Obecność
Prawda o realnej obecności Chrystusa w Eucharystii jest dogmatem wiary. Dlaczego Bóg wybrał tę ukrytą formę? Stwórca wszechświata ukrył się w opłatku, by nie zniewolić nas swoją oczywistością.
W Najświętszym Sakramencie Eucharystii „są zawarte prawdziwie, rzeczywiście i substancjalnie Ciało i Krew wraz z duszą i Bóstwem Pana naszego Jezusa Chrystusa, a więc cały Chrystus” – poucza nas za Soborem Trydenckim Katechizm Kościoła Katolickiego (1374). Prawda niby wszystkim dobrze znana, a jednak…
W mediach krąży następująca historia: podczas jednej ze swoich pielgrzymek Jan Paweł II odwiedził Baltimore i chciał pomodlić się w tamtejszej kaplicy seminaryjnej. Sprowadzono policjantów z psami wyszkolonymi do szukania żywych osób np. pod gruzami, aby wykluczyć ryzyko zamachu czy ataku na papieża. Po sprawdzeniu wszystkich pomieszczeń psy zajęły ustaloną pozycję przed tabernakulum dając opiekunom wyraźny sygnał: tu jest ktoś żywy! To robi wrażenie, prawda? A przecież w każdym tabernakulum, w każdym naszym kościele jest ten sam Ktoś. Żywy.
Dlaczego tak trudno nam w to uwierzyć? Wydaje się nieprawdopodobnym, by w tym małym kawałku chleba, w tym małym opłatku ukryty był Stwórca wszechświata. Czemu uczynił to tak trudnym? A może… z poszanowania naszej wolności? Gdyby udowodnił ponad wszelką wątpliwość swoją obecność w Najświętszym Sakramencie, bylibyśmy zmuszeni, żeby Go kochać i przyjąć. A miłość z przymusu nie jest miłością. Bóg na różne sposoby pomaga nam w siebie uwierzyć, choćby przez cuda eucharystyczne czy takie historie jak ta z Baltimore, ale nie jest twierdzeniem Pitagorasa, które mamy przyjąć bezkrytycznie, ale i bezdusznie. Przeciwnie, zaprasza On nas do tego, byśmy wybrali Go pomimo naszych wątpliwości czy braku zrozumienia. Przecież wchodząc w jakąkolwiek relację zdajemy sobie sprawę, że nie wszystko wiemy na pewno, że podejmujemy pewne ryzyko, wystawiamy się na zranienia, a jednak decydujemy się na to, bo kochamy. Różnica jest taka, że tu niczego nie musimy się obawiać, bo Bóg, który jest czystą miłością, do takiej właśnie miłości nas zaprasza. To jest czas na nasz skok wiary.
Zapytałam swojego syna o jego wiarę w obecność Jezusa w Najświętszym Sakramencie. Odpowiedział, że nie umie tego wyjaśnić, ale wie, że On mu zawsze pomaga, że przebywanie w Jego obecności daje mu bezpieczeństwo, pokój i szczęście, że w kościele czuje się prawdziwie w domu. Spróbujmy w tych miesiącach dać Bogu szansę na takie spotkanie z nami i naszymi dziećmi. Jesteśmy Jego wielką miłością, On czeka na nas z ogromnym utęsknieniem.
Tabernakulum oznacza po łacinie namiot. Jest to oczywiście nawiązanie do biblijnego namiotu spotkania Boga z narodem wybranym. Ale namiot to też po prostu miejsce schronienia przed deszczem, wiatrem i chłodem, to miejsce, które nawet wśród wielu ludzi zapewnia nam intymność i możliwość bycia z kimś sam na sam. Tym samym jest tabernakulum w naszym kościele. To miejsce spotkania Boga z narodem wybranym, czyli z nami.
Kiedyś miałam okazję modlić się w samotności w małej prywatnej kaplicy. Oparłam głowę o tabernakulum i opowiedziałam o wszystkich swoich lękach, pokazałam rany, wyrzuciłam cały swój ból. On tam był. On wysłuchał. On jeden zrozumiał.
Daria Kędzierska
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!