TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 20 Lipca 2025, 14:53
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

O prawie-biskupstwie młodzieży i grze zespołowej

O prawie-biskupstwie młodzieży i grze zespołowej
Rozmowa z ks. Piotrem Schewiorem, misjonarzem w Brazylii

ks. Schewior

Po Światowych Dniach Młodzieży gupy młodych ludzi z parafii poczuły się silniejsze i bardziej umotywowane do pracy misyjnej?

Księże Piotrze, od dłuższego czasu Czytelnicy „Opiekuna” nie mieli wieści z Brazylii, co słychać u księdza?
Ks. Piotr Schewior: Rzeczywiście przyznaję, że zaniedbałem korespondencję nie tylko z „Opiekunem”, ale również z innymi osobami, nawet tymi szczególnie mi bliskimi. Ostatnie 17 miesięcy były bardzo intensywnym okresem w moim życiu. Nasz biskup Sergio został przeniesiony do dwumilionowego miasta Manaus (gdzie miały miejsce 4 mecze w czasie Mundialu) i w ten sposób 18 lutego 2013 roku nasza prałatura została bez biskupa. Kolegium Konsultorów wybrało mnie jako administratora aż do objęcia naszej prałatury przez nowego biskupa. Stanie się to 21 września tego roku, bo 29 sierpnia ksiądz Fernando, wybrany przez Ojca Świętego na nowego ordynariusza, przyjął święcenia biskupie.

Na czym polegała praca administratora?
Bycie administratorem diecezjalnym wymagało ode mnie znacznie więcej wysiłku niż dotychczas. W końcu chodzi de facto o pełnienie funkcji biskupa diecezjalnego, z tą różnicą, że się nim nie jest. Jedną rzeczą jest bycie proboszczem i kierowanie parafią, zupełnie inną sprawą jest bycie administratorem z odpowiedzialnością za cały Kościół lokalny. Praca administratora polega na... administrowaniu diecezją, tzn. wiąże się z całą gamą trosk ekonomiczno-administracyjnych. Kwestie duszpasterskie mamy w miarę rozwiązane, ponieważ kierujemy się Dyrektorium duszpasterskim naszej prałatury i każdy proboszcz jest zobowiązany do wprowadzania go w życie, tak przynajmniej zostało postanowione na synodzie. A więc bycie administratorem to nie „potwór o siedmiu głowach”, niemniej wymaga zaangażowania, czasu i czegoś, co nazwałbym „obrotnością”. Jako administrator odwiedziłem również kilka parafii udzielając sakramentu bierzmowania, mianowałem dwóch proboszczów i wikariuszy. Oprócz tego musiałem rozwiązać różne kwestie administracyjne. Mimo że pełniłem funkcję z natury rzeczy przejściową, starałem się robić to jak najlepiej i zgodnie z duchem norm Prawa kanonicznego i przede wszystkim zgodnie z duchem Ewangelii, traktowałem to jako służbę mojemu lokalnemu Kościołowi. Było to dla mnie ogromne doświadczeniem wiary, doświadczenie Kościoła Chrystusowego. Miałem okazję dwa razy uczestniczyć w spotkaniu wszystkich biskupów Brazylii (jest ich około 350) w sanktuarium narodowym w Aparecida. Było to dla mnie coś nadzwyczajnego, uczestniczyłem w pracach tej konferencji i przede wszystkim.... słuchałem. Słuchałem ludzi mądrych, kochających Kościół i społeczeństwo Brazylii. I to mi pozostanie na zawsze.

