszyty, zwykły piórnik, tylko…
- Tylko co? - zapytała mama.
- Oceny ma niezwykłe – powiedziała Róża i zrobiło jej się trochę głupio.
- Dobrze się uczy? - zapytała mama.
Róża opowiedziała mamie o trudnej sytuacji w rodzinie Asi. O tym, że jej rodziców nie stać na nic ponad to, co jest do szkoły niezbędne. O tym, że Asia jest zawsze przygotowana do lekcji, że nigdy nie odmówiła pomocy innym. Na koniec wpadła jej do głowy taka myśl.
- Mam świetny pomysł! - klasnęła w ręce. - Może mogłabyś kupić chociaż dwie z tych rzeczy, o które tak cię proszę, a ja dam Asi jedną. Na pewno się ucieszy, a tej wstrętnej Julce wreszcie ktoś utrze nosa.
- Rozumiem, że niektóre dzieci w klasie śmieją się z niej, dokuczają i wytykają palcami – mama spojrzała pytająco na Różę.
- Tak, ale ona nigdy nie odpłaca tym samym. Julce to nawet w matmie pomagała – zauważyła dziewczynka.
- I Julka nie wstydziła się za swoje zachowanie? - oburzyła się mama.
- Jak chce, potrafi być milutka, a Asia dała się nabrać – tłumaczyła Róża.
- Niekoniecznie. Może po prostu nie chce się zniżać do poziomu Julki, choć powinna nauczyć się dbać o siebie i nie dać się wykorzystywać takim „koleżankom”.
- To co, mamo? - Róża przypomniała sobie o swoim pomyśle. - Kupisz dwie okładki, albo dwie gumki. Najlepiej błękitne, bo wtedy zmieniają kolor na fioletowy.
- Nie. Nie kupię – powiedziała mama, a Róża o mało nie spadła z krzesła. Nie takiej odpowiedzi się spodziewała.
Mama i córka jeszcze długo rozmawiały o zazdrości, o chęci wykorzystania kogoś do osiągnięcia swoich celów. Róża zapewniała, że chciała, by Asia choć raz poczuła się lepsza albo przynajmniej… Chwilę później przyznała, że to głupie myśleć o tym w ten sposób. Obiecała sobie, że nie będzie nikomu niczego zazdrościć. Obiecała sobie… Nie zazdrościć. Cieszyć się z tego, co się ma. I doceniać to. Zawsze ktoś będzie miał COŚ. Ale zazdroszczenie komuś tego, czego sami nie mamy, to prosta droga do przeoczenia skarbów, którymi jesteśmy obdarowani. Zazdrościć można talentów, zalet. Ale może lepiej byłoby nie nazywać tego zazdrością tylko „twórczym zapatrzeniem”. Może Julka zapatrzy się na Asię i będzie chciała stać się lepszą. Z pewnością nie będzie potrzebować do tego brokatowych zakreślaczy.
EM
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!