TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 18 Sierpnia 2025, 20:01
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Początek drogi do wyzwolenia

Początek drogi do wyzwolenia

Los męczenników przeważył szalę. Dla zmiany jak zawsze Bóg posłużył się wybranymi przez siebie ludźmi, choć żaden z nich nie słyszał Jego wezwania. Nie pojawił się przed nimi anioł, ani nie dana im była jakakolwiek wizja. Wystarczyło, iż byli ludźmi dobrze ukształtowanego sumienia i postępowali zgodnie z jego głosem. Tą drogą dotarł do nich głos samego Boga. 

Jednym z tych ludzi był Juda zwany Machabeuszem. Miał on czterech braci: Jana, Szymona, Eleazara i Jonatana. Ich ojcem był Matatiasz. Ten należał do rodu kapłańskiego pochodzącego z pokolenia związanego z Jerozolimą. Mieszkali oni w Modin położonym na zachód od Miasta Świętego, w miejscu gdzie wzgórza Judei przechodziły w pas wyżyny zwanej Szefelą. Matattiasz był człowiek człowiekiem głębokiej wiary. Nigdy nie pogodził się z odstępstwami od niej, któremu ulegało wielu Hebrajczyków. Opłakiwał też znieważenie świątyni oraz cierpienia wiernych Bogu i Jego Prawu. Ta rzeczywistość napełniała jego serce goryczą. W obliczu powszechnej zdrady na znak żałoby rozdarł swe szaty i zamiast nich założył wór pokutny. Tak też postąpili jego synowie. Odziani w ten sposób pokutowali za grzechy Izraela.

Złamanie ludzkich sumień

Bezmiar zła dotarł niedługo i do Modin. I tu dotarli posłańcy króla. Przywozili ze sobą jego rozporządzenia mające złamać ludzkie sumienia. Nie dawali jakiegokolwiek wyboru. Narzucali odstępstwo. Przynoszone przez nich zarządzenia nakazywały każdemu z mieszkańców Modin złożyć ofiary pogańskim bóstwom. Władca chciał wszystkich swych poddanych uczynić poganami. Wiara Hebrajczyków była mu solą w oku. Wysłannicy swą misję rozpoczęli od wizyty w domu Matattiasza. Wchodząc zachowywali pozory uprzejmości. Czynili tak dlatego, gdyż wiedzieli jak wielkim poważaniem cieszył się ten człowiek pośród mieszkańców Modin. Oferowali mu zaszczyty, urzędy, pieniądze oraz możliwość wejścia na królewski dwór. Wszystko w zamian za zdradę. Wystarczy, by Matattiasz jako pierwszy złożył pogańską ofiarę. Próbowali go przekupić, gdyż spodziewali się, że jego odstępstwo pociągnie za sobą zdradę innych. Mieli nadzieję, że kuszony możliwościami kariery i bogactwa stanie się narzędziem w ich ręku dla zniszczenia wiary w sercach pozostałych Hebrajczyków. Zdradziecka propozycja była ofertą skierowaną nie tylko do Matattiasza, ale i do jego synów. Jeśli on ją przyjmie, to zapewni karierę nie tylko sobie, ale i swym dzieciom. 

Posłowie króla spodziewali się szybkiego sukcesu. Tymczasem sprawy przybrały zupełnie inny obrót. Jego wiara i sumienie stanowiły skuteczną tarczę, za pomocą której Matattiasz obronił się przed złudną pokusą i w zdecydowany sposób ją odrzucił. Nie miało dla niego znaczenia postępowanie innych narodów. Nie było dla niego istotne to, że odejścia od swej religii na rzecz kultu narzucanego przez Antiocha nazywały postępem. Takie zachowanie nie było szczerym szukaniem Boga. Wynikało ono jedynie z konformizmu, strachu i uległości wobec nakazów człowieka zwanego władcą. To nie stanowiło dla niego żadnego wzoru. On pozostanie wiernym Bogu i Jego Prawu. Nie odejdzie od Prawdy na rzecz kłamstwa. Nie opuści żywego Boga na rzecz nieistniejących bóstw. Nie postawi w Jego miejsce ziemskiego władcy. Dlatego nie posłucha królewskich nakazów. One próbują złamać ludzkie sumienia, a do tego nie ma prawa żaden ziemski władca.

Pustynia miejscem schronienia

Jednak nie wszyscy mieli tego samego ducha. Pewien człowiek słysząc słowa wysłanników królewskich i odpowiedź Matattiasza skierował się ku pogańskiemu ołtarzowi, aby złożyć na nim ofiarę. Chciał to uczynić jako pierwszy. Nie miał żadnych oporów. Pewnie liczył, iż nagroda obiecywana Matattiaszowi przypadnie jemu w udziale. Ruszył zatem ku ołtarzowi w pośpiechu, by nikt go nie uprzedził. Zachowywał się jak hiena zmierzająca ku padlinie. To wywołało gniew w sercu Mattatiasza. Człowiek zamierzający złożyć bałwochwalczą ofiarę był nie tylko odstępcą, ale kierował innych ku zatracie. Dlatego Matattiasz zareagował tak jak nakazywało Prawo Starego Przymierza: zabił zdrajcę. Nie poprzestał tylko na tym. Pozbawił również życia królewskiego urzędnika nakazującego Izraelitom odstępstwo od Prawa Bożego. Ten czyn wynikający z gorliwości o sprawy Boże stał się iskrą wzniecającą powstanie w obronie prawa do wolności wyznania wiary w Izraelu. Ponieważ Matattiasz zdawał sobie sprawę z dysproporcji swych sił wobec armii króla, postanowił opuścić rodzinne Modin. W drogę zabrał swych synów. Wezwał też wszystkich, którym droga na sercu była sprawa wiary i ojczyny, by poszli za nim. Odtąd ich domem stały się okoliczne góry, a mieszkaniami i twierdzami znajdujące się w nich groty.  

Za przykładem mieszkańców Modin poszli i inni. Dla bardzo wielu z nich miejscem schronienia stała się pustynia. Szukały na niej schronienia całe rodziny: ojcowie, matki i ich dzieci. Wraz z sobą zabierali cały swój dobytek. Przez odejście od miejsc skażonych nieprawością chcieli wyrazić swój opór i sprzeciw wobec narzucania im pogańskich obyczajów, a nade wszystko zachować czystość wiary. Jałowa ziemia pustyni zdawała się być im przyjaźniejsza niż żyzne miejsca skalane niegodziwością. Wychodzili na pustynię jak niegdyś ich ojcowie szukający ocalenia przed nienawiścią faraona i drogi, która zaprowadzi ich do ziemi obiecanej. Jednak z ich odejściem nie chciał pogodzić się bezbożny król, a ściślej jego urzędnicy zarządzający Jerozolimą. Oni wiedzieli, że władca nie znosił, gdy ktoś nie słuchał jego rozkazu. Bali się też, że zarzuci im nieudolność. Ponadto obawiali się, że w ten sposób Hebrajczycy mogą się zjednoczyć i zacząć stawiać opór. Dlatego gdy doniesiono im o zaistniałej sytuacji nakazali pościg za uciekinierami. 

Obszar pustyni nie był na tyle rozległy, by nie dało się szybko wytropić obozowisk uciekinierów. Gdy znaleziono ich obóz wojska królewskie ustawiły się naprzeciw niego. Przygotowywano się do walki. Ale za nim do niej doszło nastał dzień szabatu. Czy był to przypadek wynikający z chwili odnalezienie obozu uciekinierów, czy też ścigający celowo odwlekali czas walki na ten dzień? Na to pytanie trudno powiedzieć. Jednak ten czas miał okazać się decydujący dla przebiegu dalszych wydarzeń.  ■

Tekst i zdjęcie ks. Krzysztof P. Kowalik

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!