Czyli wkrótce będziecie mieć nowego biskupa, co to oznacza dla Księdza dalszej posługi misyjnej?
Nasz nowy biskup należy do Zgromadzenia Misyjnego Księży św. Wincentego a Paulo zwanych księżmi lazarystami. To bardzo ważne, że biskup jest zakonnikiem misyjnym zważywszy, że nasza prałatura ma 280.000 km. kwadratowych (prawie terytorium Polski). Jednak na tym ogromnym obszarze mieszka tylko 180.000 ludzi, z czego 65% uważa się za katolików. Odległości są bardzo duże między miastami rozrzuconymi po dżungli amazońskiej. Wraz z przybyciem nowego biskupa stanę się ponownie człowiekiem „bardziej wolnym” i będę miał więcej czasu dla mojej parafii gdzie jestem proboszczem. Oprócz tego jestem również dyrektorem Caritas i na tym polu też będę bardziej dyspozycyjny dla naszych woluntariuszy. Nie znam osobiście nowego biskupa, zresztą nikt go nie zna. Jest on co prawda Brazylijczykiem, ale pochodzi z zupełnie innej części kraju. Nigdy nie był w naszej prałaturze, nie zna naszego miasta, ale ma dobrą wolą i chce poznać nasz region, służyć Kościołowi i prałaturze Tefé. Jeżeli będzie potrzebował mojej pomocy, pomogę mu we wszystkim, co będzie w zasięgu moich możliwości. Nie wiem jakie ma idee, co będzie chciał zrealizować i w jaki sposób, zostawiam to jemu i Bożemu działaniu.

Światowy Dzień Młodzieży, a później Mistrzostwa Świata w Piłce Nożnej to dwa wielkie, choć przynależące do różnych sfer życia, wydarzenia, które miały miejsce w Brazylii. Jak wygląda rzeczywistość po ich zakończeniu, jaki jest bilans zysków i strat?
Przede wszystkim chciałbym zauważyć zdziwienie w różnych stacjach radiowych i telewizyjnych, że podczas ŚDM policja nie odnotowała żadnej bójki, pijaństwa, aktów wandalizmu, czego, niestety, nie można było powiedzieć o Mundialu. Młodzi ludzie, którzy przyjechali do Rio de Janeiro, mieli inne cele, mieli wiarę i wyznawali inny system wartości. To właśnie zauważyli nawet  spikerzy w telewizji. Przybycie papieża było wielką zachętą dla młodych ludzi (których, dzięki Bogu, ciągle mamy w kościołach) do wyznania wiary w Jezusa w sposób publiczny, do stania się Jego uczniami i wysłannikami. ŚDM miały również wpływ na nasze życie parafialne w Tefé. Mieliśmy nasz tydzień misyjny. Nasza młodzież odwiedzała szkoły i domy z Biblią w ręku i przypominała o prymacie Boga w naszym życiu. Było to dla nas i przede wszystkim dla młodzieży ogromne doświadczenie. Symbole ŚDM, krzyż i ikonę Matki Bożej, zanieśliśmy do szkół, szpitali i więzienia. Chodziliśmy z tymi symbolami po mieście od parafii do parafii i w końcu statkiem zawieźliśmy je do sąsiedniej prałatury Coari, gdzie biskupem jest polski redemptorysta.

Kto więc skorzystał najbardziej ze spotkań z Ojcem Świętym?
Myślę, że ŚDM to ogromny zysk dla samej młodzieży, począwszy od możliwości przygotowywania się przez wiele lat i później przez uczestniczenie w tych spotkaniach. Z naszej parafii pojechały trzy osoby, jakaś grupa również na własną rękę. Z całej prałatury prawie 50 osób. Proszę zrozumieć: trzy osoby poleciały do Rio de Janeiro, w tym dwie dziewczyny, które nigdy nie widziały żadnego innego miasta, tylko i wyłącznie Tefé. One się wychowały w dwóch różnych osadach dżungli. Proszę sobie wyobrazić ich wrażenia: lot samolotem, miasto Rio de Janeiro, które znały tylko z telewizji i wreszcie trzy miliony młodych ludzi.... Kiedy papież przejeżdżał obok nich zadzwoniły do mnie z komórki, że są 30 metrów od papieża. My, którzy zostaliśmy w Tefé, przezywaliśmy bardzo głęboko spotkanie z Ojcem Świętym. Jego słowa: „Idźcie bez lęku, aby służyć” pozostały w naszych sercach. Ogromnym zyskiem ŚDM jest to, że wielu młodych ludzi zaczęło myśleć o Bogu i Kościele Jezusa Chrystusa. Papież powiedział im, że nie są sami, że Kościół i papież są z nimi, a Jezus Chrystus ukazuje im drogę i razem z nimi idzie. Czymś niesamowitym był dla mnie fakt, że po odlocie papieża do Rzymu, po Mszy św. w naszej katedrze przyszedł do mnie pewien młody człowiek i powiedział, że chce być katolikiem. Nasze grupy młodzieży, które mamy w każdej parafii, poczuły się silniejsze i bardziej umotywowane do pracy misyjnej. Ci młodzi ludzie często idą do innych młodych im znanych, zagubionych, żyjących w nałogach, aby im mówić o Bogu.

