TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 24 Sierpnia 2025, 04:10
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Przywrócona nadzieja

Przywrócona nadzieja

Elizeusz nie czekał na narodziny syna Szunemitki. Był pewny spełnienia Bożej zapowiedzi. Dlatego opuścił jej dom i udał się na górę Karmel. Tęsknił za tym miejscem. Przypominała mu jego mistrza Eliasza.

Góra wznosiła się jak granica pomiędzy bezkresem morza a ziemią daną Izraelowi przez Boga. Przypominała o wydarzeniach uczących Izraelitów wiary, które się tu rozgrywały. Z jej szczytu można było dostrzec piękno kraju, Bożego daru dla potomków patriarchy Jakuba - Izraela.Ten widok radował serce. Jednocześnie stąd można było dostrzec ziemie pogan: miasta Tyru i Sydonu, kraj Fenicjan. Czy byli tylko wrogami, bałwochwalcami, ludźmi, z którymi można było jedynie czasem zawierać traktaty pokojowe i korzystne interesy handlowe? Jakie były zamiary Boga względem nich? Te pytania pozostawały bez odpowiedzi.
Podobnie zresztą jak kolejne, rodzące się wraz ze spojrzeniem na bezkres pobliskiego morza. Dla Hebrajczyka stanowiło ono kres świata. Za jego widnokręgiem zachodziło słońce. Na tej granicy – jak wtedy myślano – kończył się jego bieg. Wtedy zapadała ciemność nocy. To zawsze kojarzyło się z kresem ludzkiego życia. Ostatnim dniem przeżywanym przez człowieka na ziemi. Czy jednocześnie był to absolutny koniec jego życia? Czy śmierć jak bezmiar wód morza pochłania ludzi stworzonych przez Boga? Bliscy składający ciała zmarłych w grobach często nieśli w swych sercach przeczucia, nadzieję, że to nie koniec ich istnienia. Ale jasnej i pewnej odpowiedzi nie było. Rzecz stanowiła niezgłębioną tajemnicę, tak jak to, czy za bezkresem morza coś się znajduje, czy też jak niektórzy twierdzili jest to koniec świata. Jedyne, co na ten czas było dane człowiekowi, to przesłanie wzgórza Karmelu, by wierzyć Bogu i pokładać w Nim ufność podczas ziemskiej wędrówki.


Spotkanie Szunemitki
Pewnego dnia przyglądając się okolicznym krajobrazom Elizeusz skierował swój wzrok ku drodze prowadzącej z Galilei na górę Karmel. Dostrzegł na niej kobietę podróżującą na oślicy. Rozpoznał w niej Szunemitkę. Wysłał ku niej swego sługę, by spytał ją jak się powodzi jej i jej mężowi oraz ich dziecku. Przyniesiona odpowiedź była bardzo lakoniczna. Sprowadzała się do jednego słowa „powodzi się”. Wyczuł w niej gorycz. Szybko dowiedział się reszty.
Okazało się bowiem, iż kobieta przybyła do niego. Gdy tylko zobaczyła proroka chwyciła go za nogi. Gechazi, sługa Elizueusza próbował ją odsunąć, ale ten mu nie pozwolił. Widział, że jej serce jest pełne bólu. Ona przypomniała mu swą prośbę, by nie zwodził jej obietnicą narodzin dziecka. Tak, nie zwodził. Urodziła bowiem syna, ale podczas gorącego dna, na polu przy żniwach chłopca nagle rozbolała głowa. Ojciec nakazał słudze odprowadzić go do matki. Skonał na jej rękach. Ułożyła jego ciało na posłaniu proroka i natychmiast ruszyła w drogę, by prosić go o pomoc. Widząc jej rozpacz przemieszaną z wiarą Elizeusz nakazał słudze zabrać jego laskę i natychmiast, nigdzie się nie zatrzymując udać do domu Szunemitki, a tam położyć ową laskę na ciele zmarłego dziecka. Słysząc te słowa owa kobieta zaczęła w imię Boga błagać proroka, by poszedł wraz z nią do jej domu. W obliczu jej bólu nie potrafił jej odmówić. Wprawdzie Bóg nie oznajmił mu nic o jej losie, ani o tym, co stało się z jej synem, ale ufał, że skoro już raz okazał swą łaskę, to teraz też jej nie poskąpi. Nie mógł, ani nie chciał odmówić pocieszenia ludziom, od których doświadczył tak wiele dobra. Ponadto czuł się za nich odpowiedzialnym. To przecież on dał im nadzieję zapowiadając narodziny chłopca.


Wskrzeszenie syna
Od Gechaziego, który wyprzedził go w drodze dowiedział się, iż dziecko jest martwe. Położenie na ciele chłopca laski proroka nie przyniosło żadnego skutku. Elizeusz tym samym sobie sprawę, że dziecko nie zapadło w śpiączkę czy odrętwienie. Wobec tego wszedł do izby i zamknął za sobą drzwi.
Zaczął modlić się do Boga, Dawcy życia. Następnie położył się na ciele zmarłego chłopca. Skierował swe oczy na jego oczy, twarz na jego twarz a dłonie ułożył na jego dłoniach. Trwał tak długo aż ciało chłopca się nie rozgrzało. Potem wstał, chodził po pokoju, a następnie wchodząc na łoże pochylał się nad zmarłym. Czynił tak wiele razy aż do chwili, gdy chłopiec ziewnął siedem razy, a następnie otworzył oczy. Wtedy zawołał swego sługę i polecił mu sprowadzić matkę dziecka. Gdy przyszła oddał go jej żywego. Była pełna zdumienia. Upadła na ziemię i oddała pokłon prorokowi. Teraz nie miała żadnych wątpliwości. Ten człowiek był posłany przez Boga i zwiastował Jego obietnice. Mówił prawdę. Oddając ów pokłon nie tylko uszanowała Elizeusza, ale i wyznała swą wiarę oraz oddała chwałę Bogu. Następnie z radością wzięła w objęcia wskrzeszonego syna i odeszła. Wiedziała, że Bóg nie zostawi jej samej.


Zapowiedź życia wiecznego
To, co uczynił Elizeusz zaskakuje. Wprawdzie patrząc na to wszystko tylko od strony ludzkiej można próbować wszystko sprowadzić do ludzkich zabiegów. Prorok posłał swego sługę, by ten sprawdził, w jakim stanie jest dziecko, a potem sam podjął kolejne próby reanimacji chłopca.
Owszem, w jego zachowaniu możemy odnaleźć elementy tego, w jaki sposób starożytni udzielali pomocy ludziom znajdującym się w zagrożeniu życia. Jednak problem w tym, że wpierw stwierdzono śmierć chłopca, a podróż matki do proroka i jego droga do Szunemu zajęły sporo czasu. Ponadto do udzielenia takiej pomocy nie byłby konieczny prorok. Opisane wydarzenie stanowi raczej znak, który czasem nazywamy cudem, wskazujący na moc Boga. Ważne są dwa elementy. Pierwszy to laska proroka. Kojarzy się ona z laską, którą Mojżesz wyciągnął w kierunku morza, by przez jego odmęty przeprowadzić Hebrajczyków ściganych przez wojska faraona, wojska które zamierzały zadać im śmierć. Dalej widzimy proroka, który modli się do Boga, wchodzi na łoże śmierci i zdaje się swe życia przekazywać zmarłemu, by go do życia przywrócić. To prowadzi naszą myśl ku Jezusowi Chrystusowi, który przychodzi, aby swą śmiercią na krzyżu i zmartwychwstaniem uwolnić ludzi z jarzma śmierci i obdarzyć zmarłych, którzy w Nim położyli swą ufność nieśmiertelnym życiem. Ku Chrystusowi przekraczającemu tajemniczy kres ludzkiego życie. On przechodzi przez śmierć i powraca zmartwychwstały. Tak odpowiada na pytanie człowieka o pośmiertny los. Daje pewność życia wiecznego, daru przygotowanego przez Boga dla wszystkich ludzi.

Tekst i zdjęcie ks. Krzysztof P. Kowalik

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!