Po co ewangelizacja? (1)
Misja ewangelizacyjna legła u podstaw Kościoła, wyznacza cel i sens jego trwania i działalności. Niestety nie wszyscy chcą o tym wiedzieć i na to się zgodzić. Wielu katolików uznało, że głoszenie wiary i nawracanie jest czymś obraźliwym w stosunku do niechrześcijan, wyznawców rozmaitych religii. Dlatego naglące stało się zajęcie stanowiska przez papieża.
„Misja Chrystusa Odkupiciela, powierzona Kościołowi, nie została jeszcze bynajmniej wypełniona do końca”. Tak zaczyna się encyklika Jana Pawła II poświęcona misjom, a ogólniej rzecz traktując, misji Kościoła względem świata, przekazanej mu przez Jezusa Chrystusa. W podtytule dokumentu czytamy, że zajmuję się on stałą aktualnością posłania misyjnego.
Współczesne wątpliwości i prowokacje
Dlaczego jednak należało podkreślić, że to posłanie, inaczej mówiąc, ewangelizacja i troska o zbawienie wszystkich ludzi podyktowana Kościołowi przez miłość Boga, aktualna jest stale, zawsze, również teraz, czyli z perspektywy encykliki, u kresu XX wieku i II tysiąclecia od narodzenia Zbawiciela? Otóż dlatego, że w zamęcie i chaosie, który zawładnął umysłami olbrzymiej liczby katolików, wielu uznało, że głoszenie wiary w odniesieniu do zewnętrznego świata przestało być wskazane i potrzebne, ba, że nawracanie innych jest czymś zgoła niestosownym, aroganckim i obraźliwym w stosunku do niechrześcijan, wyznawców rozmaitych religii, pogan i niewierzących. Czyż bowiem oni sami nie są dostatecznie świadomi i pewni racji, dla których nie podzielają wiary Kościoła? Czyż ich religie i poglądy nie są niejednokrotnie starsze, bardziej nawet starożytne, szacowne i uzasadnione niż przekonania chrześcijan? Czy nie mają na swoje poparcie wystarczających argumentów? Czyż wreszcie wolność religijna, tolerancja i pluralizm nie powinny zwalniać chrześcijan z wysiłku i obowiązku głoszenia wiary? I czy chrześcijańskie przepowiadanie nie powinno z związku z tym, w obecnych czasach rozwoju, powszechnego oświecenia i postępu trafić do lamusa historii?
Pierwsza posługa
Jan Paweł II musiał zmierzyć się z powyższymi wątpliwościami, które nierzadko przybierały postać otwartych aktów negacji. Przedstawiając motywy, które skłoniły go do napisania encykliki, papież stwierdził najpierw, że ewangelizacja misyjna jest „pierwszą posługą, jaką Kościół może spełnić względem każdego człowieka i całej ludzkości w dzisiejszym świecie, któremu nieobce są wspaniałe osiągnięcia, ale który, jak się wydaje, zatracił sens spraw ostatecznych i samego istnienia”. A zatem ewangelizacja, świadectwo dawane Chrystusowi, głoszenie Słowa jest również posługą miłości i miłosierdzia. Głównym i priorytetowym spośród innych. Zadaniem Kościoła jest nieść światu dar zbawienia w Jezusie Chrystusie i nawracać jego mieszkańców do jedynego i prawdziwego Boga. W tej służbie i powinności nie może zostać przez nikogo zastąpiony, ponieważ dla niej został ustanowiony i ewangelizacja decyduje o jego tożsamości. Kościół jest po to, by przywoływać wszystkich do posłuszeństwa wierze.
Wszystkie dzieła i osiągnięcia Kościoła w dziedzinie cywilizacji i nadawania światu bardziej szlachetnego oblicza były niczym innym, jak pochodną zasadniczego i najważniejszego obowiązku przepowiadania Chrystusa i włączania kolejnych ludzkich zastępów w obręb łaski zbawienia. I o ile te wtórne w stosunku do ewangelizacji rodzaje działalności mogły się usamodzielnić, wyspecjalizować, wyjść spod opieki Kościoła albo zostać przezeń scedowane innym, o tyle Kościół nie może wyrzec się, nie może zrezygnować z realizacji misji, dla której istnieje. A tak, niestety, wielu zaczęło uważać powołując się na własne interpretacje soboru.
Paraliż „nowych idei”
Dlatego papież wspomina o „negatywnej tendencji”, którą pragnie przezwyciężyć w omawianym dokumencie; postawie, która sprawia, że w szczególności zostają „zahamowane misje wśród narodów”. Niepokojące zjawiska kształtują się w obszarze samej nauki teologicznej i wpływają na wdzierającą się coraz bardziej do wnętrza Kościoła zlaicyzowaną mentalność. Z tego powodu są tak niebezpieczne. Paraliżują bowiem i obezwładniają Kościół od środka, zakażają niewiarą, sceptycyzmem; sugerują kościelny brak kompetencji albo wystarczających racji duchowych i moralnych do nauczania i nawracania, do sprawowania duchowego przewodnictwa na drodze do Boga.