Czyli ciągle sporo młodzieży jest zagubionej i w niebezpieczeństwie?
Właśnie z myślą również o nich po zakończeniu ŚDM staramy się żyć duchem tego spotkania w naszej pracy duszpasterskiej z młodzieżą realizując tzw. POST-ŚDM (nie chodzi o poszczenie, ale o coś, co się odbywa PO ŚDM). Nie myślcie, że ŚDM zmieniły całkowicie młodzież brazylijską i Brazylię. Niestety nie. Mamy wielu młodych ludzi sięgających po narkotyki i alkohol, popełniających przestępstwa, zamkniętych w więzieniach, mamy młodych nie widzących głębszego sensu życia, którzy nawet nie widzą miejsca dla siebie w tym świecie. Są owocem mentalności konsumpcyjnej skierowanej na posiadanie i używanie tego świata, a także innych ludzi, dla własnego zysku i osobistej przyjemności. Jeżeli nie ma wiary w Boga, albo wiara i więź z Bogiem jest bardzo powierzchowna, to czego możemy od nich oczekiwać? ŚDM były przypomnieniem dla wszystkich młodych ludzi nie tylko o Bogu, ale i o wartościach religijnych.

A możemy mówić o jakichś negatywach, stratach?
Jeżeli chodzi o straty to ja ich nie widzę. Co prawda archidiecezja Rio de Janeiro w dalszym ciągu musi spłacać dość pokaźne długi, ale znając operatywność kardynała Orani Tempesta i hojność wiernych, na pewno sobie z tym poradzą. Jeżeli zaś chodzi o samo miasto Rio de Janeiro i państwo, to cóż... zarobili „na papieżu” mnóstwo pieniędzy z podatków. Papież przyniósł im zysk.

Nie mogę nie zapytać o Mistrzostwa Świata w piłce nożnej. Jakie są efekty tej imprezy, poza oczywiście wielkim rozczarowaniem sportowym?
Trzeba zdjąć czapkę z głowy przed narodem brazylijskim i organizatorami Mundialu, ponieważ bardzo ładnie przyjęli obcokrajowców i zorganizowali mistrzostwa. Jestem o tym przekonany. W Brazylii było mnóstwo protestów, jak wiemy, z powodu korupcji i kradzieży pieniędzy, które powinny mieć inne przeznaczenie. Miliony dolarów poszły do kieszeni prywatnych osób, firm, które budowały stadiony i organizowały Mistrzostwa. Społeczeństwo w swojej większości nie chciało Mundialu tylko z tego powodu. Brakuje pieniędzy na szkoły, na szpitale, podczas gdy wydaje się i kradnie olbrzymie sumy pod pretekstem Mundialu. Tego większość Brazylijczyków nie mogła przełknąć i mają oczywiście rację. Z pewnością goryczy dopełnił fakt, że Brazylia przegrała w fatalnym stylu dwa najważniejsze mecze z Niemcami i Holandią, ale to na pewno da do myślenia zarówno fanom piłki nożnej, jak i strukturom związku i jestem przekonany, że wyciągną słuszne wnioski. Pierwszym z nich jest przekonanie, że mieli gwiazdy, a nie mieli zespołu, a przecież piłka nożna to gra zespołowa.

Nie tylko piłka nożna to gra zespołowa, również praca misyjna potrzebuje koordynacji i wsparcia. Czy możemy się pokusić o konkretne wskazówki, jak ludzie w Polsce zainteresowani działalnością misyjną, czy chcący wspomóc misje, mogą realnie pomóc?
Myślę, że na pierwszym miejscu musimy sobie uświadomić, że cały Kościół jest misyjny i my do takiego Kościoła należymy od chrztu świętego. Jako chrześcijanie jesteśmy ludźmi szczęśliwymi i dlatego chcemy, aby inni poznali Jezusa i też byli szczęśliwi razem z nami. Właśnie dlatego należy mówić o Jezusie i potwierdzać wiarę w Niego życiem codziennym. Dalej, trzeba się modlić o powołania kapłańskie i zakonne męskie i żeńskie. Na misjach spotkamy setki sióstr zakonnych oddających swoje życie Bogu, służących ludziom prostym i biednym, pracujących w sierocińcach, domach starości, szpitalach, szkołach itd. Kiedy młodzi ludzie słyszą i widzą, że się modlimy o powołania kapłańskie, zakonne i misyjne, czują, że to coś bardzo ważnego dla Kościoła. A co do konkretów. W 2016 roku będziemy mieli w Polsce ŚDM. Już myślimy o nich i, niestety, musimy myśleć o kosztach z tym związanych. Podróż z Tefé do Krakowa i wydatki z tym związane to około 2.500 Euro. Być może uda nam się wysłać chociaż jednego reprezentanta z naszej parafii? Może nam jakoś pomogą diecezjanie kaliscy? Chcę w tym momencie bardzo serdecznie podziękować ks. biskupowi Edwardowi, biskupom seniorom Stanisławowi i Teofilowi, całej diecezji kaliskiej i wielu księżom za wsparcie materialne. Ks. Wojciechowi Przybylskiemu z Gołuchowa, ks. Dariuszowi Matusiakowi z parafii pod wezwaniem św. Marcina z Jarocina, wraz z parafianami, dziękuję za zorganizowanie Niedziel Misyjnych i za hojne ofiary wspomagające moją pracę. Pieniądze mi ofiarowane przeznaczę na budowę małego domku w jednej z osad w dżungli liczącej około 600 mieszkańców. W tym domu ksiądz, albo siostra zakonna będą mogli się zatrzymać w soboty i niedziele, aby realizować pracę duszpasterską. To duża osada i jest już „odwiedzana” od dłuższego czasu przez wyznawców Kościołów pochodzących z USA, otwarcie przeciwnych i zwalczających nasz Kościół katolicki.

Miejmy nadzieje, że tę myśl pomocy podchwycą grupy młodzieżowe z naszej diecezji. A czy Ksiądz myśli powoli o powrocie do kraju, czy raczej widzi siebie już do końca na misjach?
Obecnie nie myślę o powrocie do kraju. Pewnie któregoś dnia, mam nadzieję w dalekiej przyszłości podejmę decyzję o powrocie, jak wielu misjonarzy i misjonarek. Ale Brazylia mi się podoba, lubię dżunglę amazońską i czuję się tutaj bardzo dobrze. Widzę sens w tym co robię. Nie wiem ile czasu zostanę w Prałaturze Tefé. Kiedy tu przypłynąłem 6 stycznia 2007 roku w liczącym 60.000 mieszkańców mieście była tylko jedna parafia i dwie parafie bez księży poza tym miastem. Obecnie mamy cztery parafie w Tefé i wszystkie są obsadzone księżmi. Mamy nawet parafie z dwoma księżmi! A wiec myślę, że pewnego dnia nie będą mnie tu więcej potrzebowali, a i ja nie chciałbym przeszkadzać miejscowym księżom, jeśli będzie ich wystarczająca ilość. W końcu o to chodzi, aby mieć swoich kapłanów. Zobaczymy co powie nowy biskup.

Księże Piotrze, dziękuję za rozmowę i niech Bóg prowadzi, a Maryja i św. Józef chronią!

rozmawiał ks. Andrzej Antoni Klimek

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!