TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 04 Września 2025, 19:17
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

O tym, jak się dobrze wżeniłem

O tym, jak się dobrze wżeniłem

W czasach wielkiej „emigracji” do wspólnot wirtualnych,
Kościół musi stawać się coraz bardziej prawdziwą rodziną,
w której nikt nie powinien czuć się samotny, czy odrzucony 

George ma ponad osiemdziesiąt lat i jest księdzem na emeryturze, który przez wiele lat był tutaj proboszczem. To Amerykanin od kilku pokoleń, ale nazwisko wskazuje na korzenie niemieckie. Kilka dni temu wrócił z wakacji na Florydzie. Gdy pytamy go o wrażenia, okazuje średnie zadowolenie. Podobnie, jak po poprzednich wakacjach w Arizonie. I jeszcze poprzednich - z rodziną na statku. A nie, tamte były wręcz straszne! - Bo George naprawdę jest szczęśliwy wtedy, kiedy jest tutaj z nami, wszyscy go szanują, a on opowiada o starych dobrych czasach, kiedy chodzenie do kościoła było obowiązkiem - mówi Anthony, który jest tu proboszczem od roku, a lat na karku ma 63. Jeżeli George jest naszym dziadkiem, to Anthony w pewnym sensie jest ojcem. Rodzice wyemigrowali z Włoch. To dzięki jego gościnności wyniesionej z domu z włoskimi tradycjami wszyscy siedzimy przy tym stole. Dalej nieskromnie wymienię siebie, żeby było według starszeństwa. Lat 44 i jestem tu tylko chwilowo. Z Polski, z Polską związany na zawsze. Potem jest Johnny, z Indii, karmelita rytu syromalabarskiego, niewiele ponad 30 lat. Johnny będzie tu przez trzy lata i dostarcza nam najwięcej powodów do śmiechu, jako że uczy się wszystkiego, nawet Mszy św., bo u nich odprawia się ją zupełnie inaczej. Poza tym, prawie codziennie idzie pograć w kosza z miejscowymi dzieciakami. Śmiejemy się, że w ich zgromadzeniu musieli zmienić regułę z modlitwy (pray) na grę (play) w kosza. No i trzeba uważać, żeby przez pomyłkę nie przysiąść się do jego talerza, bo można sobie strasznie przepalić rurę... Szósty jest diakon Marcin, lat 25 z Polski, ale za rok będzie wyświęcony na księdza dla diecezji Brooklyn i za kilkanaście lat będzie Amerykaninem polskiego pochodzenia.

Jest nas więc sześciu i siedzimy przy małym kuchennym stole i radość aż się rozlewa. Jest trochę ciasno, ale choć w jadalni jest większy stół, to jakoś nie wiedzieć dlaczego, wszyscy wolimy jednak ten stół w kuchni. Stół w kuchni ma w sobie coś rodzinnego, a ten w jadalni taki bardziej... uroczysty.

Pewnie myślicie do czego zmierzam... Otóż ten numer „Opiekuna” poświęcony jest rodzinie, a moją rodziną jest Kościół. Oczywiście mam kochaną rodzinę, z której wyszedłem, ale rodziną, w którą się „wżeniłem” jest Kościół. Kiedy ostatnio podczas spotkania kręgu Domowego Kościoła zauważyłem, że nie mam dzieci, moje 6 par małżeńskich się obruszyło: A my to co? I rzeczywiście, to są moje dzieci i mamy już, jeśli się nie mylę trzynaścioro wnuków i czternaste pod sercem swojej mamy! Ale moja rodzina wykracza daleko poza te i tak budzące szacunek liczby, bo nawet tutaj, daleko od domu, pośród niby obcych ludzi, z różnych stron świata pochodzących, czuję się jak u siebie. W Kościele jestem zawsze u siebie.

ks. Andrzej Antoni Klimek

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!