Niebezpieczeństwo zacierania granic (cz. 3)
Obecnie lansowany jest pogląd, według którego wszystkie kultury są sobie równe, nie ma kultur uprzywilejowanych oraz istnieje też między nimi płynna wymienność. Jan Paweł II był innego zdania i wyraził je w encyklice o Apostołach Słowian.
Misja wśród Słowian, jak podkreśla encyklika, łączyła się dla Braci z wielorakim wyrzeczeniem i zgodą na radykalne zmiany w życiu. Była nią najpierw decyzja, aby porzucić zaszczytne stanowiska i umiłowaną kontemplację. Ale większej jeszcze odwagi wymagało wyjście poza obręb kultury, w której wzrośli i z którą dogłębnie się utożsamiali.
Wyższość kultury chrześcijańskiej czy równość z poganami?
Św. Cyryl i Metody świadomi byli znaczenia służby, której się poświęcili na obczyźnie, bo znali wartość kultury ojczystej: ,,Chociaż słowiańscy chrześcijanie, bardziej niż inni, chętnie nazywają Braci «Słowianami z serca», to jednak pozostaną oni ludźmi kultury hellenistycznej i wykształcenia bizantyjskiego, ludźmi należącymi we wszystkim do tradycji chrześcijańskiego Wschodu, tak państwowej, jak i kościelnej’’ (n. 12). Jest rzeczą wymowną, że Ojciec Święty, sam Słowianin, rozmiłowany w ojczystym języku i literaturze, w dziejach polskiego ducha i umysłowości, nie ukrywa, że u zarania nowej, powstającej w wyniku ewangelizacji Europy, nasi przodkowie nie dysponowali odpowiednimi atutami, aby wytrzymać porównanie z krajami od dawna chrześcijańskimi.
Papież, wbrew może modnej teraz manierze wszechobecnej poprawności, pisze o tym, czego świadomość mieli też bohaterowie encykliki. Kultura i poziom społeczeństwa, z którego pochodzili i wyszli misjonarze Słowiańszczyzny były pod każdym względem wyższe od owej sfery barbaricum, ku której podążyli. Św. Cyryl i Metody nie narzucali ewangelizowanym ludom ani języka greckiego i kultury bizantyjskiej, ani zwyczajów czy sposobów postępowania rodzimego społeczeństwa, ,,w którym wzrośli, i które siłą rzeczy musiały być im bliskie i drogie’’. Tym niemniej ten język, kultura i zwyczaje odznaczały się niewątpliwą ,,wyższością’’ (n. 13).
Zadanie głoszenia Słowa Bożego i zakładania Kościoła w państwie Rościsława ,,oznaczało wyjście z obrębu Cesarstwa bizantyjskiego i podjęcie długiego pielgrzymowania w służbie Ewangelii wśród ludów, które pod wieloma względami były dalekie od systemu współżycia opartego na rozwiniętej organizacji państwowej i wyrafinowanej kulturze Bizancjum, przesiąkniętej chrześcijańskimi zasadami’’ (n. 8). Taka ocena mocno odbiega od lansowanego aktualnie, jeśli nie przeważającego wręcz poglądu, według którego wszystkie kultury są sobie równe, nie ma kultur uprzywilejowanych, istnieje między nimi łatwa i płynna wymienność, a jeśli już trzeba by kogoś wyróżniać, to faworyzować należałby kultury mniej zaawansowane. Papież jest innego zdania. Świat bizantyjski, bez uciekania się do pokusy relatywizacji, postrzegać należy jako ,,oparty na rozwiniętej organizacji państwowej oraz wyrafinowanej kulturze’’, w dodatku ,,przesiąknięty’’ zasadami chrześcijaństwa. Wydaje się, że istnieje powinność, aby w epoce ,,inkulturacji’’, globalizacji i uniformizacji pamiętać o uprawnionym porządku w dziedzinie kultur. Dzięki temu uniknie się niebezpieczeństwa zacierania granic i rozmywania wszelkich tożsamości.
Polemika w obronie ludów
Inną kwestią jest prawomocność i ważność odrębnych rytów. Święci Bracia byli przekonani, że tworzenie liturgii w nowym języku, w tym wypadku słowiańskim, jest zabiegiem dopuszczalnym, wskazanym i wynikającym ze starodawnego stanowiska i praktyki Kościoła. Od początku, od czasów apostolskich prawomocnie istniały w Kościele powszechnym lokalne liturgie i obrządki (nawet tak egzotyczne, jak malabarski w Indiach, związany z osobą św. Tomasza, apostoła), w których służba Boża była sprawowana w kolorycie odpowiednim dla danej kultury. W Wenecji, gdzie spierał się ze zwolennikami większej jednolitości, Konstantyn-Cyryl powoływał się na rozmaite ludy i narody, których samo nazewnictwo przedstawia się ,,malowniczo’’. Wspomniał nie tylko Ormian, Persów, Arabów, Egipcjan czy Syryjczyków, ale np. Abazgów, Sugdów, Iberów, Gotów. Awarów, Tursów, Chazarów. Wszyscy oni cieszyli się własną tradycją modlitewną i liturgiczną, można powiedzieć, kulturową autonomią, której pieczołowicie i zazdrośnie strzegli. Czyż zresztą już w dniu Zesłania Ducha Świętego zebrani w Jerozolimie pielgrzymi nie słyszeli, że Apostołowie w ich własnych językach przepowiadali wielkie dzieła Boże (magnalia Dei)?
Konstantyn Filozof był pewien, że każdy język służyć może do wyrażania w nim prawdy objawionej i głoszenia chwały Bożej. Na poparcie swego stanowiska przytaczał liczne teksty Pisma Świętego Starego i Nowego Testamentu, wśród nich cytaty, które w dużej ilości znaleźć można w Księdze Psalmów (np. ,,Chwalcie Boga wszystkie narody’’). Argumentował, przypominając słowa Pana Jezusa o Bogu, którego słońce wschodzi i deszcz spada na wszystkich ludzi. I ganił adwersarzy mówiąc: ,,Jakżeż (…) nie wstydzicie się uznawać tylko trzy języki (hebrajski, grecki i łaciński) – a wszystkim innym ludom i językom kazać być ślepymi i głuchymi? Powiedzcie mi, czy Boga uważacie za tak słabego, że tego dać nie może, czy za tak zawistnego, że nie chce?’’ Istotnie, według „Żywotu Konstantyna”, gdy język Słowian zabrzmiał w liturgii, niczym w przepowiedni biblijnego proroka ,,otwarły się uszy głuchych, aby słuchać słów Pisma Świętego, a język bełkocących stał się wyraźny’’. Język nabiera zawsze znaczenia i godności, jeśli służy rzeczom wartościowym i szlachetnym, jeśli staje się narzędziem rozumnej służby Bożej, drogą komunikacji człowieka z jego Stwórcą. W artykule powrócimy jeszcze do sprawy uderzającego podobieństwa wypowiedzi św. Cyryla ze sposobem myślenia samego Jana Pawła II, ujawnionym wspaniale w Gnieźnie w czerwcu 1979 roku.
Zasady powstawania liturgii
Co do legalności poszczególnych lokalnych obrządków liturgicznych przyznać trzeba, że św. Cyryl miał zupełną słuszność, gdy zabierał głos na ich temat. Kościół od początku akceptował ich zróżnicowanie i przyjmował je z szacunkiem jako rozległe i piękne bogactwo składające się na jego powszechność. Na przykład wydanie Mszału Rzymskiego z 1570 roku łączyło się z zatrzymaniem jako dalej możliwych do obowiązywania lokalnych tradycji kultu Bożego, o ile mogły się one wykazać rodowodem sięgającym co najmniej do czasów sprzed epoki reformacji (200 lat wstecz). Warunek był jeden: musiały się one ukształtować w sposób naturalny, jako owoc działalności Apostołów, prawowitych i wybitnych pasterzy i nauczycieli, a także, w odpowiednim stopniu, zmysłu wiary (sensus fidei) i pobożności ludu Bożego.
Wreszcie, po spełnieniu właściwych kryteriów, całość danej tradycji można było uznać za rzeczywiście pochodzącą z natchnienia Bożego oraz inspiracji Ducha Świętego (pamiętajmy, że Joseph Ratzinger/Benedykt XVI uważał prawomocną liturgię za nośnik objawienia!). Tym wymogom dzieło Braci Sołuńskich odpowiadało w zupełności. Było wprawdzie rezultatem ich osobistego trudu (poniekąd inwencji), ale zaakceptowane zostało przez apostolskie Kościoły w Rzymie i Konstantynopolu i spontanicznie, z radością przyjęte przez ewangelizowaną społeczność. W procesie powstawania liturgii te dwa kierunki muszą bezwzględnie się spotykać i łączyć: ,,odgórne’’ działanie prawodawcze, które odpowiada na oddolne, kształtujące się w ciągu dekad i wieków czynności Kościoła, organizującego modlitwę publiczną narodów zgodnie z dogmatem wiary oraz ludzką wrażliwością.
Tekst ks. Piotr Jaroszkiewicz
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!