Ku dolinie Jordanu
Rozległa dolina Jizrel jest miejscem, z którego rozpoczynamy wędrówkę w stronę Jerozolimy. Do wyboru mamy dwie trasy. Pierwsza, poprzez wzgórza Samarii i Judei, prowadzi bezpośrednio do celu. Jest najkrótsza. Druga kieruje nas na wschód, w stronę doliny Jordanu, a następnie skręca na południe. Idąc wzdłuż rzeki Jordan dociera do Jerycha. Tu zmierza na zachód w stronę Miasta Świętego.
Ta pierwsza w tradycji chrześcijańskich pielgrzymów nazywana jest „drogą Jezusa”. Ewangelie wzmiankują, iż przechodził nią razem ze swoimi uczniami. Jednak w Jego czasach z tej drogi korzystano rzadko. Dlaczego? Wynikało to z konfliktu, jaki zaistniał między Żydami a Samarytanami. Większość wędrowała drugą drogą, wprawdzie dłuższą i trudniejszą, ale pozbawioną nieprzyjaznych sąsiadów. Najprawdopodobniej tędy pielgrzymował dwunastoletni Jezus wraz ze swoimi Rodzicami do Świątyni Jerozolimskiej, stąd drogę nazywa się „drogą Jezusa, Maryji i Józefa”.
Początek wędrówki zwiastuje zmianę klimatu. Coraz mniej eukaliptusów. Nie ma też już pinii. Natomiast naszym oczom ukazują się gaje palmowe. Na tle coraz bardziej pustynnego krajobrazu przypominają rajskie ogrody. Jeśli będziemy przejeżdżać w odpowiednim czasie, na wierzchołkach drzew zobaczymy potężne kiście dojrzewających daktyli. Dobrze było by móc skorzystać z tak smacznych owoców. Jeśli chcemy skorzystać z darów drzewa palmowego wystarczy wejść do sklepiku. Do wyboru jest wszystko, czego tylko dusza zapragnie: syrop z daktyli, miód daktylowy oraz same owoce, zarówno świeże, jak i kandyzowane. Może – z chyba zrozumiałych racji – poprzestańmy na tym wyliczeniu. Warto jedynie jeszcze wspomnieć, iż dla starożytnych palma była źródłem bardzo wielu produktów. Oczywiście najważniejszy to niezwykle kaloryczne owoce. Nie mniej przypomnijmy jeszcze o innych rzeczach. Wpierw o winie wyrabianym z daktyli. Liście drzewa dostarczały materiału na wyplatanie mat, koszy, czy sandałów. Pień można było wykorzystywać jako zwieńczenie futryny drzwi – niestety z racji włóknistej struktury nie nadawał się do innej obróbki. Do tego, jako ciekawostkę, dodajmy wykorzystanie palmy jako swoistego kalendarza: wypuszcza ona co miesiąc jeden liść, gdy w tym samym czasie obumiera jeden ze starych liści. Stąd nic dziwnego, że drzewo to uważano również za symbol wieczności.
Zanim dojedziemy do doliny Jordanu zatrzymajmy się na dłuższą chwilę w starożytnym Scytopolis. Wpierw – a były to czasy drugiego tysiąclecia przed Chr. – znajdowało się na wysokim wzgórzu. Nosiło wtedy nazwę Bet Szean. Tutaj długi czas rezydował w nim garnizon egipski. W czasach podboju Ziemi Obiecanej nie zostało zdobyte przez Hebrajczyków. Pierwszy król żydowski, Saul walczył u podnóża tej twierdzy z Filistynami. Poniósł klęskę. Tu dobiegło kresu jego życie. Wrogowie powiesili ciała króla i jego synów na murach miasta. Z tego miejsca zdjęli je, podczas nocnej wyprawy, mieszkańcy Jabesz, by pogrzebać poległego władcę. Samą twierdzę udało się zdobyć Dawidowi. Była ona wykorzystywana do 700 r. przed Chr. Jej kres – podobnie jak w przypadku Megiddo – wyznaczył najazd Asyryjczyków. Pozostałości twierdzy, sanktuariów oraz budynku komendanta garnizonu egipskiego z czasów faraona Setiego I i Ramzesa III możemy oglądać do dziś na potężnym wzniesieniu, liczącym sobie 107 m ppm. (Właśnie tak, to nie pomyłka. Zmierzając w stronę doliny Jordanu znów jesteśmy poniżej poziomu Morza Śródziemnego!). Owo wzniesienie nosi ono nazwę Tell El-Husn. Wejście na nie nie należy do najłatwiejszych. Pomocą są przygotowane współcześnie schody. Nie mniej wysokość i upalny klimat na wielu czołach wyciskają gęste krople potu. Nagrodą jest widok. Chodzi nie tylko o starożytne zabytki. W tej okolicy krzyżowały się najważniejsze drogi, prowadzące z południa na północ oraz ze wschodu na zachód. Rozległa panorama prezentuje wzgórza Gilboa, Galileę, dolinę Jordanu oraz wzgórza Zajordania. Zaś u podnóża rozpościera się hellenistyczne miasto. Powstało ono w II w. przed Chr., gdy ponownie osiedlono się w Bet Szean, tym razem u podnóża wzniesienia. Zbudowanemu miastu dano nazwę Scytopolis. Nazwa ta wywodziła się najprawdopodobniej od scytyjskiego oddziału, któremu Ptolemeusz II – władca egipski podarował to miejsce. Kiedy tereny te przeszły pod władanie Seleucydów – władców Syrii, dodano do nazwy miejscowości określenie Nysa. Chciano w ten sposób upamiętnić opiekunkę Dionizosa, która – według pogańskich legend – miała się tu urodzić. Miasto zdobyte przez Rzymian, stało się stolicą Dekapolu – związku dziesięciu miast. Wspaniale rozwijało się w czasach bizantyjskich – zasłynęło z wyrobów tkackich. Niestety, po podboju arabskim, straciło swe znaczenie i przeszło w zapomnienie.
Starożytne Scytopolis do dziś zachwyca pięknem i harmonią. Doskonale zachował się jego układ, fragmenty budowli i świątyń. Miasto zostało zbudowane na planie dwóch krzyżujących się ze sobą ulic. Pierwsza liczy 90 m długości. Jest szeroka na 5,5 m. Została wyłożona bazaltowymi płytami. Pod nią przebiega kanał, który odprowadzał miejskie ścieki. Po obu stronach ulicy położono chodnik dla pieszych. Znajdował się on znacznie powyżej jej poziomu. Zaopatrzony był w kolumnadę i zadaszenie. Nietypowe jest położenie drugiej z głównych ulic. Zazwyczaj główne ulice były skrzyżowane prostopadle. Tutaj nie zachowano tej reguły. Odgałęzienia ulic opasuje bowiem wzniesienie dawnej twierdzy. Taki układ nie wynika tylko z topografii terenu. Wzgórze bowiem traktowano jako obiekt sakralny. Zbudowano na nim świątynię Dionizosa. Natomiast u podnóża, przy skrzyżowaniu, wzniesiono Nimfeum. To sanktuarium, dedykowane Nimfom, było wyposażone w liczne fontanny. Obok ustawiono potężny posąg ku czci Marka Aureliusza. Pośród tego kompleksu znajdowała się druga świątynia poświęcona Dionizosowi. W bocznych ulicach rozmieszczono liczne sklepy. Natomiast do głównej ulicy przylegały agora – miejsce rozlicznych dyskusji oraz odeon, przebudowany w czasach bizantyjskich na sklepy. Ich podłogi zdobią przepiękne mozaiki. Na jednej przedstawiono boginię Tyche. Korona zdobiąca jej głowę jest najprawdopodobniej wzorowana na murach miasta. Po jednej i drugiej stronie ulicy znajdowały się wspaniałe kompleksy łaźni miejskich. Nie sposób też nie wspomnieć o jednym z dwóch teatrów. Zaliczano go do średnich pod względem rozmiaru budowli. Przypuszcza się, iż mieścił około 8 tys. widzów.
Scytopolis, choć oglądamy tylko zachowane fragmenty miasta, zachwyca do dziś swymi budowlami. Jak więc wspaniałym musiało być w chwili swej świetności. Jego nazwy wiążą się z wielkimi wydarzeniami, składającymi się na starożytną historię Ziemi Świętej. A jednocześnie wszystko w tym miejscu przypomina słowa św. Pawła: „przemija postać tego świata”.
Tekst i foto ks. Krzysztof P. Kowalik
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!