TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 27 Sierpnia 2025, 11:57
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Nie kapitulujmy

Nie kapitulujmy 

Kilka dni temu we włoskiej Lombardii w miejscowości Marnate odbył się pogrzeb 24-letniego chłopaka Luki Re Sartù. Przyczyną śmierci młodego chłopaka była infekcja bakteryjna, której nabawił się kilka dni po powrocie ze Światowych Dni Młodzieży w Lizbonie.
W całej miejscowości ogłoszono żałobę, Mszę odprawił mediolański biskup pomocniczy Luca Raimondi, a dzień przed pogrzebem do matki zmarłego zadzwonił papież Franciszek. Biskup Raimondi tak zrelacjonował odczucia pogrążonej w smutku, ale podniesionej na duchu matki: „Dosłowne słowa mamy brzmiały: «kiedy się z nim Ksiądz Biskup zobaczy, niech mu podziękuje, ponieważ doświadczyłam od niego niesamowitej życzliwości. Wzruszał się ze mną, płakał ze mną, a przede wszystkim był jak ojciec, tzn. pocieszał mnie, jakby był moim tatą». Bardzo, bardzo ją to poruszyło. Papież zadzwonił do niej w czwartek wieczorem. Sama mi to potwierdziła. A potem na cmentarzu, tuż przed pochówkiem, opowiedziała mi wspomnianymi słowami o wspaniałej uwadze, jaką Franciszek jej poświęcił z dużą dozą ojcostwa. Byli razem wzruszeni. Papież podzielał wręcz łzy tej kobiety. To mnie uderzyło. To bardzo piękne”. Luca był bardzo lubiany i bardzo zaangażowany w życie Kościoła, należał do Akcji Katolickiej, a na ŚDM pojechał z osobistej potrzeby serca twierdzą ci, którzy go znali. Niejako potwierdzeniem tego jest fakt, jak wielu młodych przybyło na ceremonię pogrzebową, wielu z nich przerywając własne wakacje czy urlopy. Można powiedzieć, że ten pogrzeb był świętem.


Śmierć w tak młodym wieku jest zawsze dramatem, ale jakże inaczej jest on przeżywany, kiedy się go przeżywa w kontekście wiary, gdzie nawet papież, jak ojciec, łączy się we łzach, ale też jest tyle nadziei, dzięki wierzącej młodzieży, która przybyła pożegnać swojego rówieśnika. Młodzieży, która zaśpiewała mu hymn ŚDM z Lizbony i obiecała mu wraz z biskupem, że kiedy pojadą za dwa lata na świętowanie Jubileuszu młodzieży w Rzymie, będzie w cudzysłowie ich patronem i będzie im towarzyszył z nieba. Piszę o tym dzisiaj dlatego, bo widzę jakąś kontynuację tego, co napisałem przed dwoma tygodniami, kiedy zachęcałem młodych, aby się tak „nie rwali” do pracy zarobkowej, aby korzystali z pięknych rzeczy, do jakich mają prawo w swojej młodości, jeśli są w ich zasięgu, takich jak ŚDM, czy pielgrzymka piesza na Jasną Górę. I 24-letni Luca przychodzi dzisiaj jako przykład tego, który zdążył, który przeżył coś wielkiego i wspaniałego, a było to możliwe również dlatego, że był zaangażowany w Kościół. Był częścią jakiejś wspólnoty. Ja absolutnie odrzucam taką myśl, że młodzi dzisiaj nie potrzebują wspólnoty, albo że wystarczy im ta wirtualna. Sam jestem często bezradny, ale trudno mi zrozumieć, kiedy widzę jak księża i rodzice zupełnie biernie reagują na fakt, że chłopak czy dziewczyna „odpuszcza sobie” parafialną wspólnotę młodzieżową, scholkę czy ministranturę. No bo przecież nie można ich do niczego zmuszać, prawda? Prawda, ale nie przestawajmy być, tymi, którzy się troszczą i którym zależy. Podoba mi się tok myślenia ks. Zbigniewa Pawła Maciejewskiego, który co prawda nie chce polemizować z pięknym wierszem ks. Twardowskiego „Nie przyszedłem pana nawracać”, ale... jednak trochę z nim polemizuje: „Jeśli mam polemizować to z myślą, która niezależnie od intencji poety zaczęła się wiązać ze zdaniem „nie przyszedłem pana nawracać”. Jest to myśl kapitulancka, myśl która rezygnuje z wszelkich prób wpływu na innych, przekonania ich, nazwania pewnych rzeczy po imieniu. W takiej postawie rezygnuje się z niektórych tematów, z niektórych słów, inne słowa się przytępia albo zastępuje łagodniejszymi zwrotami. Wszystko zostaje przykryte woalką, byle tylko nie urazić człowieka, nie zakłopotać go, nie zdenerwować, nie postawić go w trudnej sytuacji. Już nie nauczanie, ale tylko świadectwo. Już nie świadectwo, ale przykład. Już nie przykład (bo to może kogoś zawstydzić), ale modlitwa tylko”.

Podczas pieszej pielgrzymki na Jasną Górę widziałem tyle dobra, zaangażowania i serdeczności w ludziach młodych, którzy szli obok mnie. Tyle radości i energii. Nawet potrafili wytrzymać dłuższy czas bez telefonów. Bo to wszystko jeszcze ciągle w nich jest, tego są olbrzymie pokłady, nawet oni sami momentami byli zaskoczeni. Tylko oni czasami myślą, że to nie oni tacy są, ale to ten klimat pielgrzymki. Skończy się pielgrzymka skończę się lepszy ja. Nieprawda! Pielgrzymka tylko pomogła im siebie uzewnętrznić. Zaprośmy ich do wspólnot, które pomogą ducha pielgrzymki podtrzymać. Nie wahajmy się pomagać im odkrywać samych siebie. Nie kapitulujmy w imię... No właśnie w imię czego?

 

Ks. Andrzej Antoni Klimek

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!