TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 19 Kwietnia 2024, 14:56
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Łagodny powiew Obecności

Łagodny powiew Obecności

Po spożyciu posiłku Eliasz posłuszny Bogu rozpoczął kolejną wędrówkę. Szedł nieopodal pustyni Negebu. Zstępował coraz niżej drogą opadającą ku południowi. To sygnalizowało, że opuszcza ojczyznę i idzie w kierunku Egiptu.

Gdy droga zaczynała się wznosić zdał sobie sprawę, że jest coraz bliżej półwyspu synajskiego. Jego początek zwiastowały wody Morza Czerwonego. Przechodził koło jego zachodniej zatoki zwanej dziś Akaba. Teraz stał przed coraz wyższymi górami. Szedł przełęczami, by dojść do podnóża świętej góry Synaj zwanej też Horeb.


Przypomnienie historii
Owo wędrowanie przypominało Eliaszowi całą historię jego narodu. Pokonywał drogę jak Abraham lub Jakub i jego synowie z synami, gdy szukali w egipskim kraju ocalenia przed głodem. Czuł ból Józefa, którego sprzedano w niewolę i pozostawiono w Egipcie. Przypominał sobie wielką wędrówkę ludu prowadzonego przez Mojżesza; ludu wyzwolonego przez Boga i obdarowanego przymierzem, a potem prowadzonego pustynnymi drogami ku obiecanej ojczyźnie. On teraz przemierzał podobną, a może nawet tę samą drogę, tyle że szedł w odwrotnym kierunku. Każdy dzień stawał się wielkim wspomnieniem owych dawnych i ważnych wydarzeń. Przypominał o dobroci i opiece Boga, ale także o tym, że wielkie dzieła dokonywały się pośród przeciwności i różnorodnych trudności, a poprzedzające je wydarzenia zdawały się czasem wszystkiemu zaprzeczać i przychodziły jak skwar pustyni zdający się mówić, iż pochłonie życie wędrowca i nie pozwoli mu dojść do celu. Ale cień rzucany przez obłoki, odpoczynek pośród drzew w oazie, chłód wody, której można się tam było napić, przypominały o tym, że Bóg nie pozwoli zginąć swym wybranym, jak nie pozwolił zginąć na pustyni swemu ludowi. Nocą zaś tysiące gwiazd rozświetlających niebo mówiło o wielkiej obietnicy danej Abrahamowi, o licznym potomstwie i o tym jak ta obietnica stopniowo realizowała się w poszczególnych pokoleniach, dzięki tym, którzy na wzór Abrahama uwierzyli Bogu.


Pytania w głębi serca
Eliasz wędrował przez 40 dni. Siłę do pokonywania drogi dawał mu pokarm ofiarowany wcześniej przez Boga. Choć szedł sam i pokonywał nieznaną mu wcześniej drogę, zdawał sobie sprawę z bliskości Boga. Wiedział, odczuwał i był pewny, że to On go prowadzi, czuwa nad jego bezpieczeństwem i wyznacza cel tej tajemniczej wyprawy.
Gdy doszedł do góry Horeb odczuł zmęczenie. Odnalazł jakąś grotę i w niej postanowił przenocować. Ale tej nocy nie było dane mu spać. Spoczynek przerwał głos. Prorok rozpoznał go. Był mu dobrze znany. To był głos zwiastujący słowo Boga. Wpierw usłyszał pytanie. Bóg pytał go o to, co robi tu u stóp Synaju. Prorok wiedział, że to nie Bóg potrzebuje odpowiedzi. On przecież wie. Pytanie zostało zadane Eliaszowi po to, by sam sobie na nie odpowiedział, by zajrzał w głąb swego serca i zapytał o powód odbywanej wędrówki, o jej duchowe znaczenie, o sens powrotu na miejsce związane z korzeniami wiary. A może jeszcze inaczej.
Wezwanie po imieniu, stawiało mu pytania o to, kim jest on sam, gdzie zmierza, co wydarzyło się w ostatnim czasie w jego życiu. Przypominało też dane mu powołanie. Postanowił spróbować dać odpowiedź Bogu, ale i jednocześnie samemu sobie. Mówił o chwili, gdy płomień gorliwości przeniknął jego serce. Nie dbał o własne sprawy. Nie chodziło mu o zysk czy sławę. Był przeniknięty troską o sprawy Boże, o chwałę Wszechmogącego. Podobny płomień chciał rozniecić w sercach swych rodaków. Widział, że odeszli od przymierza zawartego z Bogiem. Zdradzili. Nie oddawali Mu czci. Odrzucili tych, którzy zwiastowali im słowo Boga. Zabijali proroków posłanych im przez Pana. Ocalał tylko Eliasz. Poszukiwano go, ale nie po to, by oznajmił słowa Boga, lecz by zadać mu śmierć.
Gdy Eliasz mówił te słowa zdał sobie sprawę, że gorliwość mieszała się w jego sercu z lękiem. Poczuł się jak Mojżesz, który kiedyś sam próbował ratować swych rodaków, a potem ze strachu przed faraonem uciekł na pustynię. Był jak on gorliwy, ale jak on zwątpił, gdy przyszło mu położyć na szalę sporu własne życie. I jak Mojżesz odkrył, że w swych szlachetnych planach, mówiąc o sprawach Bożych liczył na własne siły. Myślał, że sam obroni swój naród i sprawy wiary. To przekonanie musiało runąć, jeśli chciał rzeczywiście podjąć powołanie dane mu przez Boga. Teraz zaczynał rozumieć, dlaczego Bóg przyprowadził go na to miejsce. Światło łaski zaczęło przenikać jego serce i rozjaśniać mroki niewiary. Dzięki niemu usłyszał kolejne wezwanie. Miał wyjść z miejsca swego schronienia i stanąć na szczycie góry przed Bogiem. Został wezwany, by pójść dalej i wyżej, wniknąć w święte sprawy Boga, podobnie jak kiedyś Mojżesz wpierw u stóp Synaju, a potem na jego szczycie.


Będąc blisko Boga
Gdy tylko Eliasz ruszył zdał sobie sprawę, że Bóg wychodzi naprzeciw niego. Gdy pojawiła się gwałtowna wichura tak wielka, że pękały skały, myślał, że On jest pośród niej, ale mylił się. Podobnie było w chwili pojawienia się trzęsienia ziemi oraz gdy ujrzał potężny ogień. Były to ważne znaki, ale Boga w nich nie było. Dopiero z nadejściem łagodnego powiewu zdał sobie sprawę z Jego bliskości i obecności. Wtedy zasłonił płaszczem twarz, by uszanować tajemnicę Bożej Obecności. Zdawał sobie sprawę, że nie jest godny patrzeć na Stwórcę, stać przed Nim jak równy z równym. Gdy tak stał u wejścia do groty jeszcze raz usłyszał zadane mu wcześniej pytane. Wtedy ponowił swoją odpowiedź. Mówił o tych samych pragnieniach i obawach, ale mówił teraz, będąc blisko Boga. Poznał Go na nowo. Wiedział, że miarą Jego obecności nie jest groza i zniszczenie, ale dobroć i łagodność. Teraz był pewien, że Bóg nie pozwoli zniszczyć jego życia. Zrozumiał, że nie należy się lękać różnych wydarzeń, jakie czasem rozgrywają się dokoła, bo po nich przychodzi ukojenie pochodzące od Boga i siła płynąca z Jego łagodnej obecności. Zrozumiał, że wszystko co do tej pory przeżył, stanowiło przygotowanie prowadzące go do pełnego spotkania z Bogiem, niezwykłego daru, którego nie można z niczym porównać, dla którego warto przejść przez dotychczasowe trudy i niebezpieczeństwa. Dla Niego gotów był poświęcić wszystko. Czekał zatem na kolejne słowa Boga.

Ks. Krzysztof. P. Kowalik

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!