TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 29 Marca 2024, 10:59
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Pobożni, święci i dolary

Pobożni, święci i dolary

esej

Proszę nie myśleć, że powyższy tytuł ma w sobie jakąś formę stopniowania typu: dobrzy, lepsi i najlepsi. Jakkolwiek dolary amerykańskie na każdym banknocie mają napis „In God we trust”, czyli „W Bogu pokładamy ufność” to jednak to zawsze jest mamona i tyle. A tytuł brzmi tak, a nie inaczej, bo w takiej kolejności będę opisywał moje wrażenia. Skoro jednak wplątaliśmy w to wszystko Pana Boga, a właściwie napis „In God we trust” to chciałbym wyjaśnić, że po raz pierwszy pojawiło się ono na monetach amerykańskich podczas wojny secesyjnej w 1864 roku. A w roku 1956 Kongres uznał je za jedyne oficjalne motto USA. Rok później pojawiło się na banknotach.

Co jakiś czas wyskakuje jakiś oświecony liberał, bądź organizacja, z propozycją, żeby usunąć to motto z pieniędzy, a najlepiej w ogóle usunąć, no bo wiadomo, przecież ktoś niewierzący może się poczuć dotknięty w swojej niewierze, rozdział Kościoła od państwa, Konstytucja i te wszystkie znane nam doskonale hasła. W roku 2011 Izba Reprezentantów przystąpiła do kontrataku i wprowadziła rezolucję (395 głosów „za” i zaledwie 9 „przeciw”), która nie tylko niczego nie usuwa, ale wręcz „popiera i zachęca do publicznego eksponowania narodowej dewizy na szkołach, instytucjach i gmachach publicznych”. Ale zostawmy dolary, miały być na końcu.

Queens nadal niezbadany

Wiosna, panie sierżancie, w pełni, magnolie zakwitły za oknem, ptaki śpiewają, a więc wszystko zachęca, by sprawdzić, czy na Queensie rzeczywiście nie ma nic ciekawego. Ale ja dalej nic nie wiem, poza tymi samolotami, co rzeczywiście po niebie latają co chwilę. Tak się składa, że prawie się nie ruszam z parafii, dlatego dzisiaj jeszcze garść spostrzeżeń z multietnicznej parafii Matki Bożej od Cudownego Medalika i obietnica, że do następnego numeru poszerzę horyzonty. 

Przejdźmy więc do pobożnych. Kilka dni temu zostałem zaproszony razem z ks. Georgem, który jak może pamiętacie jest naszym seniorem - od 12 lat na emeryturze (ale trzyma się świetnie, dzisiaj poleciał na tygodniowe wakacje do Arizony), na kolację z konfraternią Świętego Imienia Jezus. 

- Co to za wspólnota? - pytałem
ks. Georga.

- Sam zobaczysz – odpowiadał.

- Ale znam już kogoś?

- Zobaczysz – zbywał mnie nasz senior i trochę się zdziwiłem, bo on zwykle jest bardzo rozmowny i wszystko mi tłumaczy, zwłaszcza jeśli coś powstało za czasów jego proboszczowania. A ponieważ sprawdziłem w internecie, że konfraternia Holy Name istnieje od... 1571 roku, bo to jest w ogóle międzynarodowa rzecz, no to za Georga już na pewno była w parafii. Ale cóż, poszliśmy na tę kolację, no i wtedy zrozumiałem, dlaczego nic mi nie powiedział: pewnie się obawiał, że z nim nie pójdę. Pomiędzy mną a najmłodszym członkiem konfraterni było przynajmniej 30 lat różnicy. A ja mam prawie 44! Żeby jeszcze lepiej zilustrować sytuację powiem, że kiedy po kolacji wychodziliśmy z restauracji, a byliśmy w salce na piętrze, większość panów schodziła tyłem do przodu, powolutku, krok po kroczku. I nie piszę tego wcale, aby sobie drwić ze starszych panów, wręcz przeciwnie. Ja ich chcę wyróżnić i podkreślić mój podziw, że jeszcze w tym wieku chcą coś zrobić dla Bożego Imienia i dla Kościoła. Bo ich celem jest promocja czci dla Imienia Jezus, posłuszeństwa nauczaniu Kościoła i czynne dzieło miłosierdzia. I oni to ciągle robią! Podczas kolacji było m.in. sprawozdanie z zebranych środków materialnych i dokonanych dzieł dobroczynnych. Z jednej strony więc byłem pełen uznania, a z drugiej było mi przykro, kiedy jeden z panów, który siedział koło mnie żalił się, że w ostatnią niedzielę porozdawali 100 deklaracji członkowskich i tylko jedna nowa osoba przyszła na spotkanie.

- My się kończymy – mówił – a nowych nie ma. 

I to było przykre. Jakaś część Kościoła, która już się chyba nie odrodzi. 

A dzisiaj rano na Mszy św. niedzielnej zostało przedstawionych wspólnocie parafialnej prawie 60 dziewcząt i chłopców (z czego jedna trzecia miała Kowalsko-brzmiące nazwiska ;-), którzy są w programie przygotowania do październikowego sakramentu bierzmowania. Jakieś 60 lat różnicy między tymi dzieciakami a panami z konfraterni. I cały dzień się dzisiaj zastanawiam, co powinniśmy zrobić, żeby te dzieciaki za 60 lat jeszcze miały ochotę czcić Pana Boga i służyć bliźniemu. Ba! Żeby w listopadzie jeszcze im się chciało chcieć!

Święci i dolary

Od pobożnych panów z konfraterni przechodzimy szybciutko do świętych. Włosi mieszkający w naszej parafii, chyba podobnie jak wszyscy Włosi mieszkający w Ameryce, przechowują swoje tradycje, zwłaszcza jeśli chodzi o kult świętych. Mają specjalne stowarzyszenia, spotykają się, no i przede wszystkim organizują procesje ku czci swoich patronów. Rzecz jest o tyle ciekawa, że dzisiaj w Nowym Jorku można zobaczyć procesją taką, jaką ona była na Sycylii 50 lat temu i pewnie dzisiaj takich już na Sycylii nie ma. Tydzień temu mieliśmy uroczystość ku czci Świętego Franciszka a Paulo. Była Msza św., a po Mszy właśnie procesja. Co jest najważniejsze w procesji? Oczywiście figura Świętego, pięknie przystrojona kwiatami, nic nie można powiedzieć. Ale najważniejsze jest, żeby Święty miał na sobie jakiś płaszcz albo pelerynę. Koniecznie! I do tej peleryny wierni szpileczkami podczepiają banknoty! I tak niosą tego Świętego, a jego kapota powoli wypełnia się „zielonymi”. 

- Bo jak o coś prosimy Świętego i mu te pieniądze przyczepimy, to się czujemy pod ochroną – tłumaczą, gdy ich pytam, o co chodzi.

- Kiedyś na Sycylii te pieniądze szły na biednych, w ten sposób Święty pomagał ofiarodawcom w ich intencjach, a przy okazji pomagało się potrzebującym. Dzisiaj zebrane pieniądze idą na działalność tych stowarzyszeń i nie ma sposobu, żeby ich od tego powstrzymać – tłumaczy mi z kolei proboszcz Anthony.

I tylko można się zastanowić, co ten biedny Franciszek a Paulo, który przecież wybrał ubóstwo na wzór Biedaczyny z Asyżu, musi sobie myśleć, jak go tak oblepiają tymi dolarami? Ani chybi, myśli sobie „In God we trust!” 

Tekst i foto  ks. Andrzej Antoni Klimek

Zdjecie: Statua św. Franciszka a Paolo z przyczepionymi banknotami

niesiona podczas tradycyjnej, włoskiej procesji


Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!