...o stracie rzeczy materialnych
Wiosna tuż, tuż! Połowa marca to dobry czas, by pomyśleć o wiosennym przebudzeniu, o solidnym posprzątaniu mieszkania i sprawdzeniu, czy w szafie nie brakuje lżejszych ubrań. O ile ta ostatnia kwestia zawsze wprawiała Różę w dobry nastrój, to perspektywa sprzątania już niekoniecznie. Bieganie po sklepach, przymierzanie na przykład nowej bluzy, płaszczyka albo bluzki jest przecież dużo przyjemniejsze niż odkurzanie, segregowanie zabawek czy zamiatanie podłogi. Róża i Rysio, który miał na ten temat dokładnie takie samo zdanie, próbowali przekonać mamę, że sprząta się przez cały rok i nadchodząca wiosna to żadna okazja, by robić generalne porządki. Mama jednak przekonać się nie dała i każdy z domowników wkrótce zabrał się do pracy. Tosia jako jedyna, bo pan Mariusz też uważał, że mama trochę przesadza, z ochotą zaczęła ścierać kurze. Wytarła parapet i uprzątnęła z niego mnóstwo swoich „klamotków”. Budowle z malutkich klocków, ludziki z plasteliny i kamyczki znalezione na spacerze będą musiały ustąpić miejsca roślinom.
- Bo ja chcę mieć na parapecie wazonik – wytłumaczyła Tosia. - Będę zbierać kwiaty.
- Wazonik? - zdziwiła się pani Paulina.
- Tak – potwierdziła dziewczynka.
- I jeszcze fasolkę muszę posadzić.
No tak. Przecież Róża i Rysio w przedszkolu też obserwowali wzrost fasoli. Pani Paulina przygotowała więc słoik, gazę, gumkę i oczywiście fasolkę. Ciekawe ile czasu minie zanim w wodzie pojawią się korzenie, a potem łodyżka i listki. A może na działkę babci Hani wiosna przyjdzie szybciej? Róża, Rysio i Tusia już nie mogą się doczekać, kiedy tam pojadą.
Następnego dnia zadzwonił telefon. Dzieci aż nie mogły uwierzyć, że to dziadek Janek. Starały się usłyszeć każde słowo, bo miały nadzieję, że dziadek zaprasza na działkę. Ale byłoby super! Tata jednak najpierw głęboko westchnął, potem powiedział, że z prądem nie ma żartów i że bardzo mu przykro. Na koniec zaoferował pomoc i uspokajał dziadka, mówiąc, że wszystko będzie dobrze.
- Co się stało? - wykrzyknęły prawie jednocześnie Róża, Rysio i Tusia.
W tym momencie do domu wróciła pani Paulina. W ręce trzymała parę granatowych półbutów, które właśnie odebrała od szewca.
- No niech już przyjdzie ta wiosna! - zagadała radośnie, ale od razu zorientowała się, że coś jest nie tak.
- Ojej! Mam kilkanaście połączeń nieodebranych od mamy!
- A! Czyli babcia dzwoniła do ciebie, a dziadek zadzwonił do mnie – pomyślał na głos pan Mariusz.
- Powiesz mi wreszcie o co chodzi?
Dzieci, które słyszały rozmowę taty z dziadkiem Jankiem bardzo się wystraszyły. Pan Mariusz wyjaśnił, że owszem stało się nieszczęście, ale stratę ponieśli sąsiedzi babci i dziadka - działkowi sąsiedzi. Domek pani Basi i pana Włodka zapalił się. Przyczyną pożaru była stara instalacja elektryczna. Jedna iskra i koniec. Nikomu nic się nie stało, ale spłonął niemal cały domek, weranda i cześć zieleni. Pani Paulina zadzwoniła do swojej mamy. Jej rodzice, dla których sąsiedzi z działek to prawie jak rodzina, bardzo przeżyli to, co się stało. Wiosna dla tych państwa nie zacznie się szczęśliwie. Stracili coś, czemu oddali kawał serca.
Pamiętam, jak zostałam okradziona w czasie zabawy ze znajomymi. Na chwilę wszyscy odeszliśmy od stolika. Straciłam torebkę, a wraz z nią telefon, portfel, parę drobiazgów. Ależ byłam wściekła! I smutna, i zmęczona składaniem zeznań na komendzie policji. Co można stracić? Dom? Samochód? Dorobek życia? Pracę? Stanowisko? Wszystko, co materialne ma mniejsze znaczenie, bo odchodząc z tego świata nie zabierzemy nic. Nic. A jednak strata boli. Tracimy czas, pieniądze, okazję, do tego, by zrobić coś dobrego. A co jeśli tracimy poczucie bezpieczeństwa? Utrata kogoś bliskiego to już zupełnie inna sprawa. To największy ból. Pomyślcie o tym, co jest dla was ważne, a co najważniejsze. I postarajcie się tego nie stracić.
E.M
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!