TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 29 Marca 2024, 11:31
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

O pieniądzach, które spadają z nieba

O pieniądzach, które spadają z nieba

„Światowe Dni Młodzieży są dla dzieci bogatych tatusiów - usłyszałam kiedyś. - Młodych nie stać normalnie na takie wyjazdy. Jeszcze jak są gdzieś blisko, jak w Kolonii chociażby, to pół biedy. Ale na przykład takie Sydney? Marzenie ściętej głowy dla większości”. Czy rzeczywiście?


Kilka miesięcy po Światowych Dniach Młodzieży w Denver w 1993 roku (na które nie pojechałam, bo nie dostałam amerykańskiej wizy) wpadła mi w rękę broszura wydana tuż po ich zakończeniu. Moją uwagę przykuł wówczas tekst o młodych z byłych republik Związku Radzieckiego, którzy bardzo pragnęli polecieć na spotkanie z Janem Pawłem II w Denver, mimo otaczającej ich przytłaczającej biedy. Zorganizowali się więc już rok wcześniej w różne grupy robocze. Jedni uprawiali warzywa i sprzedawali je na targu, zbierając środki na wyjazd w ten sposób. Inni tworzyli - jak byśmy dziś powiedzieli „mobilne” - trupy teatralne i wystawiali za niewielką opłatą teatrzyki dla dzieci. Jeszcze inni urządzali loterie fantowe. Byli też i tacy, którzy zdobywali środki, szukając sponsorów albo świadczyli drobne usługi typu mycie okien, czy podłóg w halach produkcyjnych. Zdumiewająca wydawała się wówczas przedsiębiorczość owych młodych, którzy mimo tego, że wyrośli w realiach zabijającego zmysł biznesu komunizmu, stworzyli swoiste przedsiębiorstwo zarobkowe. Później dowiedziałam się, że taką spontaniczną działalność zarobkową prowadzili efektywnie młodzi w wielu biednych krajach świata. Jednak zarabianie na wyjazd na ŚDM, dodajmy, że zarabianie, któremu zawsze towarzyszy wyraźne błogosławieństwo Boże, to nie jedyny sposób na zdobycie środków na światowe spotkanie z papieżem. 

Los na loterii

- Miałam 20 lat i bardzo chciałam pojechać na Światowe Dni Młodzieży do Rzymu w 2000 roku - opowiadała mi Ania z Łodzi. - Kilka miesięcy wcześniej zaczęłam zbierać na ten cel pieniądze pracując dorywczo. Kiedy uzbierałam całą sumkę, a stanowiło ją wówczas dokładnie 2000 złotych, zaczynały się wakacje i nadszedł czas, w którym trzeba było ją przekazać organizatorom wyjazdu. Bo, przypominam, że rzymskie ŚDM, odbywały się w sierpniu. Bardzo krótko przed wspomnianym terminem wpłaty, mój młodszy brat bardzo poważnie zachorował i konieczna była nie tylko operacja, ale i środki finansowe na nią. W dodatku natychmiast. Pochodzę z rodziny wielodzietnej, która zwykle z trudem wiązała koniec z końcem. Gdy mój brat zachorował, rodzice nie mieli żadnych oszczędności. Tata, wiedząc, że dysponuję dwoma tysiącami, poprosił mnie, żebym pożyczyła mu pieniądze. Dodał, że nie tylko mi je odda, ale zrobi wszystko, bym pojechała do Rzymu. Powiedziałam mu, że nie ma sprawy i że zdrowie mojego brata jest ważniejsze niż moje marzenia. I, że jeśli nie pojadę do tego Rzymu, to trudno, przeżyję to jakoś, żeby się mną nie martwił. Ale tata się zawziął. Brata poddano operacji, wyzdrowiał, a on próbował pieniądze na mój wyjazd pożyczyć, zarobić na przysłowiowym boku i tak dalej. Tyle, że nic mu z tego nie wychodziło. Któregoś dnia wpadł na pomysł, że skoro już znikąd nie może ich wziąć, to kupi kupon totolotka. Dodam, że wcześniej nigdy tego nie robił. Wygrał dokładnie 2000 zł. Wiem, że brzmi to mało wiarygodnie - śmieje się Ania - ale tak właśnie było! Pojechałam do Rzymu. To była historia, która pokazała mi, że Pan Bóg wszystko widzi, że się o mnie troszczy. I to nie jakoś tam teoretycznie, tylko bardzo konkretnie - dodaje. Doświadczenie Ani nie jest bynajmniej odosobnione. W 1995 roku młode małżeństwo z Konina również pragnęło wziąć udział w spotkaniu młodych z papieżem. W styczniu 1995 roku Światowe Dni Młodzieży odbyły się w Manili na Filipinach, jednak europejska młodzież, której nie było stać na aż tak odległą podróż, poprosiła Jana Pawła II o urządzenie swoistych „poprawin” Manili, na Starym Kontynencie. „Poprawiny” te odbyły się w pierwszej połowie września we włoskim Loreto. I to właśnie na spotkanie do Loreto, którego największym skarbem są cegły z domu Świętej Rodziny z Nazaretu, marzyli młodzi Koninianie. Tyle, że jak Ania, również nie mieli na to pieniędzy. - Modliliśmy się o nie - wspomina dziś Beata. - Myśleliśmy, że dostaniemy odpowiedź w postaci gotówki, po prostu, że ją zarobimy, albo dostaniemy. A tymczasem mój mąż kupił jakiś los na loterii, tak trochę bezmyślnie, w każdym razie bez żadnych planów i wygrał wysokiej klasy wieżę stereofoniczną. Bardzo kosztowną. Nie mieliśmy wątpliwości, co z nią robić. Sprzedaliśmy ją od razu i w ten sposób mieliśmy gotówkę na pielgrzymkę do Loreto.

Bezrobotna leci do Toronto

- Byłam na kilku spotkaniach papieża z młodymi świata - mówi Maja. - Początkowo pieniądze na nie dali mi rodzice, potem, kiedy byłam już na studiach, pracowałam we wakacje jako pracownik fizyczny i zarobiłam je. W roku jubileuszowym byłam już po studiach i po prostu je zapracowałam, ale jesienią 2001 roku, kiedy zaczęły się zapisy na wyjazd do Toronto i pierwsze na nie wpłaty, byłam na bezrobociu. Wiadomo, że im odleglejsze miejsce spotkania, tym większy koszt wyjazdu. Kanada była wówczas najdroższym wyjazdem ze wszystkich. Ale ponieważ wcześniej doświadczyłam w czasie ŚDM bezcennych wprost łask, nie wyobrażałam sobie nie lecieć do Toronto. Powiedziałam Bogu w modlitwie: widzisz, że bardzo chcę pojechać, jeśli Ty też chcesz, żebym tam była, pomóż mi znaleźć pieniądze. Przy czym, bo to ważne, dopuszczałam, że mogę nie pojechać. Zapisałam się na wyjazd będąc zarejestrowaną bezrobotną, w dodatku bez jakiejkolwiek wtedy perspektywy na pracę. To była późna jesień. W grudniu dostałam wiadomość, że pojawiła się szansa na zatrudnienie, a dokładnie w Sylwestra rano podpisałam umowę o pracę. Miałam więc stałą pensję. Później dostałam nawet jakąś premię. A jeszcze później, wzięłam kredyt. Tak, na ten wyjazd. Znajomi mówili, że zwariowałam, ale ja wiedziałam, że wszystko ze mną okej. Wolałam go wziąć i potem spłacać przez jakiś czas, niż nie polecieć. Spłaciłam go później. A doświadczenia z Toronto tylko utwierdziły mnie w przekonaniu, że było warto.

Tekst Aleksandra Polewska

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!