Pierwsze spotkanie
Wiedziony nowym uczuciem Tobiasz chciał jak najprędzej poznać swoją przyszłą żonę. Dlatego po dotarciu do Ekbatany poprosił Rafała by ten natychmiast zaprowadził go do domu Raguela. Tak też się stało.
Raguela spotkali na dziedzińcu domu, gdzie siedział jak gdyby oczekiwał na nadchodzących gości. Wchodząc pozdrowili go. Spotkali się z przyjaznym przyjęciem. Gospodarz był bowiem wierny prawu nakazującemu okazanie gościnności przybyszom niczym patriarcha Abraham.
Po wymianie słów pełnych uprzejmości stanowiących zwyczajowe formuły powitania Raguel uważnie popatrzył na Tobiasza. Dostrzegł w nim nie tylko przybysza z dalekich stron czy młodego i pełnego sił człowieka. Jego rysy zdawały mu się być bardzo znajome, tak jak gdyby kiedyś go już widział lub spotkał. A przecież ten stał po raz pierwszy nie tylko w progach jego domu, ale i na ziemi, na którą zamieszkiwał. Wytłumaczenie tego odczucia mogło być tylko jedno: on należał do jego rodu. Dla pewności powiedział o tym spostrzeżeniu swej żonie Ednie. Ona nie zaprzeczyła jego słowom. Nie mniej by zyskać pewność zapytała przybyszy o ich pochodzenie.
Prośba Tobiasza
Odpowiadając na pytania żony Raguela Tobiasz i Rafał nie powiedzieli wszystkiego od razu. Byli oszczędni w słowach. Zachowali ostrożność i roztropność. Chcieli poznać jaki jest cel zadawanych im pytań. Dlatego wpierw wyznali o swym związku z pokoleniem Neftalego oraz o tym, że w Niniwie przebywają jako zesłańcy. Podobnie zdawała się reagować pytająca kobieta. Uważała, by w żaden sposób nie zasugerować przez treść stawianych pytań jakiej odpowiedzi mogłaby oczekiwać. Dlatego spytała, czy jest im znany Tobiasz, którego nazwała bratem. Gdy uzyskała potwierdzenie okazała zainteresowanie jego zdrowiem. Zwyczajowo odpowiedzieli, iż jest zdrów i żyje, po czym młody Tobiasz wyznał, iż ten, o którego pyta jest jego ojcem. Te słowa przełamały wszelkie bariery i opory. Teraz powitano go jak krewnego, on zaś opowiedział im o wszystkim, co wydarzyło się w ostatnich dniach. Okazano mu serdeczne współczucie. Uczynili to nie tylko Raguel i Edna, ale i córka Sara.
Na słowach cała sprawa się nie zakończyła. Gospodarz nakazał bowiem przygotować na powitane gości obfity posiłek. Rozpoczęto zatem przygotowania, a podróżnicy poszli, by się obmyć i odświeżyć po przebytej drodze. Gdy już wszystko było gotowe zasiadali do uczty. Rafał zasugerował wtedy Tobiaszowi, by od razu poprosił Raguela o rękę Sary. Tak też uczynił. Wtedy zdziwiony zauważył zmieszanie na twarzy ojca dziewczyny. Miał jednocześnie wrażenie, że pojawiają się na niej na przemian oznaki radości i niepokoju. I nie mylił się. Raguel bez wahania przyznał mu prawo do małżeństwa. Jest przecież najbliższym krewnym. Tak bliskim, że może nazywać go bratem, choć nie mają wspólnych rodziców. Faktycznie powinien on poślubić Sarę. To że przybył do ich domu i chce posiąść za żonę jego córkę jest powodem wielkiej radości. Tym bardziej, iż od samego początku wywarł na wszystkich jak najlepsze wrażenie. Nie mniej jest pewien problem, który rzucał cień na całą sprawę. Powiedział o nim wprost. Miało już miejsce siedem prób wydania Sary za mąż. Jednak każda z nich kończyła się śmiercią kandydata na męża. Nikt nie umiał wyjaśnić, dlaczego tak się działo. Mówiąc to zaprosił Tobiasza na ucztę. Niech je i pije, a Bóg niech poprowadzi całą sprawę. Tymi słowami nie dał mu jasnej odpowiedzi. Raczej starał się od niej uciec. Jedyne co sugerował to zdanie się na Boga. A może tak chciał sprawdzić szczerość zamiarów proszącego o rękę Sary?
