Początki i końce
Emigranci, którzy przybywali do Nowego Jorku z innych kontynentów, a przez stulecia odbywało się to drogą morską, od 1886 roku byli witani przez Statuę Wolności, więc trudno się dziwić, że prędko stała się dla nich symbolem Ameryki i „american dream”. Zanim jednak mogli postawić swoje stopy na Manhattanie, najpierw musieli zameldować się na małej wysepce tuż obok, zwanej Ellis Island, gdzie w 1892 roku otwarto centrum odprawy.
Właśnie te dwie wysepki, które dla przybywających tu emigrantów były pierwszym widokiem Ameryki, wybrałem jako miejsca mojej ostatniej wycieczki przed opuszczeniem Nowego Jorku. Byłem tam oczywiście już podczas mojej pierwszej wizyty w USA w 2000 roku, ale od tego czasu wspomnienia przybladły, a i oba miejsca nieco się zmieniły.
W Muzeum Imigracji
I tak w pierwszą niedzielę marca, a w przeddzień mojego odlotu do Europy, tuż po Mszy Świętej, pojawiam się na samym dole Manhattanu z zakupionym wcześniej przez internet biletem (20$ na obie wyspy, zakupując przez internet unika się kolejki przy kasie ;-) i wsiadam na prom, który zawiezie nas najpierw na Ellis Island. Niestety pogoda nie jest najlepsza, mocno wieje i niebo jest zachmurzone, więc nic nie będzie z dobrych zdjęć. Ale może to i lepiej, bo to latanie za lepszymi ujęciami obniża znacznie zdolność do wyobrażenia sobie JAK TO BYŁO na przykład w roku 1907, kiedy przez ten swoisty urząd imigracyjny przewinęło się 1 250 000 osób? A każda z nich ze swoimi marzeniami i planami. Do roku 1954 przeszło przez Ellis Island około 12 milionów osób i szacuje się, że spośród dzisiejszych mieszkańców USA prawie 40% ma wśród swoich przodków osoby, które tutaj się przewinęły. Dzisiaj można nawet to sprawdzić: wystarczy w głównym holu skręcić na lewo i tam w odpowiednim pomieszczeniu usiąść przy komputerze i wpisać swoje nazwisko, albo swoich dziadków i wszystko będzie jasne. Ale na początku ubiegłego wieku wizyta tutaj nie była aż tak przyjemna. Nie wszyscy byli wpuszczani na teren USA: ciężko chorzy (byli kierowani na kwarantannę), przestępcy, anarchiści, w niektórych okresach analfabeci, a podczas II wojny światowej naziści. Ciekawostką jest, że osoby powyżej 16 lat otrzymywały do odczytania fragment Pisma Świętego. Trzeba jednak podkreślić, że zaledwie 2% wszystkich przybyłych nie otrzymywało pozwolenia.
Emigracja i budowanie Ameryki
Spacerując po salach i wystawach budynku na Ellis Island i patrząc na potężne flagi amerykańskie wywieszone w holu (ze zdjęć archiwalnych wiemy, że były tam również i 100 lat temu) wracam myślami do „american dream”. Wśród Włochów krąży anegdota o wrażeniach jednego z emigrantów: „Wybrałem się do Ameryki, bo słyszałem, że ulice są tutaj wybrukowane złotem. Kiedy już jednak się tu znalazłem, zauważyłem trzy rzeczy: po pierwsze, na ulicach nie było złota. Po drugie, ulice wcale nie były wybrukowane. Po trzecie: powiedzieli mi, że to ja mam je wybrukować”. I właśnie w nawiązaniu do tej anegdoty myślę również o mojej wygasłej wizie i o nieustannych negocjacjach pomiędzy rządami Polski i USA na temat ich zniesienia. Kilka dni temu pewien Irlandczyk opowiadał mi, że wizy dla jego kraju zniesiono, choć nie spełniali żadnych warunków, specjalną ustawą, w której podkreślono szczególny wkład Irlandczyków w budowę Ameryki.
- Myślę, że jeżeli nam znieśli wizy za budowę Ameryki, to wam Polakom powinni znieść, bo to wy ją teraz remontujecie – powiedział mi i pewnie ma rację, bo w Nowym Jorku jak murarz to prawie na pewno Polak. W każdym razie dzisiaj już nikt nie musi przechodzić badań na wyspie, bo na lotnisku w kilkadziesiąt sekund robią ci zdjęcie i skanują paluszki! ACTA, nie ACTA ;-)
Statua Wolności
Kilka minut zajmuje przepłynięcie promem na Liberty Island, czyli kolejną wysepkę, na której Francuzi postawili Statuę Wolności jako dar dla Amerykanów i symbol wolności i demokracji, a także przymierza obu narodów. Tak sobie myślę, czy nie było w tym geście jakiegoś prztyczka dla Korony Angielskiej, ale w sumie, nawet jeśli był, to i tak Amerykanie wyszli na tym darze o niebo lepiej niż my z Pałacem Kultury i Nauki. I o ile my chętnie byśmy się tego „daru” z Warszawy pozbyli, to Amerykanie ani o tym myślą, wręcz przeciwnie, w ubiegłym roku hucznie obchodzili 125. rocznicę wybudowania dzieła znanego nam również skądinąd francuskiego inżyniera Gustave Eiffel’a. Z tej okazji przysięgę na wierność Stanom Zjednoczonym złożyło 125 imigrantów z 46 krajów, w tym z Polski. Nie było wśród nich oczywiście niżej podpisanego, który z radością powrócił do „kraju tego, gdzie kruszynę chleba, podnoszą z ziemi przez uszanowanie dla darów Nieba”.
Tekst i foto ks. Andrzej Antoni Klimek
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!