TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 27 Sierpnia 2025, 04:22
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Na smutno dzisiaj

Na smutno dzisiaj

W połowie wakacji dopadł mnie nastrój cokolwiek nostalgiczny, a może nawet smutny, a ponieważ do sierpniowych pielgrzymkowych radosnych przeżyć w drodze do Najświętszej Panienki jeszcze trochę brakuje, pozwolę się trochę temu smutkowi poddać.

A zacznę od tego, że właśnie teraz skojarzyło mi się przy okazji Najświętszej, jak parę dni temu jeden z włoskich dzienników sportowych poświęcił swoją okładkę wielkiemu sukcesowi tenisistki Jasmine Paolini (notabene z polskim śladem w rodowodzie), która najpierw w finale turnieju w Paryżu uległa, jakżeby inaczej, naszej Idze Świątek, a potem dotarła ponownie do finału Wimbledonu. I tekst ten został zatytułowany: Bellissima, czyli „Najpiękniejsza”. Oczywiście sama Jasmine była bardzo szczęśliwa po przeczytaniu tego artykułu, natomiast zupełnie niespodziewanie rozpętała się w Internecie burza, ponieważ siły postępowe uznały, że taki tytuł jest „wartościujący estetycznie”, „seksistowski” i „absolutnie niedopuszczalny”. Natomiast zwracanie się w tekście do tenisistki po imieniu uznano za „paternalizm”. I naprawdę smutno mi się zrobiło... Jeśli podkreślenie czyjegoś piękna nawet zewnętrznego, czyjejś urody jest czymś strasznym, to chyba już w ogóle trzeba będzie zapomnieć o tej kategorii, przynajmniej w odniesieniu do osób.

A skoro już jesteśmy przy tej triadzie, która nam się kojarzy z Panem Bogiem, czyli piękno, dobro i prawda, to po raz kolejny trzeba sobie uświadomić, że niestety bardzo trudno jest spotkać na tym świecie kogoś, w kim znaleźlibyśmy wszystkie te trzy wartości. Czasami mamy taką pokusę, jeśli ktoś ma wspaniały talent i tworzy dzieła sztuki, tworzy piękno (bo ono istnieje, nawet jeśli niekoniecznie jest kategorią obiektywną), czy to muzykę, czy obrazy, a może filmy, to jakoś by się tak chciało, żeby były w nim też prawda i dobro. Niestety. Nie zawsze są. A czasami wręcz ten talent do sztuki, tej czy innej, jest tak naprawdę jedynym talentem artysty, który w każdym innym wymiarze jest porażką. Myślę dzisiaj o śp. Jerzym Stuhrze (on na pewno talentów miał więcej), który niewątpliwie stworzył wiele wspaniałych kreacji, ale nie da się ukryć, że w sposób wyraźny dał się zawłaszczyć pewnej opcji politycznej i kulturowej wyraźnie deprecjonując inne. Chętnie oglądałem jego role, ale nie wybrałbym go na swojego przewodnika po świecie polityki czy kwestii społecznych. Moim zdaniem nie miał racji w wielu sprawach, podobnie jak śp. ks. Józef Tischner, mimo swojej mądrości pod koniec życia dał się mocno wciągnąć przez jedną stronę politycznego sporu. Wtedy też mi było smutno.

Właśnie w jednej ze swoich – jak to się lubi dzisiaj często na wyrost nazywać – kultowych ról Jerzy Stuhr w filmie „Seksmisja”, kiedy w opanowanym przez kobiety świecie próbują go one przekonać, że najsłynniejsi ludzie w historii, jak choćby Mikołaj Kopernik czy Einstein tak naprawdę byli kobietami, grany przez niego bohater wypala: „A może Curie-Skłodowska też?” Przypomniał mi się ten śmieszny dialog i mam też w pamięci wiele sytuacji z różnych teleturniejów wiedzy, gdzie ludzie brawurowo odpowiadają na najtrudniejsze nawet pytania z historii czy z fizyki, a wykładają się na bagatelnie łatwych kwestiach związanych z wiarą, religią czy Biblią. I myślę o całym zamieszaniu z nauczaniem religii w szkole i podjętych próbach ograniczenia go, czy wręcz usunięcia, myślę o tej wielkiej pracy, jaką choćby środowiska związane z Agorą wykonały, aby przekonać wszystkich, że religia jest w szkole niepotrzebna i czyni więcej szkody niż pożytku, że nawet udało im się przekonać ludzi wierzących, praktykujących, a nawet hierarchów. Myślę też o wszystkich błędach w tej sprawie i zaniedbaniach z naszej strony. I mimo wszystko uważam, że byłoby czymś bardzo smutnym i wielką porażką, gdyby jedna ze zdobyczy naszej demokracji, jaką jest możliwość poznawania tego, co leży u podstaw naszej europejskiej cywilizacji w ramach szkoły, miała się okazać czymś, co się wyczerpało i nie jest już nikomu potrzebne. I nawet księża odetchną z ulgą. Przynajmniej niektórzy. To bardzo smutne. Mógłbym napisać, że to jakby się obejrzeć za siebie i zobaczyć znowu realia komuny i od tego oglądania się za siebie zamienić się w słup soli, ale kto by to zrozumiał?

Andrzej Antoni Klimek

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!