Zaufanie Wszechmogącemu
Taka odpowiedź nie zadowoliła Tobiasza. Powiedział, że nie tknie posiłku, póki nie pozna jasnej decyzji Raguela. To wywarło na ojcu dziewczyny mocne wrażenie. Widział zdeterminowanie młodzieńca. To znaczyło wiele. Do tego Prawo mojżeszowe jednoznacznie wskazywało, iż jemu należna jest Sara jako małżonka. W tej sytuacji nie miał już nic przeciw zawarciu tego małżeństwa i gotów był oddać swą córkę Tobiaszowi. Ufał mu i zgadzał się, by ten zabrał ją do domu swego ojca. Ma też nadzieję, iż Bóg obdarzy ich szczęściem. I nie poprzestał jedynie na słowach. Zaraz bowiem przystąpił do spisania kontraktu małżeńskiego. Wezwał Ednę, by przyniosła zwój. Na nim zapisał, iż oddaje swą córkę w ręce Tobiasza. Czyni to dobrowolnie i zgodnie z przepisami danymi przez Mojżesza. Gdy to uczyniono, wtedy rozpoczęto ucztę.
Jednocześnie Raguel zlecił swej małżonce, by ta przygotowała pomieszczenie na noc poślubną dla młodych małżonków. Edna uczyniła wszystko zgodnie ze słowami swego męża. Nie obyło się to jednak bez łez i obaw. Przecież wszyscy pamiętali o bolesnych doświadczeniach związanych z dotychczasowymi próbami zawarcia małżeństwa. Sara wiele wycierpiała z tego powodu. Matka wolałaby uchronić ją przed kolejnym bólem i rozczarowaniem. Nie mniej tym razem pojawiało się światło nadziei. Bowiem na żadnego z dotychczasowych kandydatów na męża Prawo nie wskazywało tak wyraźnie jak na Tobiasza. Wynikało to z jego przynależności rodowej. Zatem pozostało ufać Bogu, iż wszystko potoczy się dobrze. Przecież decyzja o tym małżeństwie nie wynikała z kaprysu czy chęci pozbycia się córki z domu. Ona wiązała się z podjęciem woli Boga, woli, która powinna wyznaczać bieg życia każdego Hebrajczyka. Edna i Raguel pragnęli ją wypełnić. Wpierw wydawało im się, że chodzi tylko kwestię zawarcia małżeństwa. Teraz zaczynali rozumieć, że chodzi też o wybór konkretnej osoby na małżonka. Skoro tak, to pozostał im zdać się na opatrzność Wszechmogącego. Tak zdecydowała wraz ze swym mężem. Do tego też zachęcała swą córkę.
Choć teraz wszystkiemu towarzyszyły niepokój i płacz to ufała, że z pewnością przyjdzie po nich radość i wesele. Bóg bowiem nawet gdy prowadzi ścieżką trudną i stromą, to zawsze kieruje człowieka do tego, co jest dla niego najlepsze. Nie dał przecież ojcom przykazań po to, by ich wygubić czy zniewolić, ale by ratować ich życie oraz obdarować ich wolnością. Tak też niewątpliwie będzie z Sarą i Tobiaszem. Smutek i obawy ustąpią, a w ich miejsce przyjdzie śmiech. Bóg z pewnością ich wesprze i nie tylko ocali do śmierci, ale napełni błogosławieństwem życia, łącząc ich na trwałe według swych zamiarów i swej woli. ■
Tekst i zdjęcie ks. Krzysztof P. Kowalik
Książka: Śladami Jezusa - wędrówki po Ziemi Świętej
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!