TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 06 Września 2025, 03:12
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Niczym siedem sakramentów śladami św. Franciszka - pielgrzymka Opiekuna do Włoch

Niczym siedem sakramentów śladami św. Franciszka

sacro

Procesja z bazyliki do kaplicy Stygmatów na wzgórzu La Verna

„Patrzyłam na przepiękny widok, jaki się rozpościerał przed moimi oczami z Sacro Speco i cieszyłam się ciszą i spokojem. Obok mnie młoda dziewczyna nuciła jakąś piękną piosenkę po włosku. Gdzieś zza pleców dochodziły do mnie jedynie ciche odgłosy kroków przechodzących ludzi. I tak sobie myślałam, że to może św. Franciszek przechodzi za moimi plecami...”

Takimi wrażeniami podzieliła się ze mną jedna z pielgrzymkowych sióstr i ja się jej wcale nie dziwię. Sam kilkakrotnie niemal fizycznie czułem obecność św. Franciszka w miejscach, które Bóg pozwolił nam odwiedzić. Jak napisałem we wstępniaku w poprzednim numerze, przeżycie momentu kanonizacji było niesamowite mimo trudności, a może właśnie dzięki trudnościom. I było najważniejsze w naszej pielgrzymce. Ale bez tego „dotknięcia” tajemnicy św. Franciszka, ta pielgrzymka byłaby znacznie uboższa. No i nie byłaby jedyną w swoim rodzaju. Przyznam się, że miałem trochę wątpliwości na początku, jeszcze na etapie tworzenia programu z ks. Dariuszem Kwiatkowskim. No bo ruszać na pielgrzymkę śladami św. Franciszka i ominąć Asyż? Moje najukochańsze miejsce na świecie? Jednak w Asyżu byliśmy podczas pielgrzymki beatyfikacyjnej, wiadomo było, że będą tam – jak zawsze – ogromne tabuny ludzi, a miejsc naznaczonych obecnością Biedaczyny z Asyżu jest tak wiele, że i tak wszystkich nie „dotkniemy”... I w ten sposób ostatecznie zdecydowaliśmy się na siedem cudownych miejsc św. Franciszka.

Sacro Speco: woda w wino

Dzień wcześniej byliśmy w Rzymie i oprócz mieszkańców było nas tam około miliona! Nie powiem, trochę był ścisk... Dlatego kiedy z samego rana w poniedziałek docieramy do Sacro Speco w pobliżu miasteczka Narni, aż się nie chce wierzyć, że może być takie miejsce, niemal puste i tak pełne spokoju. Franciszek przybył tu niemal 801 lat przed nami i stwierdził, że pobenedyktyński klasztor może być świetnym miejscem na duchowy odpoczynek. I właśnie to wszystko, co franciszkańskie można tu znaleźć do dziś: mistykę, poezję, miłość i pokój. Oprócz nas jest tu kilka młodych osób, które najwyraźniej odbywają jakąś formę rekolekcji. Nie rozmawiają, modlą się, kontemplują, jedna dziewczyna siedzi na murku i cicho śpiewa (pięknie). My, niestety, jakby trochę mniej w kontemplacji. Co chwila ktoś do mnie podchodzi i pyta: „A gdzie jest ten kasztanowiec, co to wyrósł w miejscu gdzie Franciszek wbił ten kostur, którym się podpierał? Co?? Na górze? Kurka wodna! Nie zauważyłem! Muszę zrobić zdjęcie! To ja się szybko wrócę! Zdążę?”
Właśnie, oprócz wspomnianego kasztanowca, groty, w której modlił się św. Franciszek (nazwa Sacro Speco, czyli Święta Grota jest wspólna dla wielu miejsc, w których św. Franciszek upatrzył sobie takie właśnie szczeliny pomiędzy skałami, gdzie spędzał nieraz nawet całe noce), tutaj właśnie miał mieć miejsce cud przemiany wody w wino. Chory Franciszek miał poprosić o wino, a kiedy powiedziano mu, że nie mają, nakazał zaczerpnąć wody ze źródła, która stała się winem. Takie rzeczy to tylko Pan Jezus. No i jeszcze Franciszek. Bardzo się tu modliłem, aby Jezus pomagał nam przemieniać wodę naszych dobrych intencji w wino dokonań. Bo ciągle gdzieś w pół drogi się zatrzymujemy, a właściwie na samym jej początku. Niby chcemy się dać pociągnąć tym miejscom św. Franciszka, przeżyć nasze rekolekcje, uczyć się od niego, ale zdjęcie trzeba zrobić i na gorąco wymienić uwagi... „A gdzie ta studnia była, co z niej wzięli wodę i stała się winem? W tym wirydarzu? Muszę tam lecieć, bo nie mam zdjęcia...”
Ale też wielu z nas chciało tam pozostać, choćby i cały dzień...

Greccio: nie był księdzem???

W roku 1223 ?św. Franciszek, będąc pod wrażeniem swojej modlitwy przy relikwiach żłóbka w Bazylice Santa Maria Maggiore w Rzymie, najpierw poprosił papieża Honoriusza III o zgodę, a następnie udał się do Greccio, gdzie mieszkał jego dobry przyjaciel Giovanni Velita, aby tam świętować Boże Narodzenie inaczej niż dotychczas. „Byśmy dogłębnie uświadomili sobie to, w jakich warunkach przyszło na świat Boże Dziecię i wszystkie te niewygody musiało znosić, jak np. to, że leżało w żłóbku na sianie pomiędzy wołem a osłem, chciałbym odtworzyć to wszystko bardzo wyraziście. Dokładnie tak, jakbym to widział na własne oczy” - taka była wola św. Franciszka. I tak się stało. Św. Franciszek kochał Boże Narodzenie i uważał, że w tym dniu nawet ściany domów należy nacierać słoniną, jeżeli same nie mogą spożyć świątecznego mięsa. Ktoś z naszych w Greccio bardzo się zdziwił, kiedy dotarło do niego, że Franciszek nie był księdzem, a jedynie diakonem. Chciał, aby w zakonie wszyscy byli równi. Aby nikt się nie wywyższał. Ale przede wszystkim chciał zachować w sobie postawę dziecka, postawę dziecięctwa. Dziecka, które wie, że wszystko ma za darmo od ojca. O to się modliliśmy w Greccio dla nas wszystkich, i dla tych którzy nas prosili o modlitwę: o pokorę i postawę dziecięctwa. Aby tak, jak Franciszek stawał się dzieckiem z Dziecięciem, tak każdy z nas pamiętał, że wszystko mamy za darmo od Ojca, który nas kocha.

Fonte Colombo: tak się nie da żyć!
Tutaj Franciszek napisał regułę zakonu, która nie przypadła do gustu jego współbraciom. Widzieliśmy to na płaskorzeźbie: Franciszek dyktuje regułę Leonowi, Leon pisze, a bracia prowincjałowie się buntują. Na to wszystko przychodzi Pan Jezus i mówi: „Franciszku, nic, co jest w tej regule, nie pochodzi od ciebie, tylko jest Moje”. Pan Jezus ukazał się na drzewie, które zwaliło się w XVII wieku i sporządzono z niego płaskorzeźbę, o której mowa. W ziemi pozostał tylko pień (i teraz pewnie niektórzy z uczestników naszej pielgrzymki rwą sobie włosy z głowy: „Przecież ja nie widziałem tego pnia! Gdzie on był?”). Ale najbardziej szokujące jest to, że bracia Franciszka twierdzili, że nie da się żyć według tej reguły! Kiedy pierwsza jej wersja nie została zatwierdzona przez papieża, Franciszek dyktuje drugą wersję, a jego najbardziej zaufany brat Eliasz, który wówczas pełnił funkcję przełożonego po prostu... gubi tekst reguły! I właśnie w Fonte Colombo Franciszek pisze ją jeszcze raz, a bracia prowincjalni przybyli tu za nim, żeby jeszcze czegoś bardziej surowego nie wymyślił! I wtedy ukazuje się Jezus i mówi, że reguła jest od Niego. Opiera się ona na trzech cytatach z Ewangelii, bo Franciszek chce żyć Ewangelią i chce żyć w zgodzie z Kościołem. Żyć Ewangelią i żyć w zgodzie z Kościołem, nawet jeśli nie wszystko układa się dobrze. Franciszek w Fonte Colombo poddał się również operacji oczu (biskup go zmusił, a Franciszek był posłuszny), niestety nieskutecznej, ale przecież zawsze widział to, co najważniejsze. My natomiast choć mamy zdrowe oczy, nie potrafimy dostrzec tego, co najważniejsze. Widzimy to, co chcemy widzieć.

Poggio Bustone: buongiorno dobrzy ludzie!
Tak naprawdę to już zwątpiliśmy, że uda nam się dotrzeć do Poggio Bustone. Padał deszcz, wiedzieliśmy, że o 19.00 wszystko będzie zamknięte, a droga była kręta i mgła odbierała nadzieję choćby na piękne widoki. Bo wszystkie miejsca, które Franciszek wybierał na swoje pustelnie i miejsca modlitwy, zapierają dech w piersiach przez widoki, które się z nich rozciągają. A jednak się udało! Króciutka wizyta i modlitwa w miejscu, do którego Franciszek przybył z sześcioma braćmi, i z którego, kiedy doszło dwóch nowych, po raz pierwszy rozesłał ich po dwóch na cztery strony świata, aby głosili pokój. Tu Święty przyznał się publicznie w kazaniu, że jadł słoninę w poście i tutaj otrzymał od Boga zapewnienie, że będą mu przebaczone jego grzechy, a jego zakon rozprzestrzeni się po świecie. Bo on wcale nie miał pewności! Ten rys franciszkowej niepewności i pojawianie się Anioła, aby go pocieszyć, szczególnie nas zadziwił, już w Sacro Speco, a także tutaj. Co nam zostało z tego miejsca? Podobno Franciszek kiedy tu przybył, wszystkich witał: „Dzień dobry dobrzy ludzie”. Po dziś dzień mieszkańcy Poggio Bustone są dumni, że Franciszek nazwał ich „dobrymi” i w jego święto 4 października wysłannik miasta z bębnem chodzi od domu do domu i pozdrawia ludzi jak Franciszek ponad 800 lat temu. I my też zaczęliśmy się tak pozdrawiać. Niektórzy (jak ks. Alfred) nawet nauczyli się włoskiej wersji: „Buongiorno, buona gente!”

Gubbio: wariaci, wilk i zakrystia

W Gubbio nasza przewodniczka mówiła nam wiele o sławie wariatów, jaką cieszą się mieszkańcy tego ślicznego miasteczka, którzy kiedyś poszli nawet do papieża z pytaniem, dlaczego choć w ich mieście jest kilka szpitali, nie ma  żadnego ośrodka dla psychicznie chorych. Papież miał odpowiedzieć, że gdy chodzi o Gubbio, wystarczy zamknąć jego bramy i nikogo nie wypuszczać na zewnątrz, bo to jeden wielki dom wariatów. Ale nas bardziej interesują związki miasta ze św. Franciszkiem. Jest zima 1206 roku i biedny z własnego wyboru Franciszek wyrusza z Asyżu do Gubbio, gdzie od zawsze miał wypróbowanych przyjaciół, pośród których był również Federico Spadalonga. To właśnie Fryderyk przyjął go w swoim domu, ubrał i nakarmił. Później Franciszek przeniesie się do szpitala dla trędowatych, którym będzie usługiwał. Chociaż powszechnie uważa się, że kluczowym momentem nawrócenia św. Franciszka było doświadczenie Jezusa przemawiającego do niego z krzyża w kościółku San Damiano, to jednak sam Franciszek uznał za najważniejsze spotkanie z trędowatymi w Gubbio. Ważnym miejscem w Gubbio jest kościół jego imienia, w którym już w 1256 roku była sprawowana liturgia, choć ukończono go nieco później. Co ciekawe, najistotniejszym dzisiaj miejscem jest... zakrystia, bo jak wynika z wykopalisk archeologicznych, to właśnie tutaj znajdowało się miejsce, gdzie przez kilka miesięcy znalazł schronienie Biedaczyna z Asyżu. Z Gubbio zapamiętamy również wilka, który był „straszny i dziki, pożerał nie tylko zwierzęta, lecz i ludzi, tak że wszyscy mieszkańcy w wielkim żyli strachu”. Św. Franciszek postanowił pomóc ludziom, ale również wilkowi, ku któremu bez obaw wyszedł, pobłogosławił go i pouczył. I od tej pory skończyły się problemy i dla ludzi i dla wilka. Nasza przewodniczka uważa, że mogło chodzić o korupcję, która była dużym problemem tamtych czasów (nie tylko tamtych), a Franciszek swoją postawą miał pomóc w jej ukróceniu. Dla nas pozostanie w pamięci spotkanie z cierpiącymi, które przemieniło Franciszka, a także wartość prawdziwej przyjaźni. Dobrze mieć takiego Fryderyka zawsze w odwodzie...

La Verna: czy ja się nie pomyliłem?

Być może najpiękniejsze miejsce. Franciszek La Vernę uznał za swoją ukochaną górę i tam najpełniej zjednoczył się z cierpiącym Chrystusem poprzez stygmaty. Tym, co mnie szczególnie uderza podczas całej naszej pielgrzymki śladami Franciszka, są jego wątpliwości. Tutaj na La Vernie Franciszek nadal pyta Jezusa: „Czy ja się nie pomyliłem?” Chciał żyć pięknem i prostotą Ewangelii, a tymczasem wokół niego zgromadziło się już z pięć tysięcy braci, z których część nie ma zamiaru żyć regułą, którą Jezus mu podyktował. Ale Jezus zapewnia, że jego zakon przetrwa aż do dnia sądu i że ma się nie martwić, że część braci nie przestrzega reguły. Jeszcze objawia Jezus Franciszkowi, że skały na La Vernie popękały w momencie Jego śmierci na Golgocie. Tutaj rozmawia z Franciszkiem Maryja i aniołowie go pocieszają. Znowu.
14 bądź 15 września 1224 roku podczas ostatniego pobytu na La Vernie podczas postu ku czci św. Michała Archanioła Franciszek otrzymał stygmaty. Od 1432 roku zakonnicy mieszkający w konwencie La Verna codziennie o godzinie 15.00 po modlitwie brewiarzowej ruszają w procesji z bazyliki Wniebowzięcia do kaplicy Stygmatów. Legenda mówi, że raz się zdarzyło pewnego zimowego dnia, że braciom nie chciało się iść na procesję. Dzień później zauważyli na śniegu ślady... zwierząt, które zamiast nich poszły do kaplicy Stygmatów. Od tego dnia nie zaniedbali już tej procesji.
Mieliśmy możliwość uczestniczyć w tej niesamowitej ceremonii. Choć nie rozumieliśmy tekstów modlitw po łacinie, to jednak czuliśmy mistycyzm miejsca i sytuacji. Również tutaj, chciałoby się zostać na dłużej. Może kiedyś Franciszek znowu nas tam przyprowadzi, a tymczasem tutaj kończy się nasze chrześcijańskie wtajemniczenie w „sakramenty” obecności Franciszka.

Zaraz, zaraz: a gdzie siódme miejsce?

No właśnie, jeśli ktoś dobrze liczy, to nie może się doliczyć siódmego „sakramentu”. Siódmego miejsca obecności i spotkania ze św. Franciszkiem. Pisaliśmy o nim przed dwoma tygodniami. Siódmym miejscem jest Rzym. Jakkolwiek bardzo kochał swoje pustelnie, małe kościółki, które remontował, swoje góry i lasy, to jednak punktem odniesienia zawsze był dla Franciszka Rzym. Jakkolwiek był „rewolucjonistą” i zmienił oblicze Kościoła, niczego nie czynił bez aprobaty papieża. To jest ważna nauka: patrzeć na Kościół i pytać Kościół, kiedy zaczynam, a nie prosić o błogosławieństwo, kiedy mam problem. Nawet swoją pierwszą pasterkę wśród żywych zwierząt w Greccio zorganizował na podstawie papieskiej zgody. Jakże to zupełnie inaczej wygląda dzisiaj... A św. Franciszek, kiedy szedł do Rzymu, a był tam kilka razy, najpierw szedł na Lateran do urzędującego papieża, a na końcu do grobu św. Piotra. W tej kolejności. I tego też chcemy się od niego nauczyć, choćby chodziło o grób św. Jana Pawła II.

ks. Andrzej Antoni Klimek

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!