Powołaniówkowa migawka, cz. III
Zbliża się „czas sądu”! I wcale nie chodzi mi o jakieś apokaliptyczne wizje... Sesja na horyzoncie! Nie przeszkadza nam to jednak kontynuować naszych powołaniówkowych wojaży.
Moi drodzy, przed wami ostatni tekst z serii powołaniówkowych migawek, w których dzieliliśmy się tajnikami związanymi z niedzielami powołań. Jest to jednocześnie nasz przedostatni tekst w tym „sezonie” - mam na myśli oczywiście kończący się rok formacyjny, który obfitował w wydarzenia ważne i trudne. Na podsumowanie przyjdzie jednak jeszcze czas...
Tymczasem... Każda powołaniówka jest wyjątkowa, tak jak wyjątkowa jest każda parafialna wspólnota. Z parafii wywozimy najróżniejsze wspomnienia (czasami również kiełbasę, ser i konfitury). Nieraz to, co przeżyli podczas niedziel powołań, księża wspominają po latach. Niektóre z tych historii są zadziwiające, niektóre zabawne, inne groteskowe - możecie zapytać swoich duszpasterzy, być może podzielą się z wami skrywanymi w zanadrzu powołaniówkowymi perełkami. My także chcielibyśmy się podzielić paroma wspomnieniami – tym, co najbardziej utkwiło w pamięci niektórych z nas...
Zdarza się, że w parafiach, do których wyruszamy, czekają nas różne niespodzianki... „W zasadzie to każda niedziela powołaniowa jest inna - zaczyna Mikołaj. Najbardziej lubię te w małych, wiejskich parafiach, gdzie wszyscy się znają i nie są anonimowi. Miło wspominam niedawną powołaniówkę w Radostowie, w dekanacie bolesławieckim. Zostałem przyjęty bardzo serdecznie. Przez ten jeden dzień miejscowi dali się poznać jako bardzo życzliwi i gościnni ludzie. Przeżyłem jednak jedno niemałe zaskoczenie... Po dotarciu na miejsce okazało się, że tego dnia odbywa się Pierwsza Komunia Święta. Zazwyczaj w takich sytuacjach proboszczowie odwołują powołaniówki, jednak nie w tym przypadku. Kiedy Msza się skończyła, podeszli do mnie rodzice dzieci i zaprosili na pierwszokomunijny poczęstunek. Widzieli mnie pierwszy raz w życiu, ale wcale im to nie przeszkadzało! Pozdrawiam ich bardzo serdecznie!”.
Świeżo upieczeni klerycy często słyszą, że pierwszą niedzielę powołań zapamiętuje się na całe życie - nie tylko ze względu na serdeczność wiernych i ich duszpasterzy... „Jestem klerykiem pierwszego roku i dużego doświadczenia z powołaniówkami nie mam - pisze Alan. Wspomnienie mojej pierwszej, a zarazem wyjątkowej niedzieli powołań jest dosyć świeże. Odbyła się ona w parafii pw. Miłosierdzia Bożego w Baranowie. Wspominam tą wizytę bardzo pozytywnie z powodu życzliwości Księdza proboszcza oraz wiernych, ale także ze względu na króliczki, mieszkające przy plebanii - stanowiły nie lada atrakcję dla wszystkich parafian!”
Czasem wypada nam nie ograniczać się do głoszenia świadectw podczas Mszy Świętej. Nieraz proboszczowie stawiają przed nami różne inne wyzwania. „Dla mnie wyjątkowym powołaniówkowym momentem było pewne spotkanie z młodzieżą, które miałem poprowadzić - pisze Bartek. Niestety ani ja, ani Ksiądz Proboszcz nie wiedzieliśmy dokładnie czego się spodziewać... Zdecydowałem się pozwolić zadawać im pytania. Okazało się, że pytań i kwestii do przedyskutowania starczyło nam na prawie 1,5 godz. Byłem bardzo pozytywnie zaskoczony tak dużym zainteresowaniem, nie tylko moją historią, ale także aktualną sytuacją w Kościele. Ich ciekawość wymagała ode mnie sporej gimnastyki umysłowej, starałem się, na tyle na ile umiałem, jak najprecyzyjniej odpowiadać”.
Waldek z kolei wspomina swoją wyjątkową powołaniówkę z nieco innego powodu: „Ksiądz Proboszcz przyjął nas bardzo serdecznie i otwarcie. Nie to jednak było powodem wyjątkowości owego czasu. W toku rozmowy w przerwie na kawę, Ksiądz Proboszcz przyznał się, że dość dobrze gra w tenisa stołowego, a gdy był klerykiem w seminarium, pełnił funkcję odpowiedzialnego za sport we wspólnocie i z sukcesami reprezentował WSD Kalisz na arenie ogólnopolskich mistrzostw wyższych seminariów duchownych. Jako że w swojej przeszłości miałem trochę styczności z tym sportem i w ostatnim czasie brakowało Księdzu Proboszczowi przeciwnika do godnej rywalizacji, zaproponował mi wspólną grę w przerwie między obiadem a Mszą wieczorną. Graliśmy w sali, zlokalizowanej w specjalnym pomieszczeniu pod kościołem, co nadało grze specyficznego klimatu”.
Kl. Alan Czerwiński, kl. Mikołaj Czapczyński,
kl. Bartosz Styburski, kl. Waldemar Mistewicz
i kl. Krzysztof Bogusławski
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!