Misyjne pocztówki
Kościół w Oziornoje
Pan Bóg długo się o mnie upominał, prowadził krętymi ścieżkami przed Swój ołtarz, do kapłaństwa, służby Jemu i tym, z którymi teraz spotykam się na co dzień. Lubię czytać. Zawsze lubiłem. Od dziecka. Urzekały mnie opowieści o wyprawach, ciekawość świata i ludzi. Marzyłem, by choć przez chwilę doświadczyć cudownej przygody. Mijały lata, a moje marzenia stały się pragnieniem wyjazdu na misje.
Byłem w seminarium po drugim roku. Każdy kleryk z trzech miesięcy wakacji jeden miesiąc poświęca diecezji i parafii. Za pozwoleniem władz seminaryjnych pojechałem na Białoruś. A potem, przez kolejne lata, do Kazachstanu podejmując w parafii pracę z młodzieżą. Wracałem tam, bo ciągnęło mnie do tych ludzi utrudzonych pracą, oswojonych z biedą, cierpieniem; do tych, którzy wysiedleni w czasie wojny na bezludny step wbrew nadziei próbowali przeżyć, przetrwać... W ubiegłym roku otrzymałem dekret od ks. biskupa Stanisława Napierały i wyjechałem znów do Kazachstanu, do misyjnej codzienności, w której człowiek poznaje samego siebie.
Ze stolicą w Astanie
Kazachstan to kraj w Azji środkowej nad Morzem Kaspijskim, dziewięciokrotnie większy od Polski, którego obecną stolicą jest Astana. Na północy graniczy z Rosją, na południu z Turkmenistanem, Uzbekistanem i Kirgistanem, na wschodzie z Chinami. W latach 1936 -1939 na rozkaz Stalina do kraju za Uralem wywieziono około 70 tysięcy Polaków, a wraz z nimi Niemców, Ukraińców i Białorusinów. Dzisiaj na tej męczeńskiej ziemi mieszka około stu narodowości. Posługują się językiem rosyjskim i kazachskim, pracują sezonowo – na ogromnych hektarach urodzajnej ziemi wynajętej państwowym spółkom. Większość powierzchni stanowią równinne niziny i wyżyny, przechodzące od południa w pustynie. Na wschodzie, wzdłuż granic rozciągają się malownicze wysokie pasma górskie Ałtaju i Tien-szanu. Suchy, kontynentalny klimat sprawia, że najniższe temperatury zimą dochodzą do -45 stopni Celsjusza, a latem najwyższe do +40. Tu właśnie rozpoczyna się moja podróż, realizują marzenia, wezwanie. Tu zaczyna się misja.
Pocztówka z Oziornoje
Bezkresem kazachskich stepów, piaszczystymi drogami podążałem do małej miejscowości w północnym Kazachstanie, do Oziornoje, jedynego w Azji Centralnej sanktuarium maryjnego. Do miejsca, gdzie pośród szarych, zaniedbanych domów, ruin po kołchozowych zabudowaniach zamieszkała Królowa Pokoju. Tu, gdzie w 1936 roku bieda i cierpienie przyjęło zesłańców z Polski, Niemiec czy Ukrainy.
Rozmawiałem z ludźmi. Najstarsi w wiosce pamiętają jeszcze zimę z 1941 r. Opowiadali mi, że była wyjątkowo sroga. Wszystkie zapasy żywności szły na front. Mieszkańcom groziła śmierć głodowa. Ale nagle przyszła odwilż, która w święto Matki Bożej – 25 marca, odsłoniła ogromne jezioro pełne ryb. Ich obfitość sprawiła, że przyjeżdżali tu mieszkańcy z okolicznych miejscowości. Starczyło dla wszystkich, by przeżyć. Z czasem jezioro zaczęło wysychać. Dzisiaj, w miejscu jeziora stoi figura Matki Bożej z rybami. Wykonano ją w Polsce jako wotum wdzięczności za ocalenie. Poświęcił ją Jan Paweł II w czerwcu 1997 r.
Przez całe lata mieszkańcy Oziornego marzyli o swoim kościele. Dopiero w 1990 roku uzyskali pozwolenie władz moskiewskich na budowę kościoła dla kołchozu „Awangarda”. Rozpoczęli budowę. Bez przygotowania, bez planów... Pomógł polski inżynier pan Iwanicki. Kościół potrzebował już tylko pasterza. Pierwszymi księżmi, którzy przyjechali na stałe z Polski był ks. Tadeusz Krzemiński i ks. Tomasz Peta, dzisiejszy arcybiskup w Astanie.
Nadrabianie zaległości
Do parafii w Oziornoje należy 11 wiosek. Do najbliższej – 5 km, do najdalszej 75 km w linii prostej. Droga jednak prowadzi przez step. Do każdej z tych miejscowości docierałem dwa razy w miesiącu. Tu ludzie modlą się codziennie. Od momentu, kiedy ich przywieziono na te ziemie nie przestali wspólnie odmawiać Różańca, dumni, że choć tak zachowali wiarę. Przez dziesiątki lat nie mieli jednak możliwości przyjmowania sakramentów. Dzieci chrzcili sami. Ale dzisiaj starają się nadrabiać „zaległości”. Często do przyjęcia sakramentów przygotowywała się cała rodzina: dzieci, rodzice. Pracy jest sporo. Tej duszpasterskiej, ale i codziennych obowiązków parafialnych, domowych.
W Oziornoje nie byłem sam. Jest tu proboszcz z Polski, dwaj szwajcarscy benedyktyni, pięć sióstr karmelitanek i cztery wielkopolskie służebniczki. Większość mieszkańców to katolicy, ale są też prawosławni, protestanci, muzułmanie. Wzajemnie się szanują okazując życzliwość i sympatię.
Nigdy nie zapomnę pewnego wydarzenia. W wigilijny wieczór ubiegłego roku ktoś zadzwonił do drzwi. Stał w nich muzułmanin z czterema goździkami i tortem. Kiedy zobaczył moją zdziwioną minę powiedział: „Przecież obchodzicie dzisiaj święto Bożego Narodzenia. Przyszedłem złożyć życzenia”. Taka jest moja codzienność w Kazachstanie – jak step, który widzę każdego dnia – rozpościera się przede mną, zaprasza i wymaga.
Nadeszło lato. Za kilka dni wyjeżdżam z Oziornoje, które o tej porze zaczęło tętnić życiem. Na spotkanie młodzieży odbywające się od dziesięciu lat zaczęli przybywać młodzi ludzie, zarówno z kraju, jak i z zagranicy. Z Azji Centralnej i Europy. Kończy się mój pierwszy rok w Kazachstanie. Piękny czas u stóp Królowej Pokoju. Pora wyruszyć dalej – do Kellerovki. Pozdrawiam w Panu.
ks. Tomasz
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!