Nikt się nie rodzi fachowcem w sprawach wiary
Ponoć niektórzy rodzą się z buławą marszałkowską, a inni w mitrze biskupiej, ale to im się tylko tak wydaje.
Tak, moi drodzy, to nadal ja, ks. Paweł, którego czytaliście w rubryce „Bierzmowanie? Pomocy!”. Nie wiem, czy wam mówiłem, ale pochodzę z „normalnej” w moich czasach rodziny, czyli takiej, w której rodzice chodzili co niedzielę do kościoła i w sposób „automatyczny” przekazali ten obowiązek mi i moim braciom i żadnemu z nas przez myśl nie przeszło, by się temu sprzeciwiać. Oczywiście, czasami wychodziło się z domu do kościoła, ale trafiło się gdzie indziej. Na szczęście znalazła się jakaś wyrozumiała dusza, najczęściej koleżanki albo kolegi ministranta, która opowiedziała, o czym była Ewangelia i kazanie (nie było Internetu!) i można było po powrocie do domu „ściemnić” rodzicom, że się w kościele było. Mnie osobiście takie sytuacje zdarzały się raczej rzadko (ale się zdarzały) i zostałem księdzem, moim braciom zdarzały się częściej i, tak! tak! macie rację, nie zostali księżmi ;). Jednakże nikt z nas nigdy nie poddał w wątpliwość konieczności „chodzenia do kościoła” i wiedział, że rodzicom zależy na naszym dobru i że chodzenie do kościoła może być nudne, ale na pewno jest potrzebne. W naszej rodzinie nigdy nie modliliśmy się razem w domu, rodzice nie należeli do żadnej grupy w parafii, byli tradycyjnymi katolikami chodzącymi do kościoła co niedzielę, ochrzcili nas jako dzieci i to była norma. Kiedy staliśmy się dorosłymi ludźmi, ja chodzę do kościoła nie tylko co niedzielę, ale codziennie (no raczej, powiecie, jesteś księdzem), moi bracia raczej rzadko. Na pewno nie co niedzielę. Piszę o tym dlatego, żebyście wiedzieli, że jeśli z waszymi dziećmi nie jest najlepiej, gdy chodzi o praktykowanie wiary, to wcale nie znaczy, że to wasza wina. Tutaj nie ma żadnych pewników: przekazywanie doświadczenia wiary może wyjść i nie wyjść, albo - jak w moim przypadku - może wyjść w jednej trzeciej przypadków całkiem nieźle, a w dwóch trzecich tak sobie, mimo tych samych metod. Bo wiara nie jest rzeczą łatwą ani oczywistą. A po co to piszę?
Otóż, redaktor naczelny, zamiast podziękować mi za pracę, którą włożyłem w poprzedni cykl oparty o książkę Brandona Vogta o powrocie dzieci na łono Kościoła, doszedł do dziwnych wniosków. Najpierw stwierdził, sam nie mogę uwierzyć w tak łatwe wywieszenie białej flagi, że raczej nie uda się przyciągnąć do gazety, którą trzymacie w dłoniach, młodych, więc nie ma co udawać, że piszemy do młodych. To znaczy możemy pisać, ale oni tego nie czytają. W końcu naczelny jest specem od mediów, a nie ja, więc skoro tak mówi, to chyba ma ku temu podstawy. Natomiast uważa on, znaczy się naczelny, że w grupie czytelników na pewno są osoby, które boleją nad odejściem od wiary swoich dzieci, albo po prostu mają dzieci w wieku młodzieżowym i nie bardzo wiedzą, jak pomóc im w pozostaniu w Kościele i życiu wiarą. Nie potrafią z nimi rozmawiać o wierze. I doszedł do wniosku, naczelny, że ja mam im pomóc! Oczywiście powiedziałem, że wbrew ewentualnym plotkom, ja nie mam dzieci, więc skąd mam wiedzieć, jak… i tutaj naczelny przerwał mój wywód twierdząc, że poprzedni cykl cieszył się powodzeniem, były pozytywne odgłosy, czyli że nie jestem taki zielony w tych kwestiach. Jeszcze mi wszedł na ambicję, że tylko cieniasy się poddają bez walki. Nie wiem z kim on chce walczyć, no ale ok. W końcu przyjaciołom się nie odmawia, nawet jeśli przesadzają.
W ten oto sposób, drodzy czytelnicy, jedziemy dalej razem! Rozpoczynając od stwierdzenia, że nikt nie staje się fachowcem zaraz po urodzeniu. Nikt z nas nie jest fachowcem w sprawach swojej wiary, przecież w znakomitej większości przypadków ochrzcili nas jako niemowlęta i czasem niewiele więcej dali przez lata naszego młodego życia, a tym bardziej fachowcem od wychowania innych w wierze. Nawet ja, jako ksiądz, każdego dnia odkrywam coś nowego. O wierze. I tym będę się z wami dzielił, może to pomóc wam i waszym pociechom. A jeśli macie jakieś konkretne pytania, to zamieniam się w słuch. Ruszamy!
ks. Paweł
Zdjęcie: iStock
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!