TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 28 Marca 2024, 16:04
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

O schodach do nieba , Alfonsie, przyjaźni i kapłaństwie

O schodach do nieba , Alfonsie, przyjaźni i kapłaństwie

grota

W tej grocie św. Alfons miał widzenia Matki Bożej i tutaj sprawowałem swoją rocznicową Eucharystię

Pan Bóg chce być obecny w całym naszym życiu i Jego obecność w każdym wymiarze naszej codzienności jest właśnie receptą na prawdziwe szczęście.

Jakkolwiek fatalnie by to nie zabrzmiało, muszę to napisać: czasami zdarzają się sytuacje, które sprawiają że człowiek, a nawet ksiądz, musi uwierzyć w to, co sam głosi. Mam nadzieję, że jest w tym zdaniu dostrzegalny element humoru i nikt nie pomyśli, że właśnie dokonuję swoistego wyznania niewiary. Powiedzmy to więc jasno: głęboko wierzę w to, co mówię i czego nauczam. Ale com napisał, napisałem, ponieważ również i mnie zdarza się czasami popaść w jakimś stopniu w rutynę i Pan Bóg wówczas znajduje sposób, aby mnie z niej wyciągnąć. I wierzcie mi, to są zawsze fantastyczne historie. Właśnie taka przydarzyła mi się całkiem niedawno.

Niech się Bóg nie naprzykrza?
Rzecz dotyczy często powtarzanych przeze mnie słów, zarówno podczas homilii, jak i innych mniej lub bardziej publicznych wystąpień, że Pana Boga nie wolno relegować z żadnej sfery naszego życia. Że nie może być tak, że „rzucamy” Mu te parę minut wieczornej i porannej modlitwy codziennej plus godzinkę Mszy Świętej niedzielnej, a od pozostałej części naszego dnia, życia, odpoczynku, przyjemności, rozrywki, pracy, relacji - Panu Bogu wara! Tak mówię i tak wierzę: Pan Bóg chce być obecny w całym naszym życiu i Jego obecność w każdym wymiarze naszej codzienności jest właśnie receptą na prawdziwe szczęście. Ale przyznaję się dobrowolnie, sam nieraz tak mam, że chciałoby się po prostu wyrwać, w moim przypadku, od spraw parafialnych czy redakcyjnych i zapomnieć o wszystkim. Czy chcę zapomnieć też o Panu Bogu? Nie, nie mam nigdy takich planów, ale gdzieś tam w podświadomości pewnie taka myśl się błąka, że może by tak Panu Bogu przez tę parę dni się szczególnie nie narzucać (od tego są rekolekcje), a też może i Go tak troszkę poprosić, żeby i On jakoś swojej obecności nie czynił zbyt absorbującą... Jak się domyślacie rzecz będzie o urlopie, a właściwie o „urlopiku”, bo mówimy zaledwie o czterech dniach.
Nie chciałem dać się namówić na ten wyjazd. Po pierwsze dlatego, że okres bardzo krótki, po wtóre, ponieważ kilka spraw w parafii miałem „rozgrzebanych”... I last but not least, w czasie tych kilku dni miała przypaść rocznica moich święceń kapłańskich i nie bardzo chciałem ją spędzić w zbyt „wakacyjnej” atmosferze. Koniec końców jednak dałem się namówić moim włoskim przyjaciołom, zwłaszcza, że są to osoby pobożne i zawsze na wspólny wyjazd proszą, bym „przywiózł siebie i przenośny komplet do sprawowania Eucharystii” (w żargonie kapłańskim nazywamy czasem ten zestaw „małym księdzem”;). Gdziekolwiek więc byśmy się nie znaleźli, miałem pewność, że będę sprawował Eucharystię w moją rocznicę. A naszym celem była Costiera Amalfittana, czyli malownicze wybrzeże w okolicach Sorrento i Amalfi, na południe od Neapolu, gdzie nigdy wcześniej nie byłem. Miałem myśleć tylko o widokach i wypoczywać.

Nie wszystko jest tym, na co wygląda
Moi znajomi zamówili dla nas noclegi w miejscowości Scala. Nie leży ona bezpośrednio nad morzem i dlatego można znaleźć tam tańsze miejsca noclegowe niż choćby w Amalfi czy Positano. Warto wiedzieć, że słowo „scala” po włosku oznacza schody i zapewniam Was, że nazwa ta nie jest przypadkowa, ponieważ miasteczko jest położone na górze i jeśli się nie używa samochodu, to wędrując po nim każdego dnia należy pokonać setki schodków w górę i w dół. Jestem przekonany, że pokonałem ponad tysiąc schodków! Struktura Bad and Breakfast, w której mieliśmy nasze pokoje nazywała się natomiast Portico del Paradiso, co możemy przełożyć jako... Brama Raju. Wiem, strasznie pretensjonalna nazwa i nawet obawialiśmy się, że może być ona przykrywką dla jakiejś nędznej noclegowni, ale miejsce okazało się całkiem przyzwoite, świeżo po remoncie, który przywrócił budowli jej oryginalny wygląd sprzed setek lat. Mało tego, wkrótce miało się okazać, że miejsce kryje w sobie tajemnice, o których nie mieli pojęcia nawet moi przyjaciele, którzy zamawiali noclegi.
Miasteczko Scala miało być dla nas głównie bazą noclegową, z której samochodem bądź autobusem mieliśmy się udawać na zwiedzanie. I w sumie tak było, ale Scala niespodziewanie dostarczyła nam niezapomnianych wrażeń. Zwłaszcza mnie. Może podam kilka informacji. Położona na wysokości ok. 400 m n.p.m. Scala jest najstarszym miastem na Wybrzeżu Amalfi, założonym - zgodnie z legendą - w IV w n.e. przez rzymskich rozbitków zmierzających do Konstantynopola. Sercem Scali jest plac nazywający się Piazza Municipio, gdzie znajduje się ratusz miejski, a także najważniejszy zabytek miasteczka, Duomo di San Lorenzo, czyli katedra św. Wawrzyńca z XII wieku. W średniowieczu Scala była znaczącym, a przez to zamożnym miastem należącym do potężnej Republiki Morskiej Amalfi, czego pozostałością jest wiele zaniedbanych dziś pałaców oraz sama katedra, nieproporcjonalnie duża jak na tak małe miasteczko. A jednak ma ono w sobie coś wielkiego. Coś co sprawia, że dzisiaj jest bardziej kojarzona nie ze św. Wawrzyńcem, ale zupełnie innym Świętym.

Jak zaprowadzać prawo?
Tak mówił o nim w jednej z katechez papież Benedykt XVI: „Alfons Maria Liguori urodził się w 1696 roku w zamożnej szlacheckiej rodzinie neapolitańskiej. Obdarzony wybitnymi przymiotami umysłu, w wieku 16 lat ukończył studia w zakresie prawa cywilnego i kanonicznego. Był najzdolniejszym adwokatem neapolitańskiej palestry: w ciągu 8 lat wygrywał wszystkie sprawy, których bronił. Jednakże Pan prowadził jego duszę, która była spragniona Boga i pragnęła doskonałości, do zrozumienia, że co innego było jego powołaniem. I tak w 1723 roku, oburzony przekupstwem i niesprawiedliwością, szerzącymi się w środowisku prawniczym, porzucił swój zawód - rezygnując tym samym z bogactwa i sukcesów - i, mimo sprzeciwu ojca, postanowił zostać kapłanem. Po przyjęciu święceń kapłańskich w 1726 roku Alfons rozpoczął działalność ewangelizacyjną i katechetyczną wśród najuboższych warstw społeczeństwa neapolitańskiego, którym chętnie głosił kazania i wpajał podstawowe prawdy wiary. Bardzo często wiele z tych osób, ubogich i skromnych, do których się zwracał, oddawało się nałogom i dopuszczało przestępstw. Cierpliwie uczył je modlitwy, zachęcając do poprawy swojego życia. Uzyskiwał znakomite rezultaty: w najnędzniejszych dzielnicach miasta powstawało coraz więcej grup osób, które wieczorem zbierały się w prywatnych domach i warsztatach, by modlić się i rozważać Słowo Boże pod kierunkiem katechetów, przygotowanych przez Alfonsa, i innych kapłanów, którzy regularnie odwiedzali te grupy wiernych. (…) Alfons zamierzał początkowo udać się do ludów pogańskich, aby im głosić Ewangelię, ale gdy w wieku 35 lat zetknął się z wieśniakami i pasterzami z odległych regionów Królestwa Neapolu, zobaczywszy ich ignorancję religijną, postanowił opuścić stolicę i oddać się pracy z tymi osobami, ubogimi pod względem duchowym i materialnym. W 1732 roku założył zgromadzenie zakonne Najświętszego Odkupiciela, nad którym opiekę roztoczył bp Tommaso Falcoia, a którego następnie sam został przełożonym”.

Miejsca święte
I tutaj opuścimy katechezę papieża Benedykta, ponieważ owe „odległe regiony Królestwa Neapolu”, o których wspomniał to przede wszystkim miasteczko Scala. To właśnie tutaj św. Alfons miał widzenie Maryi Matki Odkupiciela, która powierzyła mu nowe powołanie. To właśnie w Scali powstało zgromadzenie męskie i żeńskie redemptorystów, których dzisiaj wszyscy znamy głównie dzięki o. Rydzykowi. Pewnie się zastanawiacie, jakie tajemnice ukrywał hotelik pod nieco żenującą nazwą „Brama Raju”? Otóż okazuje się, że naprawdę miejsce to było w jakimś sensie przedsionkiem nieba, a wszystkie schody, które mnie tak umęczyły, schodami do nieba, ponieważ miejsce to było pierwszą siedzibą zgromadzenia redemptorystów. Okazało się, że do dziś jest tam kaplica, a także piekarnia z czasów św. Alfonsa i jego pierwszych towarzyszy! W Scali znajduje się również grota, w której często modlił się św. Alfons, wokół której pobudowano mały kościółek uczepiony skał. I właśnie w tej grocie, gdzie św. Alfons często miał widzenia Matki Bożej, sprawowałem Eucharystię dziękczynną w 22. rocznicę moich święceń kapłańskich 25 maja. A dzień później, kiedy jeszcze byliśmy w Scali przypadała rocznica kanonizacji św. Alfonsa (26 maja 1839 roku). I tak oto zupełnie niespodziewanie w moim życiu pojawił się nowy przyjaciel, Święty napotkany w miejscu dla niego szczególnym, w czasie, co do którego miałem zupełnie inne oczekiwania (zdradzę Wam, że nie było to jedyne tego typu spotkanie podczas zaledwie czterodniowych wakacji). Bo Pan Bóg jest dobry. Chce być z nami zawsze, na wakacjach też. I chce nas zawsze obdarować swoją obecnością. A z niej wynikają fantastyczne rzeczy!

Tekst i foto ks. Andrzej Antoni Klimek

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!