Jan Paweł II wymienia kwestie będące pokłosiem „nowych idei teologicznych”. Inspirowani nimi poprawni z punktu widzenia dominującej mentalności sceptycy pytają: „Czy misje wśród niechrześcijan są jeszcze aktualne? Czyż nie zastąpił ich może dialog międzyreligijny? Czy ich wystarczającym celem nie jest ludzki postęp? Czy poszanowanie sumienia i wolności nie wyklucza jakiejkolwiek propozycji nawrócenia? Czy nie można osiągnąć zbawienia w jakiejkolwiek religii? Po cóż zatem misje?”
Światowy postęp zamiast zbawienia
Z szeregu zadawanych pytań wyłaniają się dwa zwłaszcza problemy. Pierwszy polega na zredukowaniu aktywności Kościoła do propagowania świeckiego humanizmu, wprzęgnięciu go we wszelkie czynności mające służyć ulepszeniu tego świata i usunięciu z zakresu Jego dążeń pierwiastka Boskiego, wymiaru nadprzyrodzonego, znaczenia, które sięga aż do samego Boga i zbawienia wiecznego ludzi. Upraszczając, można by powiedzieć, że chętnie zgodzono by się na Kościół, ale na taki, który nie przeszkadza.
Zaakceptowano by Kościół, ale pod warunkiem, że przestanie on „zajmować się religią”, mówić o Bogu, zbawieniu, grzechu i moralności, przestanie przywoływać wszystko, co wiąże się z prawdą i może w związku z tym niepokoić – i drażnić! – ludzkie sumienia. Jest to podstawowy postulat państwa i społeczeństwa liberalnego: zepchnąć wiarę do sfery czysto prywatnej i radykalnie ukrócić możliwość przekładania jej na życie publiczne. Ograniczyć wpływ sumienia, a zatem religijnych przekonań ludzi wierzących na rozwiązania dotyczące jakiejkolwiek domeny, która jest przedmiotem zainteresowania wspólnoty politycznej. To z tego, między innymi powodu, wyklucza się dzisiaj i ruguje z widoku publicznego nawet samą modlitwę w obronie ludzkiego życia, np. życia dzieci przed narodzeniem. Czyni się tak, aby publiczny akt wiary nie krępował wyemancypowanej z jej uwarunkowań ludzkiej woli w swobodnym popełnianiu zła.
„Zbawienie zeświecczone”
Jan Paweł II bardzo trafnie diagnozuje i precyzyjnie nazywa podstępną zamianę, manipulację, której dopuszczono się również w dziedzinie ewangelizacyjnej misji Kościoła. Mówi: „Dzisiejszą pokusą jest sprowadzenie chrześcijaństwa do mądrości czysto ludzkiej, jakby do wiedzy o tym, jak dobrze żyć. W świecie silnie zsekularyzowanym nastąpiło <>, dlatego walczy się, owszem, o człowieka, ale o człowieka pomniejszonego, sprowadzonego jedynie do wymiaru horyzontalnego. My natomiast wiemy, że Jezus przyszedł, by przynieść zbawienie całkowite, które obejmuje całego człowieka i wszystkich ludzi, otwierając ich na wspaniałe horyzonty usynowienia Bożego”.
To, przed czym przestrzegał Ojciec Święty w roku 1990, w następnych dekadach przybrało tylko na sile. Zbawienie pełne, integralne, nadprzyrodzone zostało, chociażby w myśli wielu ideologicznych ,,twórców postępu” i w poczynaniach nadgorliwych aktywistów zastąpione działalnością na rzecz zrównoważonego rozwoju i zrównania praw, troską o klimat czy mnóstwem zabiegów podejmowanych już może nawet nie tyle w imię dobrobytu człowieka, co wręcz wyzwolenia planety. Drugą stroną wspomnianej przez papieża „sekularyzacji zbawienia” jest sprowadzenie religii do rzędu znajomości swego rodzaju techniki samouszczęśliwiania. Z perspektywy troski o dobre samopoczucie mile widziana jest zatem akceptacja własnej osoby i harmonia ze sobą, przestrzeganie zasad zdrowego żywienia, tzw. nieszkodzenie sobie na zdrowiu, dbałość o własną samorealizację, spełnianie marzeń. Nie od rzeczy w tym wypadku byłoby przestrzeganie przepisów postnych i praktykowanie ascezy, ale tylko po to, by dzięki właściwej diecie i kilku wyrzeczeniom poprawić parametry własnej kondycji fizycznej.
Na tej drodze zbawienie nadprzyrodzone i transcendentne redukowane jest do praktycznych „zasad dobrego życia”, rozmieniane na drobiazg codziennych potrzeb i przyziemnych ambicji. Istotnie walczy się „o człowieka, ale o człowieka pomniejszonego, sprowadzonego jedynie do wymiaru horyzontalnego”. A cóż powiedzieć o planach, jakie podejmuje się wobec człowieka w skali globalnej? O tych wszystkich namiastkach i substytutach, którymi kusi się i łudzi osoby wyznające jeszcze wiarę Kościoła, obiecując im skuteczne spełnianie szalonych ziemskich marzeń i aspiracji. „Tak jakby Chrystus nigdy nie odrzucił trzech najważniejszych pokus Szatana – chleba doczesnego, władzy nad światem i chwały jaką daje doczesna potęga, jakby nie pokazał, że jedyną drogą człowieka jest pokorne słuchanie i odkrywanie Słowa i przyjęcie krzyża” – pisze Paweł Lisicki w kolejnej swej apologetycznej książce „Prawdziwie zmartwychwstał”. CDN
Ks. Piotr Jaroszkiewicz
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!