TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 29 Marca 2024, 05:42
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Modlitwa na szczycie Karmelu

Modlitwa na szczycie Karmelu

Prowadzenia Izraelitów ku wierze Eliasz nie zakończył na próbie związanej ze składaniem ofiar. Po jej dokonaniu zwrócił się ku królowi. Nakazał Achabowi zasiąść do posiłku. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, iż prorok nie dodał, że słyszy odgłosy padającego deszczu. Od ponad dwóch lat trwała susza. Zatem Eliasz zapowiadał jej koniec.

Jest zatem czym się cieszyć. Jest powód do ucztowania. A nawet jeśli ta zapowiedź miałaby się nie spełnić, to nic nie kosztuje spełnienie takiego polecenia. Dlatego król natychmiast spełnił to, do czego został wezwany. Odszedł i zasiadł do stołu, aby jeść i pić. Natomiast prorok wraz ze swym sługą udał się na szczyt Karmelu. Stąd widać było bezkres morza, jak i całą ziemię Izraela. Ale on nie przyszedł tutaj cieszyć się pięknem widoków. Wręcz przeciwnie.

Jak kobieta rodząca dzieci
Prorok pochylił się ku ziemi, a potem swą twarz wtulił pomiędzy kolana. Tak oddał się modlitwie. Nie mówił ani jednego słowa. Nie wznosił oczu czy rąk ku niebu. Pochylony zdawał się zastygnąć w tej niezwykłej pozycji. Niezwykłej, bo przypominającej zachowanie kobiet rodzących dzieci. Prorok swą modlitwą i pełnym wiary oczekiwaniem zdawał się rodzić deszcz. Czekał na spełnienie się Bożego słowa jak matka czeka na narodziny noszonego pod sercem dziecka. On swą misję spełnił. Przekazał słowo. Reszta należała do Boga. Po pewnym czasie Eliasz przerwał milczenie i zwrócił się ku swemu słudze. Polecił mu spojrzeć w stronę morza. Bowiem tylko stamtąd, od zachodniej strony mógł przyjść deszcz. Sam pozostał na miejscu modlitwy jak gdyby zmożony jej ciężarem. Nie opuszczał tego miejsca, na którym się znajdował. Jego zadaniem było wzywanie Boga. W tym nikt inny nie mógł go zastąpić. Wiedział, że ma to czynić tak długo, aż zapowiedź dana od Boga się spełni. Jak rodząca nie mógł odejść z miejsca, w którym się znajdował.

Siedmiokrotne wołanie
Sługa po chwili powrócił. Nie miał dobrych wieści. Nic nie zobaczył. Spokojna tafla morza nie zapowiadała nawet najmniejszej burzy. Od zachodu nie wiał żaden wiatr, który mógłby przynieść jakiekolwiek opady. Nie było widać choćby drobnego obłoku, który dałby choćby kilka kropel deszczu. Błękit nieba prawie zlewał się z taflą granatu morskiej wody. Wszystko zdawało się przeczyć słowom proroka i jego modlitwie. Jednak to nie załamało jego wiary, nie zniechęciło do modlitwy. Nie odszedł z miejsca, na którym oczekiwał na spełnienie się słowa Boga. Polecił jedynie swemu słudze, aby ten wrócił siedem razy.
Czy nie wystarczyło by poszedł, czekał, a potem wrócił z pomyślną wiadomością do Eliasza? Dlaczego miał chodzić siedem razy w tę i z powrotem? On został i towarzyszył prorokowi w jego modlitwie. Miał być świadkiem, że to, co się stanie będzie wynikiem działania Boga. Obaj nie oczekiwali na przypadkowo nadchodzącą chmurę czy nawałnice, by potem ogłosić, że to Bóg daje deszcz. To, na co czekali będzie Bożą interwencją, odpowiedzią na wznoszone błagania. Eliasz postanowił wołać siedmiokrotnie do swego Pana. Sługa za każdym razem miał iść i zobaczyć jaki jest skutek modlitwy.

„Nauka” dnia siódmego
Może odpowiedź będzie szybsza niż prorok się spodziewał, a może nastąpi dopiero za siódmą prośbą. Siedem bowiem podkreślało pełnię i doskonałość Bożego działania. Siódmy dzień zwany szabatem przypominał każdemu Izraelicie czas stworzenia, dzieło dokonane przez Boga. Wiązano je z sześcioma dniami stwórczego czynu. Po nich przychodził czas spoczynku. On przypominał o wspaniałych dziełach dokonanych przez Boga. Liczba siedem wskazywała, iż Bóg uczynił wszystko, co należało; mówiła o pełni Jego dzieła. Pozwalała na radosne świętowanie. Tak tajemnicę stwórczego dzieła Boga wpisano w tydzień ludzkiego życia. To wskazywało, że kolejne sześć dni pracy to czas, w którym człowiek spełnia Boże przykazanie wzywające go, by przetwarzał świat dany mu przez Boga, rozwijał go i troszczył się o niego. Siódmy dzień, w którym nikt nie podejmował jakiejkolwiek pracy, uczył, że ludzkie dzieło to kontynuacja działania Boga, a każdy dobry czyn w Nim znajduje swe dopełnienie.
Tym samym Eliasz swym wołaniem wpisywał się w to dzieło. Modlitwą wiązał sprawy codzienne i święte. Uczył, że potrzebna człowiekowi do życia siła płynie od Boga. Jeśli ono ma być spełnione nie wystarczy sama praca, choć jej nie wolno zaniechać. Każdy czyn trzeba łączyć z wiarą w Stwórcę, od którego pochodzi wszystko co ma człowiek. Na dobre życie składa się ludzki wysiłek i błogosławieństwo Boga. By je uzyskać nie jest obojętne, gdzie i do kogo człowiek kieruje swą modlitwę i serce. Trzeba je wznieść ku Temu, który jest Bogiem Prawdziwym. Tego uczył Eliasz swoją modlitwą. Świadkiem tego był jego sługa. On tak jak polecił prorok, cierpliwie chodził sprawdzać skutek modlitwy proroka. I wracał do niego mimo, iż nie przynosił dobrych wieści. Czynił podobnie jak człowiek, który codziennie rozpoczyna trud kolejnego dnia, choć czyniąc wieczorny obrachunek ze swego życia, nie widzi jeszcze owoców podejmowanych wysiłków. Mimo to nie zniechęca się.

Niedowiarstwo Achaba
Tak działo się aż do chwili, gdy za siódmym razem sługa wrócił ze słowami nadziei. Oznajmił, że zobaczył mały obłok. Jego rozmiary przypominały dłoń człowieka. Zdawał się podnosić znad morza. Może to lepsze niż nic, jednak czy z niego można się spodziewać wielkiego deszczu? Tymczasem Eliasz widział sprawę inaczej. Nakazał słudze, by natychmiast pobiegł do króla i polecił mu wyruszyć w kierunku doliny Jizrel. Władca miał to zrobić niezwłocznie, bo inaczej ulewa uniemożliwi mu podróż. Sługa wypełnił to polecenie.
Trochę inaczej było z Achabem. On zwlekał. Nie za bardzo chciał odchodzić od dobrze zastawionego stołu. Ponadto opowiadanie o małym obłoku nie zwiastowało wielkich opadów. Czekał. Nie dowierzał i nie chciał się ośmieszyć wobec swego dworu. I dopiero, gdy niebo zaszło ciemnymi chmurami i pierwsze krople spadły nakazał wyruszyć w drogę. Była to ostatnia chwila. Gdyby czekał, strumienie wody płynące z gór i rozmoknięta ziemia nie pozwoliłyby na podróż. Zresztą i tak droga odbywana w strugach deszczu stawała się coraz trudniejsza. Jechał na tyle wolno, że Eliasz, który również ruszył w drogę wyprzedził go. Ich podróż stała się znakiem, który mówił, iż o życiowym sukcesie decyduje nie tylko ludzka siła, ale i wiara. Wiara, której znakiem był prorok, a której brakowało królowi.

Tekst i zdjęcie ks. Krzysztof P. Kowalik

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!