Niepokój Tobiasza
Ślepota przyniosła Tobiaszowi nie tylko ciężar choroby. Nie mógł pracować. Tym samym nie był w stanie dostarczyć swej rodzinie środków potrzebnych na utrzymanie. W tej sytuacji z pomocą przyszedł mu Achikar. Okazał się prawdziwym przyjacielem.
Achikar przez dwa lata dzielił się swymi dochodami i utrzymywał rodzinę Tobiasza. To było znakiem opieki Boga, choć z pewnością godziło w męską ambicję Tobiasza. Jednak sytuacja radykalnie zmieniła się w chwili, gdy jego przyjaciel musiał opuścić Niniwę. Tobiasz i jego bliscy zostali zdani na samych siebie. Choroba nie cofnęła się. W tej sytuacji główny ciężar utrzymania spoczął na jego żonie Annie. Zgodnie ze swymi umiejętnościami podjęła się ona pracy robienia prządków. Dzięki temu mogła regularnie przynosić do domu pieniądze na codzienne wydatki. I choć rodzina Tobiasza nie opływała w luksusy to miała zapewnione środki na to co niezbędne. Tym samym Tobiasz znalazł się na utrzymaniu swej żony, ale to nie wynikało z jego wygodnictwa, czy lenistwa lecz z kalectwa. On niewątpliwie wolałby pracować dwa razy ciężej niż do tej pory i cieszyć się możliwością oglądania świata własnymi oczyma, niż jako ślepiec czekać na to, co przyniesie do domu jego małżonka.
Rozmyślanie nad losem
Kolejne dni upływały w jednostajnym rytmie. Codziennie Anna po wykonaniu domowych obowiązków siadała, by prząść, a potem wykonaną pracę odnosiła swym pracodawcom i wracała do domu z otrzymaną od nich zapłatą. Nie byli skąpi. Płacili regularnie, na miarę wykonanej pracy. Tobiasz natomiast miał wiele czasu, który wypełniały codzienne rozmyślania nad ludzkim losem. Wiedział co go spotkało, ale tego nie rozumiał. Ślepoty nie można było traktować jako nagrody za jego czyny. To kłóciło się z powszechnie przyjmowanym spojrzeniem na życie.
Hebrajczycy byli przekonani, że za dobro człowieka spotykało Boże błogosławieństwo. Oczekiwano go tu, na ziemi. Nie znano przecież prawdy o życiu wiecznym. Natomiast zło miało spotykać grzeszników. Tymczasem w życiu Tobiasza sprawy przebiegały na odwrót. Już wcześniej doświadczył niesprawiedliwości. Okazał miłosierdzie zmarłemu, a spotkało go prześladowanie. Wtedy jednak, choć po czasie, przyszła zmiana. Los się odwrócił. Ale teraz nic nie wskazywało na możliwość przemiany. Wydawało się raczej, iż do końca swych dni będzie musiał żyć z bielmem na oczach, zdany na łaskę i niełaskę innych. W takich chwilach wielu popadało w zwątpienie. Niekoniecznie odrzucali wiarę w istnienie Boga. Pełni niepokoju pytali samych siebie: czy istnieje jakaś sprawiedliwość, czy warto być w życiu dobrym i uczciwym, czy jest sens narażać swoje życie dla innych? Może lepiej poprzestać na minimum. Być dobrym człowiekiem, ale w żaden sposób nie narażać się czy ryzykować. Jednak Tobiasz, mimo tego, co go spotkało nie poszedł w tym kierunku. Nie zbuntował się przeciw Bogu i nakreślonym przez Niego zasadom. Choć nie rozumiał tego, co się wydarzyło to we wszystkim zdawał się na Boga. Przyjmował los jaki go spotkał, nawet gdyby miał być niezmiennym. Uważał, że zarówno on, jak i jego bliscy powinni pozostać uczciwi i wierni Prawu Bożemu. Nie przypuszczał, że to może przysporzyć mu dalszych kłopotów.
Koziołek w darze
Rzecz wiązała się z nietypowym wydarzeniem. Pracodawcy Anny pewnego dnia dostrzegli jej sumienność i rzetelność. Chcieli to w jakiś sposób wynagrodzić jej. A może dyskretnie postanowili wspomóc ją i jej rodzinę? Trudno dokładnie powiedzieć, co było tego powodem. W każdym bądź razie do zapłaty dodano jej koziołka. Nikt takim darem by nie pogardził. Przyniosła go zatem do domu i pozostawiła na podwórzu. Koziołek ciekawy nowego miejsca i obecnych tu ludzi ruszył ku Tobiaszowi. Idąc zaczął beczeć. Tobiasz słysząc jego głos zdumiał się. Nie mieli w obejściu takiego zwierzęcia. Nie możliwe, by Anna je kupiła, bo i za co. Skąd zatem się wzięło. Niepokój zaczął trawić jego sumienie. Pojawiły się skrupuły. Nie tyle, że nie ufał swej żonie. Ale może ludzie, którzy dali jej koziołka zdobyli go w sposób nieuczciwy. Jeśli tak, to nie tylko na jego rodzinę padnie cień niesławy, ale staną się współuczestnikami niecnego czynu. Swe wątpliwości wyraził głośno.
Anna wyjaśniła mu pochodzenie zwierzątka, ale jej nie uwierzył. Wezwał, by go natychmiast oddała. Teraz zaczął ją podejrzewać o dokonanie złego czynu. To napełniło jej serce goryczą. Podejrzenie zabolało bardziej niż gdyby ją uderzył. Dlaczego przypisywał jej niegodziwość? Dlaczego własne skrupuły przedkładał nad wzajemne zaufanie? To przelało czarę goryczy naznaczoną trudnym losem i podejmowanymi przez nią wysiłkami. Zapytała Tobiasza o sens jego dobrych czynów i składanych ofiar. Nie przyniosły skutku. Nie dały błogosławieństwa. Nie postawiły tamy nieszczęściu. Nie przywróciły mu zdrowia. Jeśli tak, to chyba w sercu lub życiu Tobiasza jest jakieś zło, które ukrywał. Oto zarzuca innym nieprawość, a tymczasem sam doświadcza na sobie konsekwencji grzechu. Szuka winy w innych, a nie w sobie. Tymczasem to, co go spotykało wskazuje, iż powinien zacząć do samego siebie.
Wołanie do Boga
Tak w gniewie i emocjach padły bardzo przykre słowa. Tobiasz słuchał ich w milczeniu. Zabolały. Ale też i zabolało to, że zwątpił w uczciwość swej żony. Jej próbował przypisać nieszczęście, jakie spotkało ich rodzinę. Gorycz wypełniła jego serce. Z jego wnętrza zaniósł ku Bogu modlitwę. Błagał Go o miłosierdzie. Przepraszał za winy przodków. Wołał do Boga litościwego i sprawiedliwego. Widział też swe winy. Prosił o przebaczenie. Ufał, że Bóg mądrze kieruje jego życiem. Jednak nie radził sobie z bólem, który go spotyka. Był on ponad miarę jego możliwości. Te doszły do kresu. Dlatego prosił Boga, by przeciął nić jego życia. Czy nie cenił tego daru? Nie. Znał jego piękno. Jednak nie potrafił żyć tak jak teraz. I nie widział innego sposobu, by przedstawić Stwórcy ogrom swego cierpienia niż przez tak wyrażoną prośbę.
Miał nadzieję, że swą bezradnością poruszy serce Boga. Czuł, że znalazł się na dnie bólu. Sam nie był w stanie się z niego wydostać. Nie chciał w nim pozostawać do końca swych dni. Prosząc o śmierć nie gardził życiem, ale błagał o zdjęcie z niego bezmiaru cierpienia. Mówił o swej bezradności i samotności.■
Tekst i zdjęcie ks. Krzysztof P. Kowalik
Książka: Śladami Jezusa - wędrówki po Ziemi Świętej
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!