Przeciw Ojczyźnie
Kolejne zmiany w świecie Lewantu przyniosła ucieczka z Rzymu Demetriusza, syna Seleukosa. Przebywał on w Rzymie jako zakładnik od 176 roku. Dwukrotnie prosił senat o obwołane go królem Syrii. Gdy to nie odniosło skutku w 161 roku, przy pomocy Polibiusza zbiegł z Rzymu. Udało mu się też zgromadzić wokół siebie sporą grupę żołnierzy. Wraz z nimi dotarł do Typolisu. Tam ogłosił się królem.
Demetriusz następnie wyruszył w kierunku Antiochii. Jego celem było przejęcie władzy nad tym miastem. W swych zamiarach mógł liczyć na poparcie ludu, gdyż rządy Lizjasza oraz współpracujących z nim skarbnika Heraklidesa i jego brata Timarchosa, wywoływały powszechne oburzenie. Stąd zbiegłego z Rzymu potomka Seleukosa maszerującego wraz z wojskiem ku stolicy witano jak wybawcę. Od tego czasu zaczęto go określać tytułem Soter, oznaczającym w grece zbawcę. Gdy Demetriusz zdobył pałac w stolicy, przekazano mu wiadomość o pojmaniu Antiocha i Lizjasza i zapytano go, czy chce, aby przyprowadzono ich do niego. Zaprzeczył, stwierdzając, że nie chce ich wiedzieć. Słowa nowego władcy doskonale zrozumiano. Pochwyconych zgładzono w jednej chwili. Tym samym nic już nie stało na przeszkodzie do objęcia tronu przez Demetriusza. Jednocześnie nikt, a szczególnie rzymski senat, nie mógł zarzucić nowemu władcy, że wydał rozkaz zabicia swych przeciwników. Mimo to Demietriusz przez pewien czas musiał starać się o uznanie jego władzy przez Rzymian. Na początku, gdy słyszał o komisji delegowanej przez senat dla zbadania spraw, jakie rozegrały się w Antiochii, wysłał na jej spotkanie poselstwo. To nie przyniosło skutku, gdyż nikt nie chciał rozmawiać z jego przedstawicielami. Niezrażony wyprawił jeszcze jedno poselstwo. I tym razem bezskutecznie. Ostatecznie musiał czekać dwa lata na zatwierdzenie jego władzy przez senat. Pomogli mu w tym przyjaciele, wysłani pochlebcy oraz przekazane do Rzymu dary. W swych staraniach o tron był jednak jedynym. Podobne zabiegi czynili skarbnik Timarchos oraz zarządca Kommageny Ptolemeusz.
Konflikt z Judą Machabeuszem
Wraz ze zmianami na tronie w Antiochii odżyły nadzieje przeciwników Machabeuszy na odzyskanie dawnych wpływów w Judei. Owi ludzie nie liczyli się z Bogiem ani Jego Prawem. Uznawali nadto, że w każdej chwili można złamać dane słowo czy obietnicę. Teraz dla osiągnięcia zamierzonego celu zebrali się razem i pod przywództwem niejakiego Alkimosa wyruszyli do Antiochii. Człowiek przewodniczący tej delegacji jechał tam z jeszcze jedną ambicją, którą nosił w swym sercu. On chciał zostać arcykapłanem. Nie interesowały go specjalnie sprawy wiary czy ojczyzny, ale wspomnianą funkcję łączył z możliwością rządzenia innymi. Pragnienie władzy nurtowało jego serce i umysł niczym niegasnący płomień. Dla zaspokojenia go gotów był na wszystko. Nawet na to, by wystąpić przeciw własnym rodakom i oskarżać ich przed obcymi. Podobnie zachowała się delegacja wspomnianych Żydów, którzy wraz z nim przybyli z Judei do Antiochii. Tam wygłosili oni przewrotną i podstępną mowę przed królem. Zaprezentowali się w niej jako obrońcy spraw nowego władcy. Nie mówili nic o swym konflikcie z Judą Machabeuszem i jego stronnikami. Zamiast tego podnieśli lament nad tym, że ów człowiek zabił przyjaciół króla w Judei, ich zaś wypędził z własnej ojczyzny. Dlatego teraz proszą Demetriusza o pomoc, naprawienie krzywd i przywrócenie sprawiedliwości. Niech deleguje w tym celu wyznaczonego przez siebie człowieka, który w jego imieniu przywróci porządek. Przebrani w szaty pokrzywdzonych, prosili poganina, by przejął władze nad ich ojczystą ziemią, licząc na to, że ochłapy tej władzy dostaną się w ich ręce.
Prośba przybyłych wywołała spodziewany odzew. Zresztą było to na rękę nowemu władcy. Dawała bowiem pretekst do działań, w wyniku których miał szansę podporządkować sobie Judeę. Sami jej mieszkańcy prosili go o pomoc. Tym samym nikt nie mógł zarzucić mu agresji czy napaści. Wręcz przeciwnie, w świetle słów przybyłej delegacji jawił się jako obrońca pokrzywdzonych. Nie zwlekał więc i mianował zaufanego człowieka na swego przedstawiciela, zlecając mu by ruszył do Judei i zaprowadził tam zamierzone przez niego porządki. Owym człowiekiem był Bakchides. Do niedana pełnił on funkcję zarządcy prowincji określanej w Biblii jako terytorium położone za rzeką. Był to obszar rozciągający się do Eufratu do Morza Śródziemnego, oraz Cylicji i Egiptu. Dość szybki wybór tego człowieka świadczył, że cieszył się on dużym zaufaniem władcy i odznaczał się skutecznością w działaniu. Autor Pierwszej Księgi Machabejskiej określił go jako osobę wpływową i wierną królowi. Następnie pogański władca potwierdził roszczenia Alkimosa do sprawowania urzędu arcykapłańskiego i przyznał mu prawo pełnienia tej funkcji. Dał mu też prawo do pomsty na zbuntowanych przeciw pogańskiej władzy Hebrajczykach. W efekcie Bakchides i Alimos wyruszyli wraz z syryjskim wojskiem przeciw Judei.
Podstępny Alkimos
Jeszcze zanim przeszli granicę Izraela obaj spróbowali wygrać za pomocą kłamstwa. Wysłali bowiem do Judy Machabeusza i jego braci poselstwo, zapewniające o pokojowych zamiarach. Ich słowa były pułapką, gdyż polecenie wydane im przez króla było temu krańcowo przeciwne: mieli nieść zniszczenie i zagładę. W tym celu prowadzili ze sobą żołnierzy. Jednak fałszywym słowem usiłowali ułatwić sobie to zadanie, licząc że tak zmylą czujność powstańców, rozbroją ich i łatwo pokonają. Jednak w swych oczekiwaniach srogo się zawiedli. Hebrajczycy nie dali się im oszukać i zwieść. Zauważyli, że Bakchides i Alkimos prowadzą ze sobą silne oddziały wojska. Tym samym słowa o pokoju to fałszywa maska, pod którą kryje się nienawistne oblicze dyszące żądzą zemsty i krwi.
Po pierwszej reakcji na słowa posłów w judejskim obozie zaczęto zastanawiać się, co czynić dalej wobec zaistniałej sytuacji. Głos zabrali uczni w Piśmie. Okazało się, że tak zwani „pobożni” byli zainteresowani jedynie gwarancją swobody kultu religijnego. Oni uznali, że nowy król syryjski będzie tego doskonałą gwarancją. Podkreślali, że z jego wojskiem przyszedł zaakceptowany przez niego arcykapłan. Ten był związany z rodem Aarona. Skoro tak, to nie dopuści on do tego, by ktoś z nich został pokrzywdzony. Słyszeli przecież o gwarancjach bezpieczeństwa danych przez niego. Mówiąc to, nie poprzestali jedynie na słowach. Ufając Alkomosowi udali się do jego obozu. Za swój błąd zapłacili najwyższą cenę, gdyż Alkimos nakazał ich pochwycić i zamordować.
tekst i zdjęcie ks. Krzysztof P. Kowalik